Swego
czasu byłem święcie przekonany, że czas jest najlepszym
lekarstwem, dlatego kiedy ukochana kobieta odeszła ode mnie,
wierzyłem, że pewnego dnia rana, jaką pozostawiła mi na duszy, w
końcu się zagoi, a blizna po niej będzie ledwo widoczna. W
spotkaniu z rzeczywistością zrozumiałem jednak, że czas nie goi
żadnych ran, jedynie przyzwyczaja do bólu, który odczuwamy zawsze,
gdy rana zostanie naruszona.
Na
szczęście dla Anny, czas miał na nią wspaniały wpływ. Dni
dzielące ją od pierwszego września minęły w zastraszającym
tempie, więc nie zdziwiło ją zbytnio, gdy w czwartek, razem z
rodzicami i dziadkiem przyjechała na dworzec King’s Cross, średnio
gotowa do roku szkolnego, ale nieco stęskniona za zamkiem, a w jej
głowie myśli o liście babci były jedynie zamazującymi się
strzępkami.
Anton,
przy pomocy dziadka, wtaszczył kufer wraz z klatką, w której
smacznie spała czarna jak smoła sowa, na wózek i w czwórkę
ruszyli w kierunku peronów dziewiątego i dziesiątego.
Duży
zegar wskazywał godzinę dziesiątą trzydzieści, więc Anna miała
jeszcze pół godziny do odjazdu pociągu.
-
Dobra, mała, idziemy.
Ojciec
uśmiechnął się do niej ciepło i oboje ruszyli w kierunku
solidnej, żelaznej barierki. Oparli się o nią i chwilę później
znaleźli się już na wypełnionym gwarem i oparami peronie dziewięć
i trzy czwarte. Anna uśmiechnęła się na widok czerwonego parowozu
i tłumu czarodziei tłoczących się na peronie. W chwilę później
za nimi pojawiła się mama i dziadek.
-
Tarasujecie przejście – mruknęła niezadowolona i delikatnie
popchnęła córkę, dając jej do zrozumienia, żeby się ruszyła.
Anton objął córkę ramieniem i pchnął wózek wzdłuż peronu.
Anna wyciągała szyję, próbując dostrzec przyjaciół, co wcale
nie było łatwe, biorąc pod uwagę uścisk, w jaki się dostała.
-
An!
Piskliwy,
dziewczęcy głos oswobodził ją spod ramienia ojca. Anton, podobnie
jak jego córka, rozejrzał się dookoła zaciekawiony, zatrzymując
się w miejscu. Kiedy kłęby dymu opadły, Anna ujrzała wysoką,
dorodną dziewczynę o ciemnych, prawie czarnych włosach i piwnych
oczach. Wyszczerzyła swoje niezwykle równe zęby we wspaniałym
uśmiechu, po czym ruszyła biegiem w stronę Anny. Chwilę potem
obie padły sobie w ramiona, wyraźnie uradowane tym spotkaniem.
-
Strasznie dobrze cię widzieć! – zawołała dziewczyna, odsuwając
się od niej. Wtedy też dopiero dostrzegła całą rodzinę Anny.
Jej uśmiech nieco zbladł – Przepraszam. Dzień dobry państwu.
-
Cześć Amy. – zawołał wesoło Anton, podając dziewczynie dłoń,
którą ta delikatnie uścisnęła. – Jak wakacje?
-
Dziękuję panie Stewart, całkiem znośnie. Przepraszam, że nie
przyjechałam…
-
Nie musisz się tłumaczyć moja droga. Mam nadzieję, że odwiedzisz
nas na święta.
Donna
uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny. Amy dygnęła lekko i
oblała się uroczym, szkarłatnym rumieńcem.
-
Znalazłam nam przedział. Tommy siedzi w środku i próbuje uporać
się ze swoją jaszczurką.
Amy
spojrzała znacząco na Annę. Dziewczyna uśmiechnęła się.
-
Prowadź! – zawołał wesoło jej ojciec i pchnął wózek. W
piątkę ruszyli wzdłuż wagonów, lawirując pomiędzy rodzicami,
żegnającymi swoje pociechy, a uczniami, którzy witali się po
długiej przerwie. Wreszcie Amy wspięła się po schodkach do
wagonu, Anna za nią, a na końcu Anton, który przy pomocy dziadka
wtaszczył kufer na górę.
-
Zaprowadź bagaż i wyjdź tu jeszcze do nas, dobrze?
-
Jasne tato.
Anton
uśmiechnął się czule do córki. Anna odwzajemniła uśmiech.
Jeśli miałaby określić, które z rodziców bardziej ją kochało,
śmiało przyznałaby, że ojciec. Naturalnie, matka również ją
kochała, a ona kochała matkę, jednak Donna, jak to kiedyś
określił dziadek, była dość trudna w pożyciu. Miewała swoje
humorki i kaprysy, a gdy na coś się uparła, za nic w świecie nie
mogła z tego zrezygnować. Dlatego znacznie bardziej niż rozmowy z
matką, Anna lubiła rozmowy z ojcem. Anton starał się być jej
najlepszym przyjacielem, ale nie pozwalał przy tym, by weszła mu na
głowę, czym zyskał nie tylko jej szacunek, ale i bezgraniczne
zaufanie. Amy wzięła jej klatkę z sową, a Anna złapała za
rączkę kufra i obie dziewczyny ruszyły wąskim korytarzykiem,
przeciskając się pomiędzy stojącymi na nim uczniami, a tymi
którzy zmierzali w przeciwną im stronę. Na szczęście, przedział
który zajął Tommy, był stosunkowo blisko. Amy odsunęła drzwi i
weszła do środka, a Anna, siłując się z kufrem, weszła za nią.
Na jej widok, jasnowłosy, zielonooki chłopak o zajęczej wardze
zerwał się z ławki i pomógł naszej bohaterce umieścić kufer na
półce, znajdującej się nad ławką.
-
Dzięki Tommy.
-
Nie ma sprawy.
Lekki
uśmiech rozciągnął blade, wąskie usta chłopca w ładnym
uśmiechu. Anna odwzajemniła gest, jednak dostrzegła, że ten
uśmiech nie objął zielonych oczu chłopca, w których, jak
zauważyła, czaił się smutek. Obiecując sobie, że zapyta go o to
zaraz po powrocie do przedziału, wypadła na korytarz i pobiegła w
kierunku drzwi. Do odjazdu pociągu zostało dokładnie pięć minut.
Anna zeskoczyła na kamienny peron, wpadła w objęcia ojca, później
uściskała matkę, a na końcu dziadka, który uśmiechnął się do
niej dobrodusznie.
-
Przynieś nam chlubę w tym roku - powiedział spokojnie, a jego oczy
błyszczały ze wzruszeniem.
-
Tato, Anna zawsze przynosi nam chlubę. - oznajmił spokojnie jej
ojciec, mrugając do niej porozumiewawczo. Anna wyszczerzyła
wszystkie zęby w uśmiechu dokładnie w tym samym momencie, w którym
na peronie rozległ się przenikliwy odgłos gwizdka.
Anna
wskoczyła po drabince do wagonu i pobiegła do okna na korytarzu,
znajdującego się naprzeciw ich przedziału, przez które wychylali
się już Amy i Tommy. Anna dołączyła do nich, zawzięcie machając
rodzicom i dziadkowi. Donna posłała córce całusa, Anton
uśmiechnął się szeroko, a dziadek machał tak długo, dopóki
pociąg nie ruszył i w końcu nie zniknął za pierwszym zakrętem.
Wtedy też dopiero cała trójka wróciła do przedziału, opadając
ciężko na ławki. Anna zajęła miejsce tuż przy oknie, na przeciw
Tommy'ego, a Amy usiadła obok przyjaciółki.
-
Wspaniale znów was widzieć - oznajmiła, obdarzając każdego z
nich ciepłym uśmiechem. Amy odpowiedziała jej tym samym, ale Tom
tylko delikatnie drgnął kącikiem ust. Anna spojrzała na niego
uważnie.
-
Tom... co się stało?
Chłopak
spojrzał na nią, a w jego oczach pojawiło się coś, co wyglądało
już nie tylko na smutek, ale nawet na ból. Wzruszył ramionami i
wyjrzał przez okno. Anna i Amy wymieniły spojrzenia. Amy wstała i
zasunęła drzwi do przedziału, sprawiając, że zrobiło się
znacznie ciszej. Anna wlepiła spojrzenie w swojego przyjaciela.
-
Tom... dobrze wiesz, że nam możesz o wszystkim powiedzieć.
-
Wiem. Zastanawiam się tylko, czy chcę.
-
W porządku - obie dziewczyny zrozumiały, że póki co muszą się
wycofać. Jeśli Tom będzie chciał powiedzieć im, co sprawiło, że
jest tak smutny, na pewno w końcu to zrobi. Póki co jednak Amy
najwyraźniej postanowiła zmienić temat.
-
Nie orientujecie się może po co nam te wyjściowe szaty?
Tom
nie zareagował. Anna postanowiła nie obarczać go swoim
spojrzeniem.
-
Mój tata mówił, że coś wyjątkowego będzie działo się tego
roku w Hogwarcie. Nie chciał mi jednak powiedzieć co takiego.
Powiedział że to niespodzianka.
Na
policzkach Amy pojawiły się czerwone wypieki.
-
Ciekawe, co to może być?
Anna
już chciała coś odpowiedzieć, ale przerwał jej odgłos
rozsuwanych drzwi. Cała trójka spojrzała w tamtą stronę i
jednocześnie na twarzach całej trójki pojawiły się takie
grymasy, jakby coś w przedziale wyjątkowo brzydko zapachniało.
Anna bardzo dobrze znała sylwetkę, która pojawiła się w
drzwiach, i równie bardzo nie lubiła oglądać jej każdego dnia w
pokoju wspólnym. Drwiący uśmiech pojawił się na bladych ustach
chłopca, a jego szare oczy błysnęły nieprzyjemnie, a gdy
przemówił, przesadnie przeciągał sylaby.
-
Tak się zastanawiałem, Stewart, czy znów siedzisz z tymi
przygłupami, zdradzając swój dom.
Są
tacy ludzie, którzy budzą w nas niechęć od pierwszego momentu,
gdy tylko ich spotkamy. Sam spotkałem wielu ludzi, którzy nie byli
zbyt zachęcający do bliższego zapoznania się z nimi. Czasem
jednak nasza ocena bywa myląca. Ktoś, kto może wyglądać na
nieprzyjemnego i groźnego, tak naprawdę jest skrytym miłośnikiem
kwiatów i poezji. Równie dobrze ktoś, kto wygląda pięknie, a
jego usta mówią wspaniałe słowa, może okazać się najpodlejszym
zdrajcą. Zanim Anna poznała swoich przyjaciół, była do nich
uprzedzona tylko dlatego, że w Hogwarcie mieszkali w innych domach.
Wkrótce jednak zrozumiała, że to czyny identyfikują kim tak
naprawdę jesteśmy, a nie słowa. Dlatego kiedy Anna poznała tego
chłopaka, była pewna, że jest on równie fałszywy, co ulizany, i
w ciągu czterech lat nie raz przekonała się, że jej ocena nie
była mylna ani o jotę. Anna obcięła wzrokiem stojącego w
drzwiach chłopaka, jaki i dwóch jego równie głupich, co
paskudnych goryli i przywołała na usta podobny, drwiący uśmieszek.
-
Malfoy, w tym wieku powinieneś zacząć interesować się
dziewczynami, a nie włóczysz się ciągle z tymi dwoma kołkami.
Pociągła
twarz blondyna pobladła nieco, a drwiący uśmieszek zmienił się w
grymas.
-
Jakiś problem Malfoy? – rzucił Tom, prostując się.
Blondyn
obrzucił go jadowitym spojrzeniem, a uśmieszek powrócił na jego
usta, stając się jeszcze bardziej drwiącym.
-
Żadnego, Morstran. W porównaniu z Twoją sytuacją…
Tom
zerwał się z ławki, wyszarpując różdżkę z kieszeni. Dokładnie
w tej samej chwili na korytarzu rozległ się nowy głos.
-
Malfoy, masz tu jakiś problem?
Przy
drzwiach pojawiła się nowa postać. Wysoki, czarnowłosy chłopak o
ciemnych oczach, spojrzał chłodno na Malfoya, który nagle jakby
skurczył się w sobie, podobnie zresztą jak jego goryle. Jego
uśmieszek znów zmienił się w grymas niezadowolenia.
-
Żadnego, Bolton.
-
No to spływaj stąd i żebym nie widział cię na korytarzu do końca
podróży.
Malfoy
spojrzał z furią na trójkę przyjaciół, po czym znów obciął
Boltona, kiwnął na swoich obwiesiów i odszedł. Bolton jeszcze
przez dłuższą chwilę śledził go wzrokiem, aż w końcu oderwał
od niego spojrzenie i wszedł do przedziału. Miał na sobie długą,
czarną szatę szkolną z zielono-srebrnymi elementami, a na jego
piersi, tuż obok haftowanego godła Slytherinu, jaśniała srebrna
odznaka z literką P. Spojrzał najpierw na Toma, który wciąż
stał, dysząc lekko, ściskając pobielałe palce na różdżce,
później na Amy, a na samym końcu wlepił swoje ładne, czarne
spojrzenie w Annę.
-
Wszystko w porządku, An? Czego ten debil chciał?
-
Och, to co zawsze. Nie podoba mu się, że moi przyjaciele nie są
Ślizgonami.
Bolton
uśmiechnął się słabo.
- Nie musisz się nim przejmować.
- Wiem.
- Nienawidzę go – szepnął mściwie Tom, wciąż patrząc za
okno.
- Usiądź Morstran – powiedział spokojnie Bolton, przyglądając
się chłopakowi. Tom obrzucił go chłodnym spojrzeniem, ale usiadł.
- Dwójka przyzwoitych Ślizgonów zakrawa na cud. – wymamrotała
Amy, bardziej do swoich butów, niż do Boltona. Tym razem chłopak
uśmiechnął się szerzej.
-
Gdyby ten idiota znów się tu przypałętał, siedzę z przodu. W
razie draki, niech ktoś z was przyjdzie po mnie. Bardzo bym chciał,
żeby mu ktoś wreszcie utarł nosa, a to, że jesteśmy w jednym
domu, tylko tą chęć zaostrza.
Mrugnął
do nich porozumiewawczo, po czym obrócił się z gracją na pięcie,
wyszedł na korytarz, zasunął za sobą drzwi i ruszył korytarzem w
lewo.
Z
przyzwoitymi i nieprzyzwoitymi ludźmi jest tak jak z owocami.
Niektóre mogą być brzydkie i nieatrakcyjne z zewnątrz, ale gdy
się ich skosztuje, mają cudowny smak i niebywały aromat, a
niektóre mogą być nie wiadomo jak wspaniałe i kolorowe, jednak po
ich skosztowaniu zaczniemy żałować, że nie wybraliśmy któregoś
mniej atrakcyjnego.
Jak
powszechnie było wiadomo, Slytherin był najgorszym domem w szkole,
głównie dlatego, że mieszkający w nim uczniowie byli przebiegli,
złośliwi i wyemancypowani. Raz na jakiś czas zdarzało się
jednak, że ktoś trafiał do niego nie tylko dlatego, że był
złośliwy, przebiegły i lubił się wywyższać, ale dlatego, że
miał naprawdę dużą moc magiczną. Kiedy Anna trafiła do szkoły
i profesor McGonagall założyła jej tiarę przydziału na głowę,
ta przez dłuższy czas nie mogła się zdecydować. Anna jak dziś
pamiętała, że oznajmiła jej wtedy, iż posiada naprawdę wielką
moc, niespotykaną wręcz moc i że do tej pory tylko dwa razy
doznała takiego uczucia. Umieściła ją w Slytherinie, mając
nadzieję, że Anna będzie rozwijała swoje talenty. W niedługim
czasie uzyskała status najlepszej uczennicy swojego domu i jednej z
lepszych w szkole.
Irytowało
ją jednak podejście Ślizgonów do życia i do innych uczniów
szkoły, dlatego postanowiła złamać tabu i zaprzyjaźnić się z
uczniami z innego domu. To oczywiście nie było proste, ale gdyby
nie wytrwałość, zapewne dzisiaj siedziałaby w jednym przedziale
ze Ślizgonami z roku, którzy opowiadali by sobie jałowe historyjki
na temat swoich rodzin, a nie z Krukonem i Puchonką, z którymi
czuła się jak z nieposiadanym rodzeństwem.
Bolton
był nieco do niej podobny. Nieco – ponieważ uważał, że nie
powinno oceniać się kogoś po jego przynależności lub po statusie
materialnym. Annę i Boltona łączyły dość ciepłe, przyjazne
stosunki, głównie dlatego, że oboje zostali odsunięci przez
Ślizgonów od swojej społeczności, otrzymując miano zdrajców nie
tylko domu, ale także krwi.
Co
dziwniejsze, profesor Snape, opiekun domu, wcale nie popierał
zachowania swoich podopiecznych. Może nie uważał, że to dobry
pomysł, by przyjaźnić się z uczniami z innych domów, a zwłaszcza
z Gryfonami, ale nigdy nie skrytykował podjętej przez Annę
decyzji. Wystarczyło mu, że była najlepsza w jego domu, choć
naturalnie, irytowały go regularne sprzeczki pomiędzy nią a
Malfoyem.
Teraz
jednak Anna nie miała nastroju do roztrząsania domowych problemów.
Spojrzała z oczekiwaniem na Toma.
- Tommy… o czym Malfoy mówił?
Tom
nerwowo zacisnął szczęki, położył różdżkę na stoliku i
wyjrzał przez okno. Tym razem Anna nie zamierzała dać za wygraną
i postanowiła pociągnąć przyjaciela za język, co w tym przypadku
oznacza, że „postanowiła pytać i męczyć go do momentu, w
którym nie ulegnie lub nie wybuchnie gniewem”.
- Tom? Dobrze wiesz, że rozmowa pomaga. Malfoy zawsze gada od
rzeczy, więc nie musisz się nim przejmować…
- Wcale się nie przejmuję! – krzyknął rozeźlony i spojrzał
płomiennie na Annę. Dziewczyna przygryzła dolną wargę. Poczuła
na szyi ciężki oddech Amy. Niespodziewanie Tom uderzył pięścią
w stolik z taką siłą, że jego różdżka podskoczyła i spadła
na ziemię, a on zaklął mocno. W jego oczach pojawiły się łzy.
- Moje życie runęło.
Anna
miała wrażenie, że Amy wciągnęła z cichym świstem powietrze,
wstrzymując oddech, nieświadoma, że ona sama postąpiła podobnie,
oczekując słów przyjaciela.
-
Ja… nie wiem jak to w ogóle jest możliwe…
Runął.
Po jego policzku stoczyły się łzy. Anna z prędkością strzały
przesiadła się na ławkę obok niego i spróbowała go objąć,
jednak on odepchnął jej ręce.
- Nie, proszę… To mi się nie mieści w głowie.
- Tom, spokojnie, proszę, powiedz co się stało…
- An, czy kiedykolwiek poznałaś sekret tak straszny, że całkowicie
zmienił twoje życie?
Dziewczyna
automatycznie pomyślała o tym, czego kilka dni temu dowiedziała
się o swojej babci, a później o liście, co tylko przyczyniło się
do nieprzyjemnego ścisku w dołku, jaki nagle poczuła.
-
Nie.
-
Myślałem, że moja rodzina… że wiem o niej wszystko. Żyłem
przez piętnaście lat w kłamstwie. Mój Boże… mój ojciec… mój
ojciec dowiedział się, że moja matka go zdradza. Przyłapał ją
jak całowała się w kuchni z jego bratem. Moim wujkiem. Rozumiesz?
Spytał, jak długo to trwało… powiedziała, że od początku ich
małżeństwa… szesnaście lat, uwierzysz? Przez szesnaście lat
moja matka zdradzała mojego ojca z jego bratem! A wiesz co jest
najgorsze? Że moja własna matka nie wie, czyim jestem dzieckiem.
Anna
poczuła, że jej wnętrzności skręciły się nieprzyjemnie. Nie
zważając na to, że chłopak może ją od siebie odsunąć,
przylgnęła do niego, tuląc mocno do siebie.
Kiedy
dotyka nas ból osób, które są nam tak bliskie, że zdają się
być naszymi cząstkami, sami cierpimy, choć nigdy do końca nie
jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, co taka osoba czuje. Kiedyś,
kiedy moja ukochana jeszcze była blisko, jej siostra zginęła w
wypadku. Przez dwa dni i dwie noce płakałem razem z nią, choć nie
potrafiłem nawet w najmniejszym stopniu wyobrazić sobie bólu,
który czuła, ponieważ ja nigdy nie straciłem siostry w taki
sposób.
Podobnie
Anna teraz, czuła ogromny ból, ale nie potrafiła wyobrazić sobie
tego wszystkiego, co czuje jej najlepszy przyjaciel, ponieważ sama
nigdy nie poznała tak wielkiego sekretu. Jednocześnie w jej myślach
znów pojawiło się zdanie z listu babci.
Nie zawsze byłam z Tobą szczera, kochany.
Nie zawsze byłam z Tobą szczera, kochany.
Czy
babcia również okłamywała dziadka? Jeśli tak, to w jakim stopniu
i dlaczego to robiła, skoro oboje tak bardzo się kochali?
Wymieniła
spojrzenia z Amy. W piwnych oczach przyjaciółki jawiły się łzy.
Tom kontynuował szeptem, skierowanym bardziej do niego samego, niż
do towarzyszących mu przyjaciółek.
- Wyprowadziłem się z ojcem z domu. Nie chcemy mieć nic wspólnego
ani z matką, ani z wujkiem. Babcia próbowała przekonać tatę,
żeby zmienił zdanie i im wybaczył, ale powiedział, że po jego
trupie. O to chodziło Malfoyowi. Musiał dowiedzieć się od ojca.
Mój wujek jest skończonym palantem, pracuje w ministerstwie. Zaczął
się przechwalać, że jego durny brat wreszcie się dowiedział o
tym, że regularnie przyprawia mu poroże.
Umilkł,
pozwalając na ucieczkę jeszcze trzem łzom, po czym delikatnie
wyswobodził się z uścisku Anny i podniósł swoją różdżkę z
podłogi. Anna wróciła na swoje miejsce, przyglądając się
przyjacielowi z taką miną, jakby obawiała się, że zaraz wyzionie
ducha.
- Jak się trzymasz? – spytała ledwie słyszalnym szeptem Amy. Tom
spojrzał na nią przelotnie.
- Słabo. Czuję się tak, jakby elementarne prawdy o świecie poszły
w diabły.
Amy
bardzo powoli kiwnęła głową, jakby chciała dać mu znać, że
rozumie, choć tak naprawdę, co mogła rozumieć, jeśli nigdy nie
przeżyła czegoś podobnego.
Około
pierwszej drzwi przedziału rozsunęły się, i do środka zajrzała
starsza czarownica.
-
Coś z wózka?
Anna
poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku, dający jej do
zrozumienia, że śniadanie już dawno zostało przerobione na ciepło
i energię, oraz, że domaga się któregoś ze smakołyków
sprzedawanych przez czarownicę. Wspięła się na ławkę i
wyciągnęła z kufra sakiewkę, podczas gdy Amy kupowała
czekoladowe żaby.
Zaopatrzeni
w dyniowe paszteciki, kociołkowe pieguski, czekoladowe żaby, sok
dyniowy i fasolki wszystkich smaków, zajęli miejsca na ławkach i
zaczęli jeść, rozpoczynając rozmowę na temat tego, co zrobiliby
Malfoyowi, gdyby nadarzyła im się ku temu odpowiednia okazja,
zastanawiając się, kto w tym roku będzie uczył Obrony Przed
Czarną Magią, po co im wyjściowe szaty a także o tym mrożącym
krew w żyłach zdarzeniu na Mistrzostwach Świata, choć do
ostatniego tematu przywiązywali nieco mniejszą uwagę..
Wkrótce
dziki krajobraz jaki rozciągał się za oknem zaczął tonąć w
ciemności.
-
Chyba czas się przebrać – oświadczyła Amy, wstając na ławce i
sięgając do swojego kufra. Anna i Tom wymienili spojrzenia; chłopak
wzruszył ramionami, wstał, zaciągnął zasłony na oknach od
strony korytarza, podczas gdy Anna, idąc za przykładem
przyjaciółki, wspięła się na ławkę i stając na czubkach
palców, wyszarpnęła z kufra swoją czarną szatę z zielonymi i
srebrnymi elementami, która na piersi, podobnie jak szata Boltona,
miała wyhaftowane godło Slytherinu. Po kilku minutach cała trójka
już była przebrana; Amy miała na sobie czarna szatę z godłem
Hufflepuffu, ozdobioną żółto-granatowymi elementami, a Tom szatę
z godłem Ravenclawu i granatowo-białymi elementami. Gotowi do
opuszczenia pociągu, zajęli znów swoje miejsca na ławkach,
powracając do jedzenia smakołyków, które jeszcze im zostały.
Anna
i Amy za wszelką cenę chciały odciągnąć przyjaciela od ponurych
myśli, a on z wyraźną ulgą przyjmował ich pomoc, więc pod
koniec podróży, na jego ustach pojawił się uśmiech, a w oczach
nie było już takiego smutku jak wcześniej.
Pół
godziny przed końcem podróży, do ich przedziału zajrzał Bolton.
- Wszystko w porządku?
Trójka
przyjaciół skwapliwie pokiwała głowami. Uśmiechnął się
szeroko, mrugając do Anny.
-
Podobno jedna z uczennic potraktowała Malfoya dość złośliwym
zaklęciem. Chętnie bym jej pogratulował.
Wyszczerzył
się w szerokim uśmiechu, po czym ruszył dalej korytarzem, a jego
wiadomość przyczyniła się do rozkwitu szerokich uśmiechów na
twarzach trójki przyjaciół.
W
końcu pociąg zaczął zwalniać, a na korytarzu robiło się coraz
gwarniej i coraz tłoczniej. Wreszcie pociąg zatrzymał się na
słabo oświetlonej stacji w Hogsmeade, a trójka przyjaciół wstała
jednocześnie jak na komendę, i z trudem włączyła się do ogonka
uczniów tłoczących się w korytarzu.
Kiedy
wreszcie udało im się wysiąść na peron, Anna od razu dostała
gęsiej skórki od chłodnego wiatru, który ugodził ją w twarz.
Niedaleko siebie usłyszała znajome okrzyki Hagrida, gajowego,
nawołującego do siebie wystraszony pierwszoroczniaków. Ona sama
podążyła za przyjaciółmi w kierunku zejścia ze stacji, przed
którą czekały już jak zwykle bezkonne powozy, wiozące ich w
kierunku zamku. Zajęli jeden z nich w trójkę i już mieli ruszać,
gdy nagle dołączył do nich Bolton. Wciąż uśmiechał się tak,
jakby właśnie dostał bożonarodzeniowy prezent, którego
oczekiwał.
Naturalnie,
że wyśmiewanie się z wypadków, jakie spotkały naszych bliźnich
nie jest zbyt grzeczne, ale jeśli spotkały kogoś, kto jest
wyjątkowo zarozumiały i nieprzyjemny, można pozwolić sobie na
śmiech.
-
Jak wam minęły wakacje?
Zagadnął,
po kolei spoglądając na każdego z towarzyszy podróży. Każdy z
nich mruknął że bardzo dobrze. Bolton najwyraźniej nie zamierzał
tego kwestionować i pogodził się z ich odpowiedziami.
-
Moje też były dość ciekawe, muszę przyznać, ale nie będę was
nudził. Słyszeliście o tym, co stało się na Mistrzostwach?
Trójka
przyjaciół wymieniła spojrzenia. Żadne z nich nie miało jakoś
szczególnej ochoty do roztrząsania tego tematu, zwłaszcza, że
zdążyli go już poruszyć. Chłopak najwyraźniej ponownie nie
czekał na ich reakcję, ponieważ sam, z przejęciem zaczął
opowiadać: - byłem na kempingu, ale jakieś pięć minut przed
wszystkim zwinąłem się stamtąd razem z moim przygłupim
kuzynostwem, które odstawiło niezłą scenkę rodzajową. Ojciec
został na miejscu, ale jak tylko zobaczył, co się święci, to
wrócił do domu i o wszystkim nam opowiedział. Sądzi, że to jakaś
grupa sfrustrowanych dawnych popleczników Sami-Wiecie-Kogo urządziła
sobie zabawę. Tylko nie mogę pojąć, po co pojawili się akurat
tam?
Oczy
Amy powiększyły się w dość znacznym stopniu. Tom wyglądał na
niezainteresowanego. Natomiast Ania udzieliła mu odpowiedzi
automatycznie.
- Żeby
o sobie przypomnieć.
Bolton
spojrzał na nią zainteresowany.
- Ale
w jakim celu? Przecież nie ma go z nimi już tyle lat. Po co by
wracali.
Dziewczyna
wzruszyła ramionami, choć tak naprawdę miała w głowię ułożoną
odpowiedź. Szybko jednak pozbyła się jej z umysłu i siedziała
cicho. Po jakimś czasie, Bolton znów się odezwał, ale zupełnie
innym głosem, niż wcześniej.
-
Nie mogę się już doczekać kolacji. Słyszeliście co w tym roku
ma się dziać w szkole? - Oczy mu błyszczały.
Amy
i Tom pokręcili głowami, a Anna, niezbyt wesołym tonem oznajmiła:
-
Ojciec powiedział mi tylko tyle, że coś fascynującego i że to
niespodzianka.
- Miał rację.
- Więc ty też wiesz?
- W końcu jestem prefektem. Nie patrzcie tak na mnie – oznajmił,
opierając się ich natarczywym spojrzeniom – Dowiecie się podczas
kolacji. Zresztą spójrzcie. Już dojeżdżamy.
Wskazał
palcem coś przed sobą. Cała trójka spojrzała w tamtym kierunku.
Są
takie rzeczy, które zachwycają za każdym razem, gdy je ujrzymy,
nie zależnie od tego ile razy wcześniej już je oglądaliśmy. Dla
któregoś lekarza każdy poród, który przyjmuje, może być
oszałamiający, nie ważne ile razy już wcześniej takowe
przyjmował, za każdym razem może się wzruszyć i zapłakać nad
cudem życia. Ja osobiście wzruszam się za każdym razem, gdy
patrzę w nocne niebo, kiedy to nie ma na nim ani jednej chmurki, a
wszystkie gwiazdy widoczne są jak na dłoni. Wspominam wtedy dni,
gdy z ukochaną długimi godzinami obserwowaliśmy niebo i
oczekiwaliśmy spadających gwiazd wierząc w to, że spełniają
życzenia.
Tak
samo zapierający dech w piersiach był dla Anny widok zamku nocą,
po powrocie do niego z każdych wakacji, jakie do tej pory miała.
Sylwetka zamku odcinała się na tle nocnego nieba głównie tym, że
była jeszcze ciemniejsza, jednak doskonale widać było wszelkie
strzeliste wieżyczki czy łuki. Anna uśmiechnęła się do siebie
szeroko, czując falę ciepła rosnącą w piersi.
Ten
widok niewątpliwie zaliczał się do najpiękniejszych, jakie
kiedykolwiek mogła oglądać i uwielbiała go oglądać.
_____
Chyba lubię zarówno podróże, jak i uczty w szkole. Jakoś nie umiem się bez nich obejść. Po dłuższej walce z samą sobą, musiałam wtrącić elementy związane ze śmierciożercami. Uznałam, że jeśli gdzieś nie przewinie się temat dotyczący zdarzeń ze świata, to będzie to nieco oderwane od fabuły, z którą opowiadanie się wiąże.
Mimo tego, indżoj!
Po raz kolejny - łał! Świetnie napisany rozdział, chyba jeszcze lepszy niż poprzedni.
OdpowiedzUsuńWiem, że się powtarzam, ale kolejny raz muszę pochwalić przemyślenia, które umiejętnie mieszasz z innymi opisami. Czasem czytałam te fragmenty dwa razy 0nie dlatego, że ich nie rozumiałam, lecz dlatego, iż strasznie mi się spodobały. Niosą ze sobą magię, pewną dozą melancholii i doskonałe spojrzenie na pewne sprawy. Bez nich rozdział byłby dobry, z nimi jest nieziemski.
Lubię twojego Draco. Nie upiększasz go, jak inni autorzy. Jest taki, jak w kanonie -arogancki, szukający zaczepki arystokrata. Chociaż przyznam, że zrobiło mi się trochę smutno, jak pomyślałam o tym, co go czeka. Może zdecydujesz się zmienić jego historię?
Timmy wydaje się bardzo ludzki. Pisząc ff potterowskie często tworzymy wielką, niewyobrażalną tragedię, zapominając o tych mniejszych, rodzinnych. Ten chłopak jest bardzo... realistyczny, prawdziwy. Ponadto sprytnie wtrąciłaś w jego usta słowa o tajemnicy, jeśli się nie mylę, to były bardzo podobne do tych, których użył narrator. Sprytny, dobry zabieg z twojej strony.
Strasznie podobały mi się ostatnie dwa akapity. Kupuje ten Hogwart w całości. Zachwyciłaś mnie i sprawiłaś, że zaczełam zazdrościć Annie. Czemu w naszym świecie nie ma takiego Hogwartu?
Dziękuję za ten rozdział i czekam na następne, równie wspaniałe. Niech wena będzie z Tobą!
PS Przepraszam, że dopiero teraz komentuję. Następnym razem postaram się zrobić to szybciej. [R-Grindelwald.blogspot.com]
Dziękuję Ci bardzo! Miło wiedzieć, że te autorskie wstawki nie zmieniają tekstu w jakiś okropny bełkot, ale że są dość dobre. :) Prawdę mówiąc trochę obawiałam się publikacji rozdziałów właśnie w ten sposób. Zarówno ze wstawkami, jak i z męskim narratorem. Doszłam jednak do wniosku, że narrator, jeśli mówi o sobie, a autor jest kobietą, to wcale nie musi być również kobietą. Dodam jeszcze tylko, że wiele ze wstawek jest, powiedzmy, z autopsji, a nie tylko z mojej głowy. Dziękuję Ci bardzo za komentarz i z niecierpliwością czekam na nowości u Ciebie! :)
OdpowiedzUsuń