23 czerwca 2012

Rozdział 2 - Podróż




Swego czasu byłem święcie przekonany, że czas jest najlepszym lekarstwem, dlatego kiedy ukochana kobieta odeszła ode mnie, wierzyłem, że pewnego dnia rana, jaką pozostawiła mi na duszy, w końcu się zagoi, a blizna po niej będzie ledwo widoczna. W spotkaniu z rzeczywistością zrozumiałem jednak, że czas nie goi żadnych ran, jedynie przyzwyczaja do bólu, który odczuwamy zawsze, gdy rana zostanie naruszona.
Na szczęście dla Anny, czas miał na nią wspaniały wpływ. Dni dzielące ją od pierwszego września minęły w zastraszającym tempie, więc nie zdziwiło ją zbytnio, gdy w czwartek, razem z rodzicami i dziadkiem przyjechała na dworzec King’s Cross, średnio gotowa do roku szkolnego, ale nieco stęskniona za zamkiem, a w jej głowie myśli o liście babci były jedynie zamazującymi się strzępkami.
Anton, przy pomocy dziadka, wtaszczył kufer wraz z klatką, w której smacznie spała czarna jak smoła sowa, na wózek i w czwórkę ruszyli w kierunku peronów dziewiątego i dziesiątego.
Duży zegar wskazywał godzinę dziesiątą trzydzieści, więc Anna miała jeszcze pół godziny do odjazdu pociągu.
- Dobra, mała, idziemy.
Ojciec uśmiechnął się do niej ciepło i oboje ruszyli w kierunku solidnej, żelaznej barierki. Oparli się o nią i chwilę później znaleźli się już na wypełnionym gwarem i oparami peronie dziewięć i trzy czwarte. Anna uśmiechnęła się na widok czerwonego parowozu i tłumu czarodziei tłoczących się na peronie. W chwilę później za nimi pojawiła się mama i dziadek.
- Tarasujecie przejście – mruknęła niezadowolona i delikatnie popchnęła córkę, dając jej do zrozumienia, żeby się ruszyła. Anton objął córkę ramieniem i pchnął wózek wzdłuż peronu. Anna wyciągała szyję, próbując dostrzec przyjaciół, co wcale nie było łatwe, biorąc pod uwagę uścisk, w jaki się dostała.
- An!
Piskliwy, dziewczęcy głos oswobodził ją spod ramienia ojca. Anton, podobnie jak jego córka, rozejrzał się dookoła zaciekawiony, zatrzymując się w miejscu. Kiedy kłęby dymu opadły, Anna ujrzała wysoką, dorodną dziewczynę o ciemnych, prawie czarnych włosach i piwnych oczach. Wyszczerzyła swoje niezwykle równe zęby we wspaniałym uśmiechu, po czym ruszyła biegiem w stronę Anny. Chwilę potem obie padły sobie w ramiona, wyraźnie uradowane tym spotkaniem.
- Strasznie dobrze cię widzieć! – zawołała dziewczyna, odsuwając się od niej. Wtedy też dopiero dostrzegła całą rodzinę Anny. Jej uśmiech nieco zbladł – Przepraszam. Dzień dobry państwu.
- Cześć Amy. – zawołał wesoło Anton, podając dziewczynie dłoń, którą ta delikatnie uścisnęła. – Jak wakacje?
- Dziękuję panie Stewart, całkiem znośnie. Przepraszam, że nie przyjechałam…
- Nie musisz się tłumaczyć moja droga. Mam nadzieję, że odwiedzisz nas na święta.
Donna uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny. Amy dygnęła lekko i oblała się uroczym, szkarłatnym rumieńcem.
- Znalazłam nam przedział. Tommy siedzi w środku i próbuje uporać się ze swoją jaszczurką.
Amy spojrzała znacząco na Annę. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Prowadź! – zawołał wesoło jej ojciec i pchnął wózek. W piątkę ruszyli wzdłuż wagonów, lawirując pomiędzy rodzicami, żegnającymi swoje pociechy, a uczniami, którzy witali się po długiej przerwie. Wreszcie Amy wspięła się po schodkach do wagonu, Anna za nią, a na końcu Anton, który przy pomocy dziadka wtaszczył kufer na górę.
- Zaprowadź bagaż i wyjdź tu jeszcze do nas, dobrze?
- Jasne tato.
Anton uśmiechnął się czule do córki. Anna odwzajemniła uśmiech. Jeśli miałaby określić, które z rodziców bardziej ją kochało, śmiało przyznałaby, że ojciec. Naturalnie, matka również ją kochała, a ona kochała matkę, jednak Donna, jak to kiedyś określił dziadek, była dość trudna w pożyciu. Miewała swoje humorki i kaprysy, a gdy na coś się uparła, za nic w świecie nie mogła z tego zrezygnować. Dlatego znacznie bardziej niż rozmowy z matką, Anna lubiła rozmowy z ojcem. Anton starał się być jej najlepszym przyjacielem, ale nie pozwalał przy tym, by weszła mu na głowę, czym zyskał nie tylko jej szacunek, ale i bezgraniczne zaufanie. Amy wzięła jej klatkę z sową, a Anna złapała za rączkę kufra i obie dziewczyny ruszyły wąskim korytarzykiem, przeciskając się pomiędzy stojącymi na nim uczniami, a tymi którzy zmierzali w przeciwną im stronę. Na szczęście, przedział który zajął Tommy, był stosunkowo blisko. Amy odsunęła drzwi i weszła do środka, a Anna, siłując się z kufrem, weszła za nią. Na jej widok, jasnowłosy, zielonooki chłopak o zajęczej wardze zerwał się z ławki i pomógł naszej bohaterce umieścić kufer na półce, znajdującej się nad ławką.
- Dzięki Tommy.
- Nie ma sprawy.
Lekki uśmiech rozciągnął blade, wąskie usta chłopca w ładnym uśmiechu. Anna odwzajemniła gest, jednak dostrzegła, że ten uśmiech nie objął zielonych oczu chłopca, w których, jak zauważyła, czaił się smutek. Obiecując sobie, że zapyta go o to zaraz po powrocie do przedziału, wypadła na korytarz i pobiegła w kierunku drzwi. Do odjazdu pociągu zostało dokładnie pięć minut. Anna zeskoczyła na kamienny peron, wpadła w objęcia ojca, później uściskała matkę, a na końcu dziadka, który uśmiechnął się do niej dobrodusznie.
- Przynieś nam chlubę w tym roku - powiedział spokojnie, a jego oczy błyszczały ze wzruszeniem.
- Tato, Anna zawsze przynosi nam chlubę. - oznajmił spokojnie jej ojciec, mrugając do niej porozumiewawczo. Anna wyszczerzyła wszystkie zęby w uśmiechu dokładnie w tym samym momencie, w którym na peronie rozległ się przenikliwy odgłos gwizdka.
Anna wskoczyła po drabince do wagonu i pobiegła do okna na korytarzu, znajdującego się naprzeciw ich przedziału, przez które wychylali się już Amy i Tommy. Anna dołączyła do nich, zawzięcie machając rodzicom i dziadkowi. Donna posłała córce całusa, Anton uśmiechnął się szeroko, a dziadek machał tak długo, dopóki pociąg nie ruszył i w końcu nie zniknął za pierwszym zakrętem. Wtedy też dopiero cała trójka wróciła do przedziału, opadając ciężko na ławki. Anna zajęła miejsce tuż przy oknie, na przeciw Tommy'ego, a Amy usiadła obok przyjaciółki.
- Wspaniale znów was widzieć - oznajmiła, obdarzając każdego z nich ciepłym uśmiechem. Amy odpowiedziała jej tym samym, ale Tom tylko delikatnie drgnął kącikiem ust. Anna spojrzała na niego uważnie.
- Tom... co się stało?
Chłopak spojrzał na nią, a w jego oczach pojawiło się coś, co wyglądało już nie tylko na smutek, ale nawet na ból. Wzruszył ramionami i wyjrzał przez okno. Anna i Amy wymieniły spojrzenia. Amy wstała i zasunęła drzwi do przedziału, sprawiając, że zrobiło się znacznie ciszej. Anna wlepiła spojrzenie w swojego przyjaciela.
- Tom... dobrze wiesz, że nam możesz o wszystkim powiedzieć.
- Wiem. Zastanawiam się tylko, czy chcę.
- W porządku - obie dziewczyny zrozumiały, że póki co muszą się wycofać. Jeśli Tom będzie chciał powiedzieć im, co sprawiło, że jest tak smutny, na pewno w końcu to zrobi. Póki co jednak Amy najwyraźniej postanowiła zmienić temat.
- Nie orientujecie się może po co nam te wyjściowe szaty?
Tom nie zareagował. Anna postanowiła nie obarczać go swoim spojrzeniem.
- Mój tata mówił, że coś wyjątkowego będzie działo się tego roku w Hogwarcie. Nie chciał mi jednak powiedzieć co takiego. Powiedział że to niespodzianka.
Na policzkach Amy pojawiły się czerwone wypieki.
- Ciekawe, co to może być?
Anna już chciała coś odpowiedzieć, ale przerwał jej odgłos rozsuwanych drzwi. Cała trójka spojrzała w tamtą stronę i jednocześnie na twarzach całej trójki pojawiły się takie grymasy, jakby coś w przedziale wyjątkowo brzydko zapachniało. Anna bardzo dobrze znała sylwetkę, która pojawiła się w drzwiach, i równie bardzo nie lubiła oglądać jej każdego dnia w pokoju wspólnym. Drwiący uśmiech pojawił się na bladych ustach chłopca, a jego szare oczy błysnęły nieprzyjemnie, a gdy przemówił, przesadnie przeciągał sylaby.
- Tak się zastanawiałem, Stewart, czy znów siedzisz z tymi przygłupami, zdradzając swój dom.
Są tacy ludzie, którzy budzą w nas niechęć od pierwszego momentu, gdy tylko ich spotkamy. Sam spotkałem wielu ludzi, którzy nie byli zbyt zachęcający do bliższego zapoznania się z nimi. Czasem jednak nasza ocena bywa myląca. Ktoś, kto może wyglądać na nieprzyjemnego i groźnego, tak naprawdę jest skrytym miłośnikiem kwiatów i poezji. Równie dobrze ktoś, kto wygląda pięknie, a jego usta mówią wspaniałe słowa, może okazać się najpodlejszym zdrajcą. Zanim Anna poznała swoich przyjaciół, była do nich uprzedzona tylko dlatego, że w Hogwarcie mieszkali w innych domach. Wkrótce jednak zrozumiała, że to czyny identyfikują kim tak naprawdę jesteśmy, a nie słowa. Dlatego kiedy Anna poznała tego chłopaka, była pewna, że jest on równie fałszywy, co ulizany, i w ciągu czterech lat nie raz przekonała się, że jej ocena nie była mylna ani o jotę. Anna obcięła wzrokiem stojącego w drzwiach chłopaka, jaki i dwóch jego równie głupich, co paskudnych goryli i przywołała na usta podobny, drwiący uśmieszek.
- Malfoy, w tym wieku powinieneś zacząć interesować się dziewczynami, a nie włóczysz się ciągle z tymi dwoma kołkami.
Pociągła twarz blondyna pobladła nieco, a drwiący uśmieszek zmienił się w grymas.
- Jakiś problem Malfoy? – rzucił Tom, prostując się.
Blondyn obrzucił go jadowitym spojrzeniem, a uśmieszek powrócił na jego usta, stając się jeszcze bardziej drwiącym.
- Żadnego, Morstran. W porównaniu z Twoją sytuacją…
Tom zerwał się z ławki, wyszarpując różdżkę z kieszeni. Dokładnie w tej samej chwili na korytarzu rozległ się nowy głos.
- Malfoy, masz tu jakiś problem?
Przy drzwiach pojawiła się nowa postać. Wysoki, czarnowłosy chłopak o ciemnych oczach, spojrzał chłodno na Malfoya, który nagle jakby skurczył się w sobie, podobnie zresztą jak jego goryle. Jego uśmieszek znów zmienił się w grymas niezadowolenia.
- Żadnego, Bolton.
- No to spływaj stąd i żebym nie widział cię na korytarzu do końca podróży.
Malfoy spojrzał z furią na trójkę przyjaciół, po czym znów obciął Boltona, kiwnął na swoich obwiesiów i odszedł. Bolton jeszcze przez dłuższą chwilę śledził go wzrokiem, aż w końcu oderwał od niego spojrzenie i wszedł do przedziału. Miał na sobie długą, czarną szatę szkolną z zielono-srebrnymi elementami, a na jego piersi, tuż obok haftowanego godła Slytherinu, jaśniała srebrna odznaka z literką P. Spojrzał najpierw na Toma, który wciąż stał, dysząc lekko, ściskając pobielałe palce na różdżce, później na Amy, a na samym końcu wlepił swoje ładne, czarne spojrzenie w Annę.
- Wszystko w porządku, An? Czego ten debil chciał?
- Och, to co zawsze. Nie podoba mu się, że moi przyjaciele nie są Ślizgonami.
Bolton uśmiechnął się słabo.
- Nie musisz się nim przejmować.
- Wiem.
- Nienawidzę go – szepnął mściwie Tom, wciąż patrząc za okno.
- Usiądź Morstran – powiedział spokojnie Bolton, przyglądając się chłopakowi. Tom obrzucił go chłodnym spojrzeniem, ale usiadł.
- Dwójka przyzwoitych Ślizgonów zakrawa na cud. – wymamrotała Amy, bardziej do swoich butów, niż do Boltona. Tym razem chłopak uśmiechnął się szerzej.
- Gdyby ten idiota znów się tu przypałętał, siedzę z przodu. W razie draki, niech ktoś z was przyjdzie po mnie. Bardzo bym chciał, żeby mu ktoś wreszcie utarł nosa, a to, że jesteśmy w jednym domu, tylko tą chęć zaostrza.
Mrugnął do nich porozumiewawczo, po czym obrócił się z gracją na pięcie, wyszedł na korytarz, zasunął za sobą drzwi i ruszył korytarzem w lewo.
Z przyzwoitymi i nieprzyzwoitymi ludźmi jest tak jak z owocami. Niektóre mogą być brzydkie i nieatrakcyjne z zewnątrz, ale gdy się ich skosztuje, mają cudowny smak i niebywały aromat, a niektóre mogą być nie wiadomo jak wspaniałe i kolorowe, jednak po ich skosztowaniu zaczniemy żałować, że nie wybraliśmy któregoś mniej atrakcyjnego.
Jak powszechnie było wiadomo, Slytherin był najgorszym domem w szkole, głównie dlatego, że mieszkający w nim uczniowie byli przebiegli, złośliwi i wyemancypowani. Raz na jakiś czas zdarzało się jednak, że ktoś trafiał do niego nie tylko dlatego, że był złośliwy, przebiegły i lubił się wywyższać, ale dlatego, że miał naprawdę dużą moc magiczną. Kiedy Anna trafiła do szkoły i profesor McGonagall założyła jej tiarę przydziału na głowę, ta przez dłuższy czas nie mogła się zdecydować. Anna jak dziś pamiętała, że oznajmiła jej wtedy, iż posiada naprawdę wielką moc, niespotykaną wręcz moc i że do tej pory tylko dwa razy doznała takiego uczucia. Umieściła ją w Slytherinie, mając nadzieję, że Anna będzie rozwijała swoje talenty. W niedługim czasie uzyskała status najlepszej uczennicy swojego domu i jednej z lepszych w szkole.
Irytowało ją jednak podejście Ślizgonów do życia i do innych uczniów szkoły, dlatego postanowiła złamać tabu i zaprzyjaźnić się z uczniami z innego domu. To oczywiście nie było proste, ale gdyby nie wytrwałość, zapewne dzisiaj siedziałaby w jednym przedziale ze Ślizgonami z roku, którzy opowiadali by sobie jałowe historyjki na temat swoich rodzin, a nie z Krukonem i Puchonką, z którymi czuła się jak z nieposiadanym rodzeństwem.
Bolton był nieco do niej podobny. Nieco – ponieważ uważał, że nie powinno oceniać się kogoś po jego przynależności lub po statusie materialnym. Annę i Boltona łączyły dość ciepłe, przyjazne stosunki, głównie dlatego, że oboje zostali odsunięci przez Ślizgonów od swojej społeczności, otrzymując miano zdrajców nie tylko domu, ale także krwi.
Co dziwniejsze, profesor Snape, opiekun domu, wcale nie popierał zachowania swoich podopiecznych. Może nie uważał, że to dobry pomysł, by przyjaźnić się z uczniami z innych domów, a zwłaszcza z Gryfonami, ale nigdy nie skrytykował podjętej przez Annę decyzji. Wystarczyło mu, że była najlepsza w jego domu, choć naturalnie, irytowały go regularne sprzeczki pomiędzy nią a Malfoyem.
Teraz jednak Anna nie miała nastroju do roztrząsania domowych problemów. Spojrzała z oczekiwaniem na Toma.
- Tommy… o czym Malfoy mówił?
Tom nerwowo zacisnął szczęki, położył różdżkę na stoliku i wyjrzał przez okno. Tym razem Anna nie zamierzała dać za wygraną i postanowiła pociągnąć przyjaciela za język, co w tym przypadku oznacza, że „postanowiła pytać i męczyć go do momentu, w którym nie ulegnie lub nie wybuchnie gniewem”.
- Tom? Dobrze wiesz, że rozmowa pomaga. Malfoy zawsze gada od rzeczy, więc nie musisz się nim przejmować…
- Wcale się nie przejmuję! – krzyknął rozeźlony i spojrzał płomiennie na Annę. Dziewczyna przygryzła dolną wargę. Poczuła na szyi ciężki oddech Amy. Niespodziewanie Tom uderzył pięścią w stolik z taką siłą, że jego różdżka podskoczyła i spadła na ziemię, a on zaklął mocno. W jego oczach pojawiły się łzy.
- Moje życie runęło.
Anna miała wrażenie, że Amy wciągnęła z cichym świstem powietrze, wstrzymując oddech, nieświadoma, że ona sama postąpiła podobnie, oczekując słów przyjaciela.
- Ja… nie wiem jak to w ogóle jest możliwe…
Runął. Po jego policzku stoczyły się łzy. Anna z prędkością strzały przesiadła się na ławkę obok niego i spróbowała go objąć, jednak on odepchnął jej ręce.
- Nie, proszę… To mi się nie mieści w głowie.
- Tom, spokojnie, proszę, powiedz co się stało…
- An, czy kiedykolwiek poznałaś sekret tak straszny, że całkowicie zmienił twoje życie?
Dziewczyna automatycznie pomyślała o tym, czego kilka dni temu dowiedziała się o swojej babci, a później o liście, co tylko przyczyniło się do nieprzyjemnego ścisku w dołku, jaki nagle poczuła.
- Nie.
- Myślałem, że moja rodzina… że wiem o niej wszystko. Żyłem przez piętnaście lat w kłamstwie. Mój Boże… mój ojciec… mój ojciec dowiedział się, że moja matka go zdradza. Przyłapał ją jak całowała się w kuchni z jego bratem. Moim wujkiem. Rozumiesz? Spytał, jak długo to trwało… powiedziała, że od początku ich małżeństwa… szesnaście lat, uwierzysz? Przez szesnaście lat moja matka zdradzała mojego ojca z jego bratem! A wiesz co jest najgorsze? Że moja własna matka nie wie, czyim jestem dzieckiem.
Anna poczuła, że jej wnętrzności skręciły się nieprzyjemnie. Nie zważając na to, że chłopak może ją od siebie odsunąć, przylgnęła do niego, tuląc mocno do siebie.
Kiedy dotyka nas ból osób, które są nam tak bliskie, że zdają się być naszymi cząstkami, sami cierpimy, choć nigdy do końca nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, co taka osoba czuje. Kiedyś, kiedy moja ukochana jeszcze była blisko, jej siostra zginęła w wypadku. Przez dwa dni i dwie noce płakałem razem z nią, choć nie potrafiłem nawet w najmniejszym stopniu wyobrazić sobie bólu, który czuła, ponieważ ja nigdy nie straciłem siostry w taki sposób.
Podobnie Anna teraz, czuła ogromny ból, ale nie potrafiła wyobrazić sobie tego wszystkiego, co czuje jej najlepszy przyjaciel, ponieważ sama nigdy nie poznała tak wielkiego sekretu. Jednocześnie w jej myślach znów pojawiło się zdanie z listu babci.
Nie zawsze byłam z Tobą szczera, kochany.
Czy babcia również okłamywała dziadka? Jeśli tak, to w jakim stopniu i dlaczego to robiła, skoro oboje tak bardzo się kochali?
Wymieniła spojrzenia z Amy. W piwnych oczach przyjaciółki jawiły się łzy. Tom kontynuował szeptem, skierowanym bardziej do niego samego, niż do towarzyszących mu przyjaciółek.
- Wyprowadziłem się z ojcem z domu. Nie chcemy mieć nic wspólnego ani z matką, ani z wujkiem. Babcia próbowała przekonać tatę, żeby zmienił zdanie i im wybaczył, ale powiedział, że po jego trupie. O to chodziło Malfoyowi. Musiał dowiedzieć się od ojca. Mój wujek jest skończonym palantem, pracuje w ministerstwie. Zaczął się przechwalać, że jego durny brat wreszcie się dowiedział o tym, że regularnie przyprawia mu poroże.
Umilkł, pozwalając na ucieczkę jeszcze trzem łzom, po czym delikatnie wyswobodził się z uścisku Anny i podniósł swoją różdżkę z podłogi. Anna wróciła na swoje miejsce, przyglądając się przyjacielowi z taką miną, jakby obawiała się, że zaraz wyzionie ducha.
- Jak się trzymasz? – spytała ledwie słyszalnym szeptem Amy. Tom spojrzał na nią przelotnie.
- Słabo. Czuję się tak, jakby elementarne prawdy o świecie poszły w diabły.
Amy bardzo powoli kiwnęła głową, jakby chciała dać mu znać, że rozumie, choć tak naprawdę, co mogła rozumieć, jeśli nigdy nie przeżyła czegoś podobnego.
Około pierwszej drzwi przedziału rozsunęły się, i do środka zajrzała starsza czarownica.
- Coś z wózka?
Anna poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku, dający jej do zrozumienia, że śniadanie już dawno zostało przerobione na ciepło i energię, oraz, że domaga się któregoś ze smakołyków sprzedawanych przez czarownicę. Wspięła się na ławkę i wyciągnęła z kufra sakiewkę, podczas gdy Amy kupowała czekoladowe żaby.
Zaopatrzeni w dyniowe paszteciki, kociołkowe pieguski, czekoladowe żaby, sok dyniowy i fasolki wszystkich smaków, zajęli miejsca na ławkach i zaczęli jeść, rozpoczynając rozmowę na temat tego, co zrobiliby Malfoyowi, gdyby nadarzyła im się ku temu odpowiednia okazja, zastanawiając się, kto w tym roku będzie uczył Obrony Przed Czarną Magią, po co im wyjściowe szaty a także o tym mrożącym krew w żyłach zdarzeniu na Mistrzostwach Świata, choć do ostatniego tematu przywiązywali nieco mniejszą uwagę..
Wkrótce dziki krajobraz jaki rozciągał się za oknem zaczął tonąć w ciemności.
- Chyba czas się przebrać – oświadczyła Amy, wstając na ławce i sięgając do swojego kufra. Anna i Tom wymienili spojrzenia; chłopak wzruszył ramionami, wstał, zaciągnął zasłony na oknach od strony korytarza, podczas gdy Anna, idąc za przykładem przyjaciółki, wspięła się na ławkę i stając na czubkach palców, wyszarpnęła z kufra swoją czarną szatę z zielonymi i srebrnymi elementami, która na piersi, podobnie jak szata Boltona, miała wyhaftowane godło Slytherinu. Po kilku minutach cała trójka już była przebrana; Amy miała na sobie czarna szatę z godłem Hufflepuffu, ozdobioną żółto-granatowymi elementami, a Tom szatę z godłem Ravenclawu i granatowo-białymi elementami. Gotowi do opuszczenia pociągu, zajęli znów swoje miejsca na ławkach, powracając do jedzenia smakołyków, które jeszcze im zostały.
Anna i Amy za wszelką cenę chciały odciągnąć przyjaciela od ponurych myśli, a on z wyraźną ulgą przyjmował ich pomoc, więc pod koniec podróży, na jego ustach pojawił się uśmiech, a w oczach nie było już takiego smutku jak wcześniej.
Pół godziny przed końcem podróży, do ich przedziału zajrzał Bolton.
- Wszystko w porządku?
Trójka przyjaciół skwapliwie pokiwała głowami. Uśmiechnął się szeroko, mrugając do Anny.
- Podobno jedna z uczennic potraktowała Malfoya dość złośliwym zaklęciem. Chętnie bym jej pogratulował.
Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, po czym ruszył dalej korytarzem, a jego wiadomość przyczyniła się do rozkwitu szerokich uśmiechów na twarzach trójki przyjaciół.
W końcu pociąg zaczął zwalniać, a na korytarzu robiło się coraz gwarniej i coraz tłoczniej. Wreszcie pociąg zatrzymał się na słabo oświetlonej stacji w Hogsmeade, a trójka przyjaciół wstała jednocześnie jak na komendę, i z trudem włączyła się do ogonka uczniów tłoczących się w korytarzu.
Kiedy wreszcie udało im się wysiąść na peron, Anna od razu dostała gęsiej skórki od chłodnego wiatru, który ugodził ją w twarz. Niedaleko siebie usłyszała znajome okrzyki Hagrida, gajowego, nawołującego do siebie wystraszony pierwszoroczniaków. Ona sama podążyła za przyjaciółmi w kierunku zejścia ze stacji, przed którą czekały już jak zwykle bezkonne powozy, wiozące ich w kierunku zamku. Zajęli jeden z nich w trójkę i już mieli ruszać, gdy nagle dołączył do nich Bolton. Wciąż uśmiechał się tak, jakby właśnie dostał bożonarodzeniowy prezent, którego oczekiwał.
Naturalnie, że wyśmiewanie się z wypadków, jakie spotkały naszych bliźnich nie jest zbyt grzeczne, ale jeśli spotkały kogoś, kto jest wyjątkowo zarozumiały i nieprzyjemny, można pozwolić sobie na śmiech.
- Jak wam minęły wakacje?
Zagadnął, po kolei spoglądając na każdego z towarzyszy podróży. Każdy z nich mruknął że bardzo dobrze. Bolton najwyraźniej nie zamierzał tego kwestionować i pogodził się z ich odpowiedziami.
- Moje też były dość ciekawe, muszę przyznać, ale nie będę was nudził. Słyszeliście o tym, co stało się na Mistrzostwach?
Trójka przyjaciół wymieniła spojrzenia. Żadne z nich nie miało jakoś szczególnej ochoty do roztrząsania tego tematu, zwłaszcza, że zdążyli go już poruszyć. Chłopak najwyraźniej ponownie nie czekał na ich reakcję, ponieważ sam, z przejęciem zaczął opowiadać: - byłem na kempingu, ale jakieś pięć minut przed wszystkim zwinąłem się stamtąd razem z moim przygłupim kuzynostwem, które odstawiło niezłą scenkę rodzajową. Ojciec został na miejscu, ale jak tylko zobaczył, co się święci, to wrócił do domu i o wszystkim nam opowiedział. Sądzi, że to jakaś grupa sfrustrowanych dawnych popleczników Sami-Wiecie-Kogo urządziła sobie zabawę. Tylko nie mogę pojąć, po co pojawili się akurat tam?
Oczy Amy powiększyły się w dość znacznym stopniu. Tom wyglądał na niezainteresowanego. Natomiast Ania udzieliła mu odpowiedzi automatycznie.
 - Żeby o sobie przypomnieć.
Bolton spojrzał na nią zainteresowany. 
 - Ale w jakim celu? Przecież nie ma go z nimi już tyle lat. Po co by wracali.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, choć tak naprawdę miała w głowię ułożoną odpowiedź. Szybko jednak pozbyła się jej z umysłu i siedziała cicho. Po jakimś czasie, Bolton znów się odezwał, ale zupełnie innym głosem, niż wcześniej.
- Nie mogę się już doczekać kolacji. Słyszeliście co w tym roku ma się dziać w szkole? - Oczy mu błyszczały.
Amy i Tom pokręcili głowami, a Anna, niezbyt wesołym tonem oznajmiła:
- Ojciec powiedział mi tylko tyle, że coś fascynującego i że to niespodzianka.
- Miał rację.
- Więc ty też wiesz?
- W końcu jestem prefektem. Nie patrzcie tak na mnie – oznajmił, opierając się ich natarczywym spojrzeniom – Dowiecie się podczas kolacji. Zresztą spójrzcie. Już dojeżdżamy.
Wskazał palcem coś przed sobą. Cała trójka spojrzała w tamtym kierunku.
Są takie rzeczy, które zachwycają za każdym razem, gdy je ujrzymy, nie zależnie od tego ile razy wcześniej już je oglądaliśmy. Dla któregoś lekarza każdy poród, który przyjmuje, może być oszałamiający, nie ważne ile razy już wcześniej takowe przyjmował, za każdym razem może się wzruszyć i zapłakać nad cudem życia. Ja osobiście wzruszam się za każdym razem, gdy patrzę w nocne niebo, kiedy to nie ma na nim ani jednej chmurki, a wszystkie gwiazdy widoczne są jak na dłoni. Wspominam wtedy dni, gdy z ukochaną długimi godzinami obserwowaliśmy niebo i oczekiwaliśmy spadających gwiazd wierząc w to, że spełniają życzenia.
Tak samo zapierający dech w piersiach był dla Anny widok zamku nocą, po powrocie do niego z każdych wakacji, jakie do tej pory miała. Sylwetka zamku odcinała się na tle nocnego nieba głównie tym, że była jeszcze ciemniejsza, jednak doskonale widać było wszelkie strzeliste wieżyczki czy łuki. Anna uśmiechnęła się do siebie szeroko, czując falę ciepła rosnącą w piersi.
Ten widok niewątpliwie zaliczał się do najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek mogła oglądać i uwielbiała go oglądać.


_____

Chyba lubię zarówno podróże, jak i uczty w szkole. Jakoś nie umiem się bez nich obejść. Po dłuższej walce z samą sobą, musiałam wtrącić elementy związane ze śmierciożercami. Uznałam, że jeśli gdzieś nie przewinie się temat dotyczący zdarzeń ze świata, to będzie to nieco oderwane od fabuły, z którą opowiadanie się wiąże.
Mimo tego, indżoj!

2 komentarze:

  1. Po raz kolejny - łał! Świetnie napisany rozdział, chyba jeszcze lepszy niż poprzedni.
    Wiem, że się powtarzam, ale kolejny raz muszę pochwalić przemyślenia, które umiejętnie mieszasz z innymi opisami. Czasem czytałam te fragmenty dwa razy 0nie dlatego, że ich nie rozumiałam, lecz dlatego, iż strasznie mi się spodobały. Niosą ze sobą magię, pewną dozą melancholii i doskonałe spojrzenie na pewne sprawy. Bez nich rozdział byłby dobry, z nimi jest nieziemski.
    Lubię twojego Draco. Nie upiększasz go, jak inni autorzy. Jest taki, jak w kanonie -arogancki, szukający zaczepki arystokrata. Chociaż przyznam, że zrobiło mi się trochę smutno, jak pomyślałam o tym, co go czeka. Może zdecydujesz się zmienić jego historię?
    Timmy wydaje się bardzo ludzki. Pisząc ff potterowskie często tworzymy wielką, niewyobrażalną tragedię, zapominając o tych mniejszych, rodzinnych. Ten chłopak jest bardzo... realistyczny, prawdziwy. Ponadto sprytnie wtrąciłaś w jego usta słowa o tajemnicy, jeśli się nie mylę, to były bardzo podobne do tych, których użył narrator. Sprytny, dobry zabieg z twojej strony.
    Strasznie podobały mi się ostatnie dwa akapity. Kupuje ten Hogwart w całości. Zachwyciłaś mnie i sprawiłaś, że zaczełam zazdrościć Annie. Czemu w naszym świecie nie ma takiego Hogwartu?
    Dziękuję za ten rozdział i czekam na następne, równie wspaniałe. Niech wena będzie z Tobą!
    PS Przepraszam, że dopiero teraz komentuję. Następnym razem postaram się zrobić to szybciej. [R-Grindelwald.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci bardzo! Miło wiedzieć, że te autorskie wstawki nie zmieniają tekstu w jakiś okropny bełkot, ale że są dość dobre. :) Prawdę mówiąc trochę obawiałam się publikacji rozdziałów właśnie w ten sposób. Zarówno ze wstawkami, jak i z męskim narratorem. Doszłam jednak do wniosku, że narrator, jeśli mówi o sobie, a autor jest kobietą, to wcale nie musi być również kobietą. Dodam jeszcze tylko, że wiele ze wstawek jest, powiedzmy, z autopsji, a nie tylko z mojej głowy. Dziękuję Ci bardzo za komentarz i z niecierpliwością czekam na nowości u Ciebie! :)

    OdpowiedzUsuń

Za każdym razem kiedy komentujesz, rodzi się jeden jednorożec.