29 września 2012

Rozdział 9 - Niespodziewana wiadomość

Ten rozdział jest najprawdopodobniej ostatnim, który pojawia się o określonej dacie. Z następnymi nie będzie już tak terminowo. Dlaczego? Brakuje mi czasu na pisanie. To wszystko.
Zapis dialogów się spsuł. Przepraszam.
___


    Jesienny, deszczowy i chmurny listopad dobiegł końca, ustępując miejsca wietrznemu i chmurnemu grudniowi, który skutecznie powstrzymywał większość zuchwałych uczniów, chcących zażyć odrobiny świeżego powietrza, od wyjścia na błonia.
    Niesprzyjająca aura działała również na samopoczucie uczniów Hogwartu, przyprawiając ich o senność i rozdrażnienie.
    Anna próbowała poprawić sobie nastrój wizją zbliżających się świąt bożonarodzeniowych, ale jakoś nieszczególnie jej to wychodziło, biorąc pod uwagę kilka głównych czynników.
    Pierwszym z nich był fakt, że Linwood po rozstaniu z Vinnie stał się wręcz nie do zniesienia. A to przychodził do niej i błagał ją o wybaczenie, od najgorszych zwymyślając nową dziewczynę, często prosząc o wybaczenie nawet na jej oczach, czym ta kretynka najwyraźniej się nie przejmowała, a jedynie chichotała głupio, a to obrażał Ofelię, publicznie ją wyzywając, szturchając  i rzucając w jej stronę niewybredne komentarze. Przy każdym szturchnięciu Vinnie, złośliwe spojrzenie rzucał Annie, jakby chciał, żeby podjęła wyzwanie, które jej wypowiedział. Ona jednak tylko mocno zaciskała zęby, tuląc do siebie Ofelię i osłaniając ją przed tym, wyraźnie niezrównoważonym psychicznie, człowiekiem.
    Nic nie pomogło to, że kiedy Bolton stał się świadkiem jednej z takich scen, rzucił się na Linwooda z pięściami, raniąc go dotkliwie. Nic nie pomogło poinformowanie opiekuna domu o zdarzeniach i nieustannym nękaniu Ofelii przez Herkulesa Linwooda. Ten człowiek był niereformowalny. Żadne, nawet najbardziej zmyślne szlabany, zawieszenie w prawach ucznia, skonfiskowanie na okres tygodnia czasu różdżki, twarz stłuczona tak, że ciężko było go rozpoznać - nic nie odwiodła go od dręczenia Ofelii. Dlatego od pewneg czasu Vinnie miała zapewnioną stałą eskortę, składającą się z Anny i Boltona. Nie, żeby to jakoś szczególnie odstraszało Linwooda, ale mógł sobie tylko pogadać i to też nie zbyt dużo, bo Bolton w każdej chwili gotów był zlać swojego byłego kolegę.
    Natomiast wśród kolegów obu chłopaków nastąpił rozłam. Większość z nich znała Ofelię i wiedziała, jak brzydko zachował się w stosunku do niej ich kolega, oraz co robi w chwili obecnej, raz udając, że chce ją odzyskać, a raz mieszając ją z błotem. Mimo tego było paru takich, jak choćby tych dwóch, którzy byli obecni podczas sceny zakończenia związku, którzy kibicowali Herkulesowi i docinali młodej mistrzyni kamuflażu, ja tylko mogli. Wśród nich był także Malfoy, ale ten chłopak, jak mamę kocham!, wkręcał się w każdą chryję, w każde zamieszanie, jakby dodawały mu one sił witalnych. Z tego też powodu nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Jednak zdecydowana większość chłopaków stanęła po stronie Ofelii, a ta jedność w Domu Węża, była naprawdę godna podziwu. Gdy Herkules zaczynał wariować, oni natychmiast go odpychali, gotowi do tego, by bronić dziewczyny w ten sam sposób co Bolton. Były też takie dni, w których odrzucony kochanek ignorował Vinnie, nawet wtedy, kiedy znalazła się przypadkiem tuż obok niego.
    Następną sprawą, która wprawiała Annę w jeszcze większą bezsenność, była nauka. Wszyscy nauczyciele przypominali im z uporem maniaka, że Turniej Trójmagiczny nie zwalnia ich z egzaminu ze Standardowych Umiejętności Magicznych, co wszystkim piątym klasom było wyjątkowo nie na rękę. Czy nie mogliby olać egzaminu z uwagi na wielkie wydarzenie, mające miejsce w szkole? Najwyraźniej nie.
    W związku z tym okres przedświąteczny stał się jednym z najgorętszych okresów nauki zarówno dla Anny, jak i Vinnie, Toma, Amy i reszty piątoklasistów. Wiele czasu spędzali w czwórkę w bibliotece i choć zabójcze tempo odrabiania prac domowych i nauki dawał się we znaki wszystkim, najbardziej cierpiała na tym Vinnie, która nie dość, że praktycznie od zawsze miała problemy ze wszystkimi przedmiotami, nie licząc wróżbiarstwa i nudnej jak flaki z olejem historii magii, to teraz bez przerwy przeżywała stresy związane z atakami byłego chłopaka.
    Trzecią sprawą, swoistą "wisienką na torcie", która w tym momencie ani trochę nie była smaczna, był bal bożonarodzeniowy, który, jak szybko się wyjaśniło, jest już tradycją w turniejowych rozgrywkach. Większość dziewcząt, do których należała również Amy, wpadło w zachwyt.
    Która z księżniczek nie marzyła o balu, na którym książe prosił ją do tańca?
    No cóż, zdarzyły się takie, conajmniej dwie, siedzące teraz razem z Amy i Tomem w bibliotece, wałkujące zadania domowe między innymi na znienawidzoną przez wszystkich historię magii. Zarówno Anna, jak i Vinnie nie chciały iść na bal. Ofelia, pozbawiona nagle swojej drugiej połówki i zraniona dość mocno nie chciała angażować się w nic nowego. Anna natomiast uważała takie rzeczy za totalną stratę czasu.
    Jednak przedstawiciele płci przeciwnej, których w szkole również było dość sporo, najwyraźniej zamierzali stanąć na wysokości zadania, ponieważ co chwilę któryś z nich próbował zaprosić jakąś pannę na bal. Naturalnie, różny był rezultat ich zakusów, ale zazwyczaj, po ataku chichotu panny te przyjmowały propozycję.
    Najgorszy był jednak Krum. Nie można było wysiedzieć spokojnie w bibliotece, bo pełno tam był dziewczyn, z których każda najwyraźniej liczyła na to, że to ona stanie się wybranką bułgarskiego zawodnika.

    Anna, zmęczona, niewyspana, rozdrażniona i gotowa w każdej chwili wybuchnąć na chichoczące i popiskujące, głupiutkie dziewczęta, oparła się o chłodną ścianę, zamknęła oczy i przykryła twarz książką pełną dziwacznych eliksirów. Jeśli jeszcze raz powie, że lubi eliksiry, to chyba rzuci się z Wieży Astronomicznej! Snape szaleje z ilością i objętścią zadań domowych, a pewnie większość i tak dostanie same mierne na SUMach, więc na co to komu?...
    Zamknąwszy oczy, nieświadomie zaczęła zasypiać.
    Obudziło ją mocne uderzenie w udo. Zerwała się, rzuciła książkę na stół i spojrzała zdezorientowana na siedzącą obok niej Vinnie. Koleżanka uśmiechała się w dość złośliwy sposób, co bywało u niej rzadkie. Ktoś stał obok niej. Ktoś, kogo Anna natychmiast rozpoznała.
    - Co ty tu robisz? - rzuciła zaskoczona, ale stwierdziła, że nie zabrzmiało to zbyt grzecznie. - To znaczy, co się stało?
    - Kolega chciałby z tobą porozmawiać - mruknęła Vinnie, a uśmieszek nie schodził z jej ust.
    - Jeśli mógłbym prosić, na osobności.
    Ta, i co jeszcze?
    Istotnie, Bułgar wyglądał tak, jakby miał Annie coś niezwykle ważnego do zakomunikowania. Dziewczyna zignorowała spojrzenie Amy i Toma. Wstała niechętnie z krzesła i minęła Bułgara, odchodząc kilka stolików dalej. Chłopak podążył za nią. Nie uśmiechało jej się rozmawiać z prześladowcą, ale postanowiła zaryzykować. Choćby dlatego, że jeśli ktoś prosi, powinno się w miarę możliwości spełnić jego prośbę, a rozmowa nie była niczym strasznym. Przynajmniej taką Anna miała nadzieję.
    Dziewczyna zajęła miejsce na krześle i oparła się łokciami o blat, nie kryjąc się z tym, że choć nie zna chłopaka, nie żywi do niego zbyt przyjaznych uczuć.
    Zajął miejsce naprzeciw niej.
     - Alexander Dragunov.
    Przez chwilę nie zrozumiała, co powiedział. Jego niski, głęboki głos jeszcze przez chwilę brzmiał w jej uszach, nim sens tego wyrażenia dotarł do jej umysłu.
–    Anna... Stewart – nazwisko rzuciła mimochodem, jakby nagle jej usta stwierdziły, że właśnie to powinna dorzucić.
    Bułgar uśmiechnął się nieco. Uważnie obserwowała jego twarz. Wcześniej zwróciła uwagę jedynie na jego niezwykle granatowe, zachmurzone oczy. Nic w tym dziwnego, bo to one wielokrotnie prześladowały ją podczas wspólnych posiłków. Teraz jednak zauważyła, że oczy te niezwykle współgrają z ciemnymi włosami, oliwkową cerą i delikatnym, ciemnym zarostem na trójkątnej szczęce. Cesarzowi co cesarskie. Nie mogła powiedzieć, że chłopak był brzydki. Na jej nieszczęście, był niezwykle atrakcyjny. Dziewczynę ogarnęło nawet pewne zdziwienie, że wcześniej tego nie zauważyła. Chłopak najwidoczniej również ją rozgryzał, bo bezwstydnie taksował ją spojrzeniem.
–    Nie znamy się, a z tego, co zdążyłem zauważyć, niezwykle zirytowałem cię swoją osobą.
    Anna nie potrafiła powstrzymać złośliwego uśmieszku.
–    Nikt chyba nie lubi, kiedy ktoś obcy patrzy na niego z taką zapalczywością.
    Alexander uśmiechnął się jeszcze szerzej, a jego spojrzenie uciekło gdzieś na prawo.
–    Cóż, nie powiem, że tak nie było. Ale kiedy zobaczy się takiego anioła, chyba można podarować sobie zasady szeroko pojętej etykiety?
    Jego spojrzenie błyszczało.
    Anna prychnęła w duchu. Wystarczyła chwila, by wyrobiła sobie zdanie o bułgarskim przystojniaku i jego intencjach. Bardzo starał się, by kupiła jego średnio wyszukane komplementy. Niewątpliwie, miał w tym jakiś cel.  
    Niesamowita była jednak jego zmiana. Kiedy stał przy stoliku, wyglądał na największego gbura. Teraz, starając się ją oczarować, wyglądał na człowieka o mentalności i kręgosłupie moralnym Malfoya.
    Podsumowując – nie ważne, jakie miał intencje – u Anny był już spalony. Przywołała jednak na usta uśmiech wyrażający zakłopotanie.
–    Zdaje się, że miałeś do mnie jakąś sprawę?
    Uśmiechnął się łobuzersko.
    Trafiłeś na złą dziewczynę, kolego.
–    Owszem. Chciałbym cię o coś zapytać. Wiem, że mam niewielkie szanse – jego oczy i mina wyrażały zupełnie co innego – bo zapewne nie jestem jedynym, którego oczarowałaś, ale muszę ci je zadać. Inaczej zawsze będę pluł sobie w brodę, że nie podjąłem ryzyka.
    Nie chciała go poganiać, ale spojrzała na niego z wyraźnym oczekiwaniem. Odchrząknął, udając, że jest zawstydzony, po czym bardzo poważnie zapytał:
–    Czy zechciałabyś mnie zaszczycić i pójść ze mną na bal?
    Anna przyjrzała mu się bardzo uważnie. Nie mogła się pozbyć wrażenia, że każda część jego ciała nasączona jest kłamstwem i obłudą. Pomijając niezwykłą znajomość jej języka, chłopak zachowywał się conajmniej jak pan tego świata. Był chyba gorszy niż Dracon, a to już wyczyn.
    Dziewczyna udała, że ta propozycja niezwykle ją zaskoczyła. Ponieważ nie potrafiła oblać się sztucznym rumieńcem, zmrużyła oczy i zachichotała nerwowo. Dragunov obserwował ją uważnie, ale najwyraźniej nie na tyle uważnie, by dostrzec całą tę rolę, którą przed nim odegrała. Jednak odpowiedź na jakiekolwiek jego pytanie miała w głowie zanim chłopak w ogóle którekolwiek zadał.
–    Wybacz, ale niestety jestem już zajęta.
    Przez jego twarz przebiegł prawie niewidoczny grymas niezadowolenia. Łobuzerski uśmiech zastąpił bardziej ironicznym, złośliwym. Zwlekał chwilę z odpowiedzią, jakby naprędce ratował swoje nadszarpnięte ego.
–    Ech, trudno. Przynajmniej spróbowałem.
    Niesamowicie szybka kapitulacja.
    Wstał i wyciągnął rękę w kierunku Anny. Dziewczyna zrobiła to samo. Uścisnęli sobie dłonie.
–    Miło było poznać – oznajmił Dragunov, choć jego spojrzenie wcale nie przemawiało za tym, że tak myśli naprawdę.
     Anna kiwnęła głową, jakby chciała powiedzieć to samo, ale słowa nie przeszły jej przez gardło. Dragunov odszedł, a ona wróciła do stolika, przy którym jej przyjaciele wciąż głowili się nad zadaniami domowymi. Kiedy Alexander wyszedł z biblioteki, Anna opowiedziała im ich krótką rozmowę, zmęczona ich pytającymi spojrzeniami. Vinnie kiwnęła głową, Tom powiedział, że dobrze zrobiła, tylko Amy wyglądała na wstrząśniętą.
–    Oszalałaś? Taki przystojniak zaprasza cię na bal, a ty mu odmawiasz?
    Anna nie przejęła się tym zbytnio. Bardziej zainteresowało ją, skąd wzięła się u niej ta dziwna pewność siebie. Nie, żeby kiedyś była specjalnie jakąś szarą myszką, ale ostatnimi czasy przekonała się, że potrafi walczyć i potrafi widzieć więcej.

    *

    Gdybym wam powiedział, że propozycja Bułgara była jedyną propozycją, jaką otrzymała Anna, skłamał bym wierutnie, a wy przestalibyście wierzyć w moje całkowicie prawdziwe świadectwo zdarzeń z życia panny Stewart. Nie chcę przytaczać nazwisk ani tracić słów na wymienienie wszystkich adoratorów, którzy zaledwie w ciagu tygodnia próbowali zaprosić ją na bal. Nadmienię tylko, że przedstawiciele płci bliskiej mojej pochodzili z różnych domów, a o towarzystwo poprosił nawet jeden, ku przerażeniu Anny, Gryfon.
    Wiem, że może brzmieć to odrobinę tak, jakby Anna należała do tych tajemniczych księżniczek, które nagle pojawiają się na przyjęciu i skupiają na sobie całą uwagę, choć nikt wcześniej ich nie zauważył, bo były zbyt zwyczajne.
    Ona sama tłumaczyła to sobie dość prosto – żaden z chłopaków nie chciał być w tę noc sam. Nie, żeby jakąś szczególną satysfakcję czerpała z tego, że odmawiała każdemu, który spróbował. Nie chciała dopuścić do siebie wewnętrznego głosu, szepcącego, że jest tylko jedna osoba, której by nie odmówiła.
    Tom, ku zaskoczeniu Amy i Anny poprosił o towarzystwo Ofelię, a ta, ku ich jeszcze większemu zaskoczeniu przyjęła propozycję. Po tym zdarzeniu stało się coś niespodziewanego – przestrzeń między Amelią a Thomasem pękła i choć żadne z nich nie zdawało sobie z tego sprawy, widząca zawsze więcej Anna dostrzegła ten rozłam. Nie wiedziała jednak, jak ma go sobie tłumaczyć.
    Czyżby Amelia spodziewała się czegoś więcej od przyjaciela? Czyżby miała nadzieję, że to właśnie Thomas będzie jej księciem tej jednej, magicznej nocy? A może nie tylko jednej?
    Macie czasem wrażenie, że budzicie się w świecie, który jeszcze wczoraj był inny? Czasem zdarza się tak, że zupełnie nagle dostrzegamy coś, co najprawdopodobniej było już od dłuższego czasu, a my, zbyt zajęci życiowymi sprawami nie dostrzegliśmy subtelnych zmian, takich jak choćby mimowlony uśmiech przyjaciela, kiedy wymawia imię osoby, na której mu zależy.
    Postrzeganie świata w ciągu kilku sekund zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni.  
    Tak właśnie nagle zmieniło się postrzeganie Anny.
    Dopiero teraz zauważyła ten mimowolny uśmieszek, gdy Amelia wypowiadała imię Toma, to delikatne zaczerwienienie, gdy Anna o nim mówiła, spojrzenie, jakim śledziła jego ruchy. Amelia zakochała się w najlepszym przyjacielu. Co do tego Anna nie miała żadnych wątpliwości.
    Dlatego też, kiedy Tom na bal zaprosił Vinnie, a nie Amy, dziewczyna poczuła się dotknięta do żywego. Zwracała się do chłopaka ozięble, z taką miną, jakby robiła to z konieczności, ignorowała jego żarty, a ponieważ Tom nie był kompletnym głąbem, szybko zauważył, że coś jest na rzeczy.
    Spytał o to Annę, gdyż nie miał czelności zapytać u źródła problemów, ale dziewczyna wymijająco oświadczyła, że Amelia ma jakieś prywatne problemy, o których nawet jej nie chciała powiedzieć.
    Tom próbował zagadnąć przyjaciółkę, rozśmieszyć ją jakoś, wyciągnąć od niej zwierzenia, ale Amy, przynajmniej na razie, nienawidziła go z całego swojego młodego serca.
    Skłamałem więc mówiąc, że pęknięcia nie było widać.
    Rozłam okazał się więc jeszcze większy i  bardziej widoczny, niż Anna przypuszczała.
Nie miała za złe Ofelii, że podjęła taką decyzję. Cieszyła się, że to właśnie Tom będzie jej towrzyszem. Wiedziała, że on jej nie zrani.
    Natomiast ona?
    Cóż, najwyraźniej jako jedyna uczennica starszych klas wróci na święta do domu.
    Chyba że...

    *

–    A więc spotykamy się ponownie!
    Nie odrazu zrozumiała, do kogo należy ten głos. Dłuższą chwilę zajęło jej przypisanie tych ciemnych oczu do określonego imienia czy nazwiska. Nie mogła sobie przypomnieć, do kogo należy ten szeroki uśmiech, ktory napełniał ją ciepłem i optymizmem. Nie rozpoznała charakterystycznego zapachu.
    To wszystko zbyt nagle pojawiło się w świecie, w którym się obudziła. Przewróciła oczami, starając się zignorować falę bólu rozchodzącą się od karku, wzdłuż kręgosłupa, aż do ścierpniętych nóg.
    Kiedy wreszcie dotarło do niej gdzie jest i do kogo należy twarz, która pojawiła się tuż przed jej twarzą, jęknęła boleśnie:
–    Proszę, umrzyj...
    Dziewczyna powoli podniosła się do góry, walcząc z bólem pleców.
    Bolton, w ewidentnie dobrym humorze zajął miejsce na sofie obok i przyglądał się wesoło gestom dziewczyny.
    Ta opuściła nogi na podłogę, przeciągnęła się mocno, mlasnęła i przetarła oczy. Następnie zamknęła je i bezwładnie opadła na oparcie. Bolton zachichotał.
–    Widzę, że jesteśmy w świetnym humorku? - mruknęła, spoglądając na niego leniwie. Chłopak uśmiechnął się jak mały dzieciak na wieść o prezencie. Nie odpowiedział jednak.
    Anna rozejrzała się dookoła.
–    Która godzina? - spytała nieco bardziej przytomnie.
–    Coś koło czwartej – odparł natychmiast, nie przestając się cieszyć.
    Dziewczyna jeszcze przez chwilę wodziła mętnym spojrzeniem po pomieszczeniu. W końcu jednak odważyła się spojrzeć na przyjaciela. Jego wesołość zaczynała ją przerażać.
    - Coś ty taki wesoły? Dowiedziałeś się, że Malfoya wywalili ze szkoły?
–    Lepiej! - zawołał, krzyżując ręce na piersi.
    Prawdę mówiąc Anna z każdą chwilą miała coraz bardziej dość zachowania przyjaciela. Wiedziała, że nie należy do pesymistów, ale nadmierne szczerzenie zębów w tak szerokim uśmiechu również mogło być szkodliwe.
–    To powiesz o co chodzi?
    Bolton nie odezwał się słowem. Wbił swoje spojrzenie w palące się na ognisku brewiona. Blask ognia ślizgał się po jego przystojnej twarzy, dodając mu kilku lat i pogłębiając jej rysy.
    Anna odchrząknęła zancząo.
–    Bolton?
    Chłopak drgnął. Spojrzał na nią tak, jakby zaskoczyła go jej obecność. Sprawiał wrażenie nieprzytomnego. To zaniepokoiło dziewczynę.
–    Co? - rzucił zdezorientowany.
–    Mówię do ciebie! - zawołała z rozczarowaniem.
    Bolton spojrzał na nią przepraszająco.
–    Wybacz. O co pytałaś?
–    Co spowodowało ten irytujący optymizm?
–    Cóż, w zasadzie nic ważnego.
    Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na niego zdenerwowana.
–    Czyli suszysz zęby dla samej idei?
–    No nie do końca.
    Po tych słowach Anna wydała z siebie nieartykułowany odgłos. Zerwała się z sofy na równe nogi, warknęła ciche dobranoc i ruszyła w kierunku sypialni.
    Cale przed wejściem do korytarza prowadzącego do części należącej do dziewcząt, odległy głos Boltona sprawił, że stanęła jak wryta.
–    Zakochałem się.
    Przez bardzo długą chwilę, która zdawała się trwać wieczność, do rozumu dziewczyny docierało znaczenie tych słów. Kiedy wreszcie trafiły pod odpowiedni adres, a ona pojęła ich znaczenie, jej kolana delikatnie się ugięły.
    Odwróciła się powoli w stronę Boltona. Chłopak nie patrzył na nią.
    Splótł dłonie za głową i wpatrywał się w jakiś punkt na przeciwległej ścianie.
    Nie do końca ufając swoim nogom, Anna powoli ruszyła w kierunku przyjaciela.
–    Co takiego?
    Spytała, siadając naprzeciw niego. Chłopak spojrzał na nią uważnie. Nie uśmiechał się już tak szeroko, ale grymas zadowolenia pozostał na jego ustach.
–    Kiedyś trzeba było, prawda?
–    Ale... - zawahała się. Nie miała pojęcia, co chce powiedzieć. Nic też nie przychodziło jej jakoś specjalnie do głowy. Wpatrywała się w blat stolika, wyginając palce, poszukując odpowiednich słów. Znalazła je dopiero po dłuższej chwili. - Ale w kim? Jak?
–    Nie wiem czy mogę...
–    Bolton no! - jęknęła żałosnie – nie bądź tą, co ryje!
–    Co takiego? - zapytał, nie rozumiejąc o co chodzi.
–    No nie bądź świnią, dobra? Powiedz mi!
    Chłopak zastanawiał się przez chwilę, w końcu jednak skapitulował.
–    Dobrze. Znasz koleżankę Toma, prawda?
–    Tom ma wiele koleżanek... - zaczęła. Bolton machnął dłonią.
–    Alice Lay.
    Annę zamurowało. Bolton należał do tych chłopaków, którzy najprawdopodobniej potrafiliby uwieść większość dziewcząt. Czym więc zasłużyła sobie na ten zaszczyt akurat Alice Lay?
–    Krukonka? - spytała zdziwiona, a jednocześnie dumna z siebie, że nie zadała pytania, ktore pojawiło się w jej głowie.
    Bolton obruszył się nieco.
–    Ja ci przyjaciół nie wymawiam...
    Teraz to Anna machnęła ręką, czując coraz większe rozdrażnienie.
–    Nie o to przecież chodzi! Po prostu... nie spodziewałam się...
–    Ja też się nie spodziewałem – przyznał z zabójczą szczerością, która odmalowała się na jego twarzy.
–    Jak się poznaliście? - spytała, czując rosnącą w piersi ciekawość. Bolton usmiechnął się szerzej.
–    W sumie dość przewidywalnie. Spotkałem ją w bibliotece. Zagadnęła mnie. Nie widziała odznaki na szacie. Kiedy zobaczyła, przeżyła mały wstrząs – uśmiechnął się i mrugnął do Anny. Dziewczyna starała się uśmiechnąć, ale mięśnie twarzy odmówiły jej posłuszeństwa. Bolton, który najwyraźniej tego nie zauważył, kontynuował – spodziewałem się, że odejdzie, ale ona... ona zapytała, czy nie pomógłbym jej w zadaniu.  
    Anna bardzo chciała prychnąć. Tak bardzo, że ledwo powstrzymała się przed tym, nie chcąc, by w jakiś sposób uraziło to przyjaciela. Zamiast tego wbiła spojrzenie w podłogę. Nie potrafiła znaleźć słów.
    Wiedziała, że powinna czuć szczęście.
    Jednak nie była ani trochę szczęśliwa.
    Musiała jednak zdobyć się na pewien gest.
    Wstała, podeszła do Boltona i przytuliła go mocno. Chłopak również ją objął i odruchowo zaczął głaskać po plecach.
–    Mam nadzieję, że wam się uda – mruknęła prosto do jego ucha.
–    Chłopak przytulił ją mocniej. Anna odsunęła się od niego i posłała mu taki uśmiech, na jaki było ją w tym momencie stać. Musiała powstrzymywać wszystkie myśli, które garnęły jej się do głowy. Jeszcze chwilę. W sypialni pozwoli im sobą zawładnąć. Dopóki jest jednak przy Botlonie, musi być spokojna.
    Chłopak uśmiechnął się odrobinę bardziej odlegle, jakby zadumał się nad czymś, a następnie kiwnął głową.
–    Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, wiesz o tym?
    Tym razem dziewczyna prychnęła, a jej usta wykrzywił ironiczny uśmieszek.
–    Och, nie mów tak, jakbym odpadła w konkursie na twoją dziewczynę.
    Chłopak zachichotał.
–    Wybacz. Chyba nigdy ci tego nie mówiłem, nieprawdaż?
–    Prawdaż – przytaknęła, kiwając głową. Chłopak wyciągnął dłoń w jej kierunku. Złapała ją.
–    Nie myśl, że teraz dam ci spokój.
–    Co? - jęknęła z zawodem. Spuściła głowę i wymruczała sama do siebie – a już miałam nadzieję, że wreszcie się odczepisz.
    Bolton znów zachichotał i pociągnął dziewczynę w swoją stronę po to, by w następnej chwili zaatakować ją serią łaskotek. Anna wiła się i śmiała, błagając żeby przestał.
    Zachowywali się tak głośno, że chyba tylko cudem nie zbudzili połowy uczniów.
    Wesołość skończyła się w momencie, w którym dziewczyna spadła na podłogę, odrobinę tłukąc sobie pupę. Bolton natychmiast przystąpił do akcji ratunkowej.
    Pomógł dziewczynie usiąść na sofie i zaczął ją przepraszać.
    Anna, z twarzą zasłoniętą potarganymi włosami, na przemian śmiała się, to zawodziła boleśnie. Chłopak objął ją ramieniem i przytulił do siebie. Anna odetchnęła głęboko.
    Coś ciążyło jej młodemu sercu. Coś, o czym wcześniej nie miała pojęcia.
    Zawsze dziwiła się, że Bolton jest sam, nie ma żadnej bliższej koleżanki oprócz niej, że nigdy nie widziała go z żadną starszą od siebie Ślizgonką, lub dziewczyną z innego domu. Chciała, żeby był szczęśliwy. Kiedy tak się stało, poczuła, że wolałaby go mieć dla siebie.
    Bała się, że teraz wszystko ulegnie zmianie.
    Czując, że pozycja, w jakiej zastygli zaczyna sprawiać jej psychiczny ból, oswobodziła się z niej delikatnie i wstała.
    - Dobranoc Piorunku.
    Chłopak uśmiechnął się do niej ciepło.
    – Dobranoc Aniu.
    Dziewczyna ruszyła powolnym krokiem w kierunku sypialni.
    Świadoma, że Bolton raczej już nie zobaczy jej twarzy, pozwoliła łzom wypełnić oczy.
    Kiedy naciskała srebrną, wężową klamkę nie widziała już niczego zza warstwy zgromadzonych na jej oczach łez.
    Nie miała siły przebrać się w piżamę.
    Runęła jak długa na łóżko i zaczęła płakać.
    Po pewnym czasie doszła do wniosku, że czasem czyjeś szczęście oznacza rozpacz kogoś innego.

1 komentarz:

  1. Halo, gdzie nowy rozdział? Wiem, że się nie wypowiadam - bo nie mam fizycznie siły odkąd się szkoła zaczęła, żeby sklecić coś o w miarę logicznym ciągu, ale wciąż Cię czytam :)))

    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń

Za każdym razem kiedy komentujesz, rodzi się jeden jednorożec.