03 czerwca 2013

Rozdział 12 - Drugie zadanie



Wróciłam. Sama w to nie wierzę. 
Chciałabym wrócić w wielkim stylu, ale to na razie jest chyba niemożliwe. Tak dawno nie pisałam tego opowiadania, że aż wstyd się przyznać. Powiedzmy, że pokonałam pewne trudności. Pewne ciągle są. 
W każdym razie indżojcie, jeśli to w ogóle możliwe.
xBC, puszczam Ci oczko przez ten rozdział. ;)
_______________________



            Panienka Stewart spędziła święta w rodzinnym, ciepłym gronie i choć na chwilę zapomniała o przykrości, która spotkała ją ze strony Boltona. Nieprzyjemne myśli wróciły jednak do niej w momencie powrotu do szkoły. Oczywiście, cała czwórka przyjaciół okrzyczała ją za to zniknięcie bez słowa pożegnania i nawet byli na nią obrażeni przez cały jeden dzień za to, że nie chciała im odpowiedzieć, dlaczego to zrobiła.
            Wiedziała, że powinna przestać odczuwać to dziwne ukłucie w okolicy serca, gdy widywała Boltona i Alice w bibliotece i z upływem czasu pokonała to odczucie. Zaczęła się nawet cieszyć tym, że jej przyjaciel wreszcie znalazł sobie dziewczynę. Był cudownym chłopakiem. Chciała wierzyć w to, że i Alice dostrzeże jego cudowność.
            To, co czuła wyjaśniła sobie w jedyny logiczny dla siebie sposób. Przez tyle czasu była jedyną dziewczyną, która znajdowała się tak blisko Boltona. Teraz wszystko się zmieniło. Spędzał z nią mniej czasu a i ich rozmowy były coraz krótsze. Jedynym momentem, w którym mogli ze sobą porozmawiać, były nocne spotkania w Salonie Ślizgonów, gdy Bolton wracał z obchodu, a Ania czytała najróżniejsze podręczniki.  Jednak i tych momentów, jak na złość, było coraz mniej.
            Świadoma, choć przeciwna naturalnej kolei rzeczy, postanowiła bardziej skupić się na nauce, oddalając się w ten sposób od dziwnych zachowań własnego wnętrza.
            W Turniejowy piątek Ania wstała później niż zazwyczaj. Nie była jednak ostatnią.
            Na łóżku obok kręciła się właśnie Ofelia, naciągając przez sen kołdrę na głowę i gwiżdżąc cicho pod nosem.
            Ania przeciągnęła się, przetarła oczy, podniosła się z łóżka i zebrawszy bieliznę i ubrania odmaszerowała powoli do łazienki. Kiedy opuściła ją kilka minut później, Vinnie ciągle smacznie chrapała.
            Korzystając z sytuacji, Ania pochyliła się nad nagą stopą koleżanki wystającą spod kołdry i połaskotała ją delikatnie. Vinnie podciągnęła nogę i podniosła się gwałtownie do góry, jedną ręką odrzucając na bok kołdrę.
             - Co jest, co jest, co…?
            Spojrzenie miała nieprzytomne, a jej ponownie białe włosy były tak potargane, że Ania szczerze wątpiła, czy Ofelii uda się je rozczesać jedynie za pomocą szczotki.
             - Wstawaj śpiochu.
            Stewart wstała i z szufladki swojej szafki nocnej wyciągnęła jasną, długą różdżkę. Trzynaście i pół cala, sosna, włókno z serca smoka, nieco zakrzywiona, ze zdobionym trzonkiem. Dziewczyna przeturlała ją między dłońmi.
             - Ania, frajerko… a tak ładnie mi się śniło…
             - Ruszaj się. Chyba nie chcesz oglądać drugiego zadania z pustym żołądkiem?
            Vinnie, z wyrazem prawdziwej udręki opadła na poduszkę. Zamknęła oczy i mlasnęła głośno. Anna dostrzegła, że naga stopa przyjaciółki wróciła na poprzednie miejsce. Korzystając z braku zainteresowania ze strony Vinnie, jednym ruchem wyczarowała puszyste, miękkie piórko i za pomocą swojej różdżki musnęła nim kilkukrotnie stopę Ofelii.
            Jak się szybko okazało, była to niezwykle trafna decyzja. Gdyby Anna zdecydowała się samodzielnie użyć piórka na stopie Vinnie, najprawdopodobniej została by trafiona z dużą siłą przed nagłym napadem agresji, którego ucieleśnieniem był silne wierzgnięcie nogą.
            Nie uchroniło to jednak Anny od innego ciosu.
            Vinnie, poczerwieniała z nerwów na twarzy rzuciła w Annę tą poduszką, na której jeszcze przed chwilą leżała.
            Rzut okazał się na tyle silny, że Stewart, trafiona w twarz, cofnęła się kilka kroków. Ona również była czerwona na twarzy, ale nie tak jak Vinnie ze złości, ale ze śmiechu.
             - Wstawaaaj! – zawołała, odrzucając poduszkę w stronę Ofelii i za pomocą zaklęcia dorzucając również swoją własną. Vinnie odrzuciła poduszki, jedną po drugiej, jednak tym razem żadna z nich nie trafiła przygotowanej na atak Anny. Obie natomiast wylądowały pod drzwiami i trudno było określić, która z nich należy do Vinnie, a która do Stewart.
             - Nienawidzę cię! Won! Won stąd albo sięgnę po różdżkę!
            Anna pokazała przyjaciółce język, po czym, odrzuciwszy leżące na podłodze poduszki na oślep w stronę Ofelii, wybiegła z sypialni, pożegnana nieartykułowanym odgłosem, który niewątpliwie wydała Vinnie.
            Ostatnio czuła się dobrze. Niebywale dobrze.
            Mam nadzieję, że doceniła te krótkie chwile dające jej szczęście. Ja zrozumiałem, jak bardzo nie doceniałem drobnostek dopiero wtedy, gdy moja ukochana stała się matką nie moich dzieci i nie moją żoną. Dopiero wtedy codzienne głupstwa, jak poranna kawa, pocałunek w czubek głowy, czułe spojrzenie nabrały sensu i znaczenia. Przywołały także ból, bo doceniłem szczęście po czasie.
            Dziewczynie pozostało niewiele czasu na beztroskę.
            Myślę, że dopiero później zaczęła doceniać drobne chwile szczęścia.
            Jednak Anna, zupełnie nieświadomie zbliżała się do poznania następnej tajemnicy. To właśnie ta spowodowała, że dziewczyna w pewnym momencie zadała sobie pytanie, czy to wszystko mogło wydarzyć się naprawdę.
            Nie mogę ubiegać wypadków. W tym przypadku, prawdę mówiąc, nawet nie chcę ich ubiegać. W tamtej chwili ważne było drugie zadanie, choć Przeznaczenie od lat zmyślnie dobierało sznurki, plotąc je w jeden, gordyjski wręcz, węzeł.
            Wrócę więc do Anny.
            Minęła Salon Ślizgonów, szybko przeszła przez lochy i znalazła się w oświetlonym Wielkim Hallu. Wielu uczniów kręciło się przy wejściu do Wielkiej Sali; jedni z nich wybierali się na spacer na zaśnieżone błonia, inni zmierzali na śniadanie, jeszcze inni, najedzeni, rozchodzili się w swoich kierunkach.
            Dziewczyna ruszyła wzdłuż stołu Węży, szukając kogoś, koło kogo mogłaby usiąść. Prawie na samym końcu, blisko stołu prezydialnego znalazła Boltona. Chłopak, który rozmawiał z młodszym o rok Ślizgonem, niejakim Isaakiem Higginsem, na temat mioteł wyścigowych, uśmiechnął się przelotnie do dziewczyny.
            Anna usiadła naprzeciw przyjaciela, pomiędzy dziewczynką, z którą rozmawiała na uczcie powitalnej, a szóstoklasistą, który najprawdopodobniej brał udział w rozmowie, bo z uwagą przyglądał się Higginsowi, opowiadającemu teraz o o jakimś bułgarskim wytwórcy mioteł.
             - …jest niesamowity. Jego miotły to nie jakieś tam byle Kometki, które można kupić na Pokątnej. To istne użytkowe dzieła sztuki!...
            Cała trójka była w połowie śniadania.
             - Mary, mogłabyś mi podać tamtą misę?
             - Tę z owsianką? – zapytała dziewczynka, nieco onieśmielona, że starsza koleżanka pamięta jej imię.
             - Nie, z sałatką.
            Dziewczynka sięgnęła po misę obiema rękami, jednak ta najwyraźniej była zbyt ciężka dla jej chudych rączek; Stewart wywnioskowała to po nerwowych przechyleniach w lewą stronę. Czym prędzej odebrała ciężki przedmiot od dziewczynki. Nie chcąc już angażować Mary w tak wymagające wysiłku zadanie, jakim byłoby odstawienie miski, nałożyła sobie sałatki i postawiła misę przed sobą, przesuwając dzbany z sokiem. Higgins zrobił sobie przerwę na łyk soku. Bolton wykorzystał sytuacji i wtrącił do rozmowy swoje zdanie.
             - Nikt nie robi lepszych mioteł niż Fikru. Widzieliście ulotki w sklepie na Pokątnej prezentujące prototyp najnowszej miotły? Nikt jeszcze nie wie jaka będzie jej seryjna nazwa ani jakie będą parametry, ale jej wygląd jest naprawdę oszałamiający…
             - Mary, a ty lubisz Quidditch?
            Dziewczynka drgnęła, jakby zaskoczyło ją to, że pytanie skierowane jest w jej stronę.
             - Bardzo. Mam nadzieję że dostanę się do drużyny.
            W tym samym momencie z góry dobiegł szum. Anna poderwała głowę do góry. Pod pochmurnym sklepieniem zaroiło się od chmary sów.
            Zdążyła na sowią pocztę. W gąszczu różnobarwnych ptaków spróbowała odnaleźć swojego Generała. Tymczasem on odnalazł ją. Wylądował z gracją na jej ramieniu i wyciągnął nóżkę, do której przywiązany był list. Ania odwiązała kopertę od nóżki ptaka. Podała sowie kawałek ciepłego jeszcze tosta. Sowa zahukała pogodnie, po czym wzbiła się w powietrze, muskając skrzydłem policzek dziewczyny i roztrącając włosy.
            Anna zważyła kopertę w dłoni. Była niezwykle lekka. Siedzący obok niej chłopcy przerwali na chwilę rozmowę, odbierając swoją pocztę.
            Nawet Mary dostała list w kopercie, którą ktoś pokrył niezwykle ładnym, wręcz kaligraficznym pismem.
            Dziewczyna rozpoznała pismo na wierzchu koperty, choć przez chwilę ciężko było jej uwierzyć, że to właśnie matka napisała do niej list. Zazwyczaj umiejętności pisarskie odnajdywał w sobie jej ojciec albo dziadek. Donna pisała do niej, ale zdarzało się to rzadziej.
            Dlatego też Anna przez chwilę była zdziwiona, że list wyszedł spod ręki matki. Wpatrywała się w spokojne, owalne brzuszki literek i miękkie łączenia. Otworzyła kopertę i wyjęła jeden arkusz złożonego na pół pergaminu. Rozłożyła go i zaczęła czytać.


Kocham Cię córeczko.
Wybacz, że tak ciężko idzie mi okazywanie tej miłości.
Poświęciłabym dla Ciebie wszystko.
Zrobię wszystko, by uchronić Cię przed niebezpieczeństwem.



            Dziewczyna schowała list do koperty. Czuła krew szumiącą w uszach i mocne uderzenia serca.
            W tych czterech krótkich linijkach tekstu, które zajmowały środek pergaminu było coś, co brzmiało złowieszczo.
            Donna zazwyczaj była powściągliwa w uczuciach, choć czasem zdarzały się dni, kiedy stawała się niezwykle wylewna. Nie była jednak złą matką. Czasem była odrobinę zbyt chłodna, milcząca lub mrukliwa.
            Anna wiedziała jednak, że matka ją kocha. I ona kochała swoją matkę.
            Dlaczego więc Donna zebrała się na napisanie tego listu?
            Dziewczyna schowała go za pazuchę szaty i z pustką w głowie powróciła do śniadania.
            Tymczasem chłopcy, skończywszy oglądać to, co przyniosły im ich sowy, powrócili do przerwanej rozmowy. Higgins ponownie podchwycił swój wątek.

              - …tak, Fikru robi najbardziej nowoczesne miotły, ale Lilov robi swoje dzieła z pasją, często na zamówienie, a każdy model wychodzący spod jego ręki zapiera dech w piersiach. Gdybyście mogli zobaczyć, z jakim pietyzmem wykonuje wszystkie ozdoby. To dopiero artysta!

***

            Vinnie wciąż była obrażona na Annę za tę, jakże nieprzyjemną w formie, pobudkę, dlatego też, kiedy w końcu Stewart się do niej dopchała, ta skwitowała jej pojawienie się teatralnym prychnięciem. Białe włosy, których najwyraźniej nie dało się rozczesać do końca ukryła pod grubą, niebieską czapką z pomarańczowym pomponem.
             - Ładna czapeczka – mruknęła jej do ucha. Vinnie wzruszyła ramionami.
            Anna usiadła za przyjaciółką, ponieważ obok Vinnie siedział już jakiś dorosły mężczyzna, rozmawiający z innym mężczyzną. Z ich rozmowy wynikało, że są pracownikami Ministerstwa oddelegowanymi do oglądania drugiego zadania.
Wielka trybuna, która teraz znajdowała się nad brzegiem jeziora, była już prawie zapełniona ludźmi.
            Niebo, pokryte szczelnie barierą chmur miało stalowy kolor. Poniżej, na brzegu, Ludo Bagman rozstawiał zawodników co dziesięć stóp, zatrzymując się na dłuższą chwilę przy każdym z nich.
            Po pewnej chwili Ania zaczęła zazdrościć Ofelii czapki; zerwał się wiatr, który dość szybko wywołał u dziewczyny ból głowy.
             - Dobrze się czujesz?
            Ktoś usiadł obok niej. Spojrzała w stronę gościa. Nie wiedziała jakim cudem Thomasowi udało się dopchać do tych rzędów ławek i jak to się stało, że nikt wcześniej nie zajął miejsca obok niej. Ofelia odwróciła się do tyłu. Jej policzki, czerwone od zimna poczerwieniały jeszcze bardziej. Jej oczy błyszczały, kiedy uśmiechnęła się do Toma. Chłopak odwzajemnił uśmiech.
            Cóż, nie było jeszcze czasu na to, bym przedstawił wam pewne zdarzenie, do którego doszło na Balu Bożonarodzeniowym. Jak wiecie, Thomas, ku rozczarowaniu Amelii, zaprosił na bal Ofelię. Mimo obaw Vinnie, prawie nikt nie komentował tego, że przyszła z kimś z innego domu. Oczywiście, wyjątkiem był Linwood i kilku jego kolegów, a także niezawodny Malfoy, który lubił dogryzać każdemu, żyjący w przeświadczeniu, że jest bezkarny, bo ma wpływowego ojca. Anna, z opowieści Vinnie dowiedziała się, że Linwood tak długo prowokował Thomasa, aż chłopak nie wytrzymał i przed szkołą spuścił mu magiczny łomot. Od tamtej nocy też Ofelia i Thomas postanowili tworzyć parę. Niczego sobie nie obiecywali póki co, ale oboje dali sobie szansę na rozwój sytuacji.
            Anna cieszyła się z takiego obrotu sprawy, choć od tego czasu jej kontakty z Amelią wyraźnie się osłabiły.
             - Dobrze – odparła. Thomas nie wyglądał jednak na przekonanego. Dotknął dłonią jej czoła, a następnie policzków.
             - Pobladłaś.
             - Rozbolała mnie głowa. Mogę się oprzeć? – zapytała, po czym nie czekając na odpowiedź, oparła głowę o ramię przyjaciela.
             - Chcesz czapkę?
             - Przewieje cię.
             - Nie o to pytałem.
            Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Zdjął czarną czapkę i podał ją Ani. Sam natomiast naciągnął na głowę głęboki kaptur kurtki.
            Ania założyła ciepłą, grubą czapkę i naciągnęła ją aż po łuki brwiowe.
             - Dziękuję – odpowiedziała, tuląc się do jego ramienia. Ofelia spojrzała na nich.
             - Gdzie Amelia? – zapytała Anna, nie patrząc na Vinnie. Dziewczyna bez pytania oparła się o jej kolana.
             - Zapomniałaś? Już nie jestem jej przyjacielem – mruknął rozczarowany, po czym włożył poczerwieniałe z zimna ręce do kieszeni kurtki. – Pewnie siedzi gdzieś z Alice.
            A Alice siedzi z Boltonem pomyślała niechętnie Anna, zamykając na chwilę oczy. Nie rozumiała, dlaczego irytuje ją myśl, że to nie ona, a jakaś Krukona siedzi obok jej przyjaciela.
            Chociaż Thomas i Amelia rozmawiali czasem ze sobą, wszystko sprowadzało się do krótkiej, niezobowiązującej wymiany zdań. Wyglądało na to, że Amelia zostawi wkrótce nawet Anię. Choć nigdy tego nie powiedziała, to Anna dobrze wiedziała, że Amy po części wini ją za związek Toma i Vinnie. Nie potrafiła jednak zrozumieć dlaczego.
            Poderwała się, gdy trybunę i przestrzeń dookoła niej wypełnił donośny głos Ludo Bagmana.
             - A zatem nasi reprezentanci są już gotowi do drugiego zadania, które rozpocznie się na mój gwizdek. Mają dokładnie godzinę na odzyskanie tego, co utracili. Liczę do trzech. Raz… dwa… TRZY!
            Czwórka zawodników ruszyła w stronę niewyobrażalnie lodowatej wody. Po chwili zostały po nich jedynie kręgi rozchodzące się po wodzie.
            Ania z każdą chwilą czuła się coraz gorzej.
            Boląca głowa pulsowała tępym bólem. Po pewnej chwili dziewczyna zaczęła mieć nudności. Marzyła tylko o tym, by opuścić to miejsce i zaszyć się gdzieś.   
            Wstała. Nikt nie zwrócił na nią uwagi. Wszyscy pogrążyli się w rozmowie. Tom spojrzał na nią wymownie.
             - Co się dzieje?
             - Nie wytrzymam tu. Muszę iść do Pani Pomfrey.
            Thomas również wstał.
             - Zaprowadzę cię.
            Ania bardzo chciała, by ktoś jej pomógł. Nie chciała jednak, żeby Thomas zostawiał Ofelię. Nie chciała, by któreś z nich nie obejrzało przez nią drugiego zadania.
             - Poradzę sobie.
             - To nie było pytanie.
             - Tom! Nie denerwuj mnie! Dam radę.
             - Wyprowadzę cię stąd.
            Anna szybko musiała przyznać rację przyjacielowi. Kiedy zobaczyła tłum ludzi, zwątpiła by samej udało jej się przedrzeć.
             - Wrócę.
            Dziewczyna kiwnęła głową w odpowiedzi na słowa chłopaka.
            Powoli, ku niezadowoleniu siedzących, oboje zaczęli przeciskać się w kierunku wąskiego przejścia pomiędzy dwoma rzędami długich ławek. Thomas szedł przodem i trzymając Anię za dłoń prowadził do wyjścia. Kiedy znaleźli się poza trybuną, osłonięci przed wiatrem dziewczyna poczuła się nieco lepiej. Jednak nie na tyle, by wrócić. Pożegnała Toma, który jeszcze kilka razy próbował przekonać ją do swojego pomysłu i odprowadzić do zamku. W końcu jednak przyjął jej decyzję.
            Dziewczyna powoli ruszyła w kierunku zamku. Gdy tylko znalazła się w Wielkim Hallu, ktoś zwrócił się do niej jej nazwiskiem.
             - Stewart! Co ty tu, do cholery, robisz? Dlaczego nie jesteś z innymi na trybunach.
            Anna rozpoznała ten głos, ale nie miała siły spojrzeć na osobę, która się nim posługiwała. Prosiła tylko siebie w myślach, by mówiła nieco ciszej.
             Rozpoznała szybkie, zamaszyste kroki, które dobiegły od strony marmurowych schodów.
             - Stewart, dobrze się czujesz?
             - Nienajlepiej, profesorze Moody.
            Mężczyzna przyjrzał się jej uważnie.
            Dziewczyna miała dość tych uważnych spojrzeń.
            A może zamiast do madame Pomfrey powinna iść do profesora Snape’a? Chyba ma miksturę na ból głowy?
             - Potrzebujesz pomocy?
             - Pójdzie pan ze mną do profesora Snape’a?
            Mężczyzna skrzywił się nieznacznie. Najwyraźniej jednak postanowił pomóc dziewczynie.
             - Podać ci dłoń?
             - Nie, wystarczy, że będzie pan obok.
            Ruszyli powoli w kierunku lochów. Moody cały czas przyglądał się dziewczynie. Stewart czuła jego spojrzenie na sobie i, prawdę mówiąc, miała już dość. Nie odezwała się jednak, a i Moody zauważył najwyraźniej, że dziewczyna nie ma ochoty na pogaduszki.
            Kiedy dotarli przed drzwi gabinetu Snape’a, to Moody zapukał. Po chwili uchyliły się bezszelestnie. Mistrz Eliksirów podejrzliwie spojrzał na Szalonookiego. Dopiero po chwili zobaczył Anię; dziewczyna opierała się czołem o ścianę.
             - Twoja podopieczna potrzebuje środków na migrenę.
             - Dziękuję Szalonooki. Możesz odejść.
            Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. W końcu Moody prychnął i wspierając się na swojej sękatej lasce odszedł głośno.
            Snape zaprowadził swoją uczennicę do sypialni, a następnie przysłał do niej skrzata z środkami przeciwbólowymi. Po ich zażyciu dziewczyna popadła w półsen, świadoma i śniąca jednocześnie.
            A kiedy tak śniła, wyobraziła sobie matkę.
            Donna uśmiechała się, kiedy pochyliła się nad nią i pocałowała jej czoło.
            Jednak kiedy się cofnęła, zamiast twarzy miała jedynie nagą, białą czaszkę.
 


4 komentarze:

  1. Narrator tak słodko opowiada o Ani :) Tęskniłam za tym, autentycznie.
    Won stąd, albo sięgnę po różdżkę! - groźba! Zło! :D ale chyba: Won stąd albo sięgnę po różdżkę!   -   Bo przed 'albo' chyba bez przecinków.
    Anta, całkiem przyjemne dialogi! I cała ta sytuacja z pobudką... Osobiście identyfikuję się z Vinnie i też bym zabiła, bo 1. kocham spać, 2. nienawidzę, jak ktoś mnie budzi, 3. nienawidzę, jak ktoś mnie budzi przez łaskotanie mnie po stopie!
    I ta subtelna wzmianeczka o różdżce Ani – subtelna, ale potrzebna, bo w końcu to po różdżce wiemy, z kim mamy tak naprawdę do czynienia.

           Anna usiadła naprzeciw przyjaciela, pomiędzy dziewczynką, z którą rozmawiała na uczcie powitalnej, a innym, szósto rocznym Ślizgonem, który najprawdopodobniej brał udział w rozmowie, bo z uwagą przyglądał się Higginsowi, który teraz opowiadał o jakimś bułgarskim wytwórcy mioteł. - nie jestem pewna, czy nie przypadkiem „szóstorocznym”, a nawet ośmielę się powiedzieć, że "szóstoroczny Ślizgon" trochę dziwnie brzmi. Tzn. to pewnie tylko moja fanaberia, ale może lepiej byłoby: ...a innym Ślizgonem z szóstego roku, czy coś takiego. ;) Że już nie mówię, że wymiękam i jak bardzo Cię kocham za tego bułgarskiego wytwórcę mioteł i późniejszą wzmiankę o Lilovie :*

    Nie chcąc już angażować Mary w tak wymagające wysiłku zadanie(,) nałożyła sobie sałatki - przecinek nanana

                Nawet Mary dostała list, w kopercie, którą ktoś pokrył niezwykle ładnym, wręcz kaligraficznym pismem. - nie jestem pewna, czy ten przecinek przed „w kopercie” jest w ogóle potrzebny, czy to celowy zabieg, bo jeśli tak, to już się odczepiam. ^^


                  - …tak, Fikru robi najbardziej nowoczesne miotły, ale Lilov robi swoje dzieła z pasją, często na zamówienie, a każdy model wychodzący spod jego ręki zapiera dech w piersiach. Gdybyście mogli zobaczyć, z jakim pietyzmem wykonuje wszystkie ozdoby. To dopiero artysta!
    - wymiękłam i prawie się popłakałam. W sensie ze wzruszenia. To było przemiłe. <3

    Po paru minutach Ania zaczęła zazdrościć Ofelii czapki; zerwał się wiatr, który po paru minutach doprowadził dziewczynę do bólu głowy.


    a także niezawodny Malfoy, który lubił dogryzać każdemu, żyjący w przeświadczeniu, że jest bezkarny, bo ma wpływowego ojca. - jakby tego było mało, to rok później gnojek był jeszcze prefektem (WTF, DUMBLEDORE?! KTO NORMALNY ZROBIŁBY Z MALFOYA PREFEKTA?!)


    cdn... znaki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Stewart! Co ty tu do cholery robisz? < a nie: Stewart! Co ty tu, do cholery, robisz? ??

      W końcu Moody prychnął i wspierając się na swojej sękatej lasce odszedł głośno. < gdzieś tu też przecinek, obstawiam, że możliwie w tym miejscu: W końcu Moody prychnął i wspierając się na swojej sękatej lasce(,) odszedł głośno.

      Donna była uśmiechnięta i pochyliła się nad nią i pocałowała jej czoło. < może bez tego pierwszego „i” i zamiast tego, mój ulubiony najwyraźniej dzisiaj, przecinek? :D

      Tak poza tym, to musiałam się cofnąć do ostatnich dwóch rozdziałów, bo teraz z kolei ja miałam zanik pamięci, ale to nic, bo twory Narratora lubię czytać.

      Ania, jak na Ślizgonkę, wydaje się być strasznie wrażliwa i czuła – to, jak budzi Vinnie (hah) albo jak traktuje Boltona czy Toma, albo jak traktuje pierwszorocznych. Co jest naturalnie miłą odmianą od stereotypowego Ślizgona, ale osobiście czekam na moment, kiedy pokarze charakterek. W końcu tyle emocji, co się w niej zbiera: Bolton i Alice, Amelia, Donna, przygoda z wężem... To musi mieć gdzieś swoje ujście, a przynajmniej tak to widzę. A swoją drogą, nie żebym coś sugerowała (NIEEEEE WCALEEEE), chciałabym zobaczyć ją w akcji z Malfoyem. Są z jednego domu, on jest beznadziejnie żałosny, a Ania, no co tu owijać w bawełne, jest wspaniałą osóbką, która (jak widać pozory mylą) ma serducho :)

      Koszmary Ani oraz te dziwne incydenty... Na ten moment to mnie interesuje najbardziej. Także strzeż się, Anta, bo mam oczekiwania wobec Ciebie. YOU HAVE BEEN WARNED. :D

      Cieszę się, że w końcu udało nam - wiernym fanom Narratora i Ani – wymusić na Tobie ten rozdział. Anta, apeluję w odniesieniu do IT: ROZMAWIAJ CZĘŚCIEJ ZE SOBĄ :D

      Wybacz mi proszę błędy i chaos w komentarzu, ale jest 2:27 w nocy...

      Oczywiście, że interesuje mnie ciąg dalszy, więc oczywiście smutnam, że tak szybko się uporałam z tym rozdziałem.

      Buźka!

      PS Skoro już się tak mieszamy z wątkami, kiedyś musimy obgadać ten odcinek specjalny! A ja nie wiem, czy się nie pokuszę o wmieszanie Stewart do siebie mimochodem, ale w razie czego będę pytać, czy mogę :)

      Usuń
  2. Moim zdaniem Dumbledore popełnił wiele błędów. Zbyt dużo. Na początku, jak zaczynałam przygodę z HP wydawało mi się, że jest mega pozytywną postacią. Ale w miarę jak dojrzewałam zaczęłam dostrzegać, że wcale nie jest tak kryształowy. Manipulował wszystkimi, zwłaszcza Harry'm. Mam pewne pomysły, które chciałabym zrealizować w miarę zakończenia tego opowiadania. Jednak póki co nie będę nic o nich mówić, bo nie wiem, czy w ogóle je zrealizuję.

    Poprawiłam błędy, dziękuję za ich wytknięcie. :*

    Jeśli tylko będzie to w jakiś sposób przydatne i nie będzie powodowało, że będziesz musiała specjalnie wymyślać jakieś miejsce w swoim opowiadaniu dla panienki Stewart - proszę,, pożyczaj i pisz. Wybacz, że ja nie zapytałam o Lilova. Ale ten pomysł narodził się zupełnie spontanicznie, wprost wypłynął spod palców. :) Wyobraziłam sobie tego artystę jak mężczyznę nieco starszego, z długimi włosami związanymi w luźny kucyk, bliznami na twarzy, pracującego namiętnie przy stole w swoim warsztacie i dłubiącego przy rączce miotły, tworząc te wszystkie ornamenty. :)

    Przewiduję, że na 20 rozdziałach ta historia się zakończy. Jak się domyślam, to niewiele, jednak nie chciałabym tworzyć niepotrzebnych wątków, z których trudno byłoby mi się wyplątać, a punkt kulminacyjny coraz bliżej. Także wtedy wszystkie wątki nie zostaną zapewne rozjaśnione. Wciąż jednak pamiętam o liście babci, o starciu z wężem i o innych zdarzeniach, które w odpowiednim momencie wyjaśnią bieg zdarzeń.

    Ojej, mam nadzieję, że nie wygadałam za dużo.

    Buźka. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobne odczucia względem Dumbledore'a. A idealnie ujął to w słowa Snape: "chowałeś chłopca, jak prosię na rzeź" czy jakoś tak... Wiem, ze to ku idei 'wiekszego dobra', ale wydaje mi się tez, ze Rowling, jak cudowne jej książki by nie były - bo są, to w trakcie pisania wpadała na coraz lepsze pomysły, jak tu zaskoczyć czytelnika. Co jest naturalne dla pisarza i nawet wskazane... I przez to mamy takiego, a nie innego Dumbledore'a. Osobiście kochałam go w Kamieniu Filozoficznym, i to był zupełnie inny dyrektor od tych późniejszych...

      I w mojej głowie Lilov dokładnie taki jest,cjak powiedziałaś! Więc wyobrażenie idealne, a mi osobiście było bardzo miło, no i kto, jak kto, ale Ty akurat nie musisz pytać mnie o zgodę. Więc w razie czego, daję Ci me błogosławieństwo na pożyczanie czegokolwiek. :D
      Mam w planach opisać pana Lilova na T-D trochę bliżej, ale jak sama wiesz - to tylko plany.

      Nie wiem, czemu, ale po prostu mam kilka, może nie do końca genialnych, pomysłów na Anię... Chociażby dlatego, że Ania i Dahlia mają coś wspólnego - Snape. :D W każdym razie jak to napiszę, to Ci podeślę i ewentualnie odrzucisz/zaakceptujesz propozycje. No po prostu kwestia tego, że Ania nie jest typową Ślizgonką.

      <3

      Usuń

Za każdym razem kiedy komentujesz, rodzi się jeden jednorożec.