22 lipca 2012

Rozdział 5 - Oczy czarne, oczy piwne


Sądzę, że czas najwyższy wprowadzić pewną zależność. W okresie wakacji następne rozdziały pojawiać się będą co dwa tygodnie, a w trakcie szkoły - cóż, najprawdopodobniej co miesiąc. Postaram się, żeby były to soboty/niedziele, w czasie, kiedy sama będę miała wolne.
Enjoy your meal.
____



Czym jest czas?
Definicją. Krótkim słowem, którym określamy ruch ciał niebieskich po nieboskłonie, obrót Ziemi dookoła własnej osi lub jej obieg wokół Słońca, zmianę pór roku, dzień i noc, pory dnia.
Skąd się wziął?
Tęgie głowy mówią, że był od zawsze. Ciężko im wierzyć, ale z drugiej strony ciężko też znaleźć jakąś inną odpowiedź na to pytanie. Podobnie jak Uniwersum był od zawsze, a dokładniej od momentu, gdy nicość wybuchła, tworząc Galaktyki, Gwiazdy, Planety i takie tam.
Od zawsze również zaskakiwał swoją najprawdopodobniej najdziwniejszą i najbardziej oczywistą cechą – upływem. Niektórzy próbowali go zatrzymać, jednak wyjęcie baterii z zegarka nie sprawi, że czas stanie w miejscu, podobnie zresztą jak fotografie; bez odpowiednich wspomnień nie wywołają wzruszenia lub uśmiechu. Jednak jeśli ktoś wytłumaczy mi, dlaczego czas zawsze zwalnia, gdy chcemy by pędził, i gna jak wariat, gdy chcemy, żeby zwolnił, osobiście uścisnę mu dłoń i będę do końca życia wdzięczny za napełnienie mnie wiedzą i światłością i po wsze czasy będę głosił jego chwałę, nawet po przejściu na drugą stronę.
Anna zadawała sobie podobne pytanie każdego dnia, poczynając od piątego września, czyli od poniedziałku, w którym znów zaczęła tęsknić do dopiero co utraconych wakacji, ślęcząc nad książkami podczas odrabiania kolejnej pracy domowej lub męcząc się na lekcjach. Godziny spędzane w klasach mijały tak powoli, jakby ktoś zaklął czas (albo przynajmniej wyjął baterię z zegarka). Weekendy natomiast nie cieszyły jej już tak jak pierwszy, a poza tym znikały tak szybko jak płatki śniegu w kontakcie z ogniem.
W takim właśnie rytmie minął wrzesień, ustępując miejsca niezwykle niepogodnemu październikowi, wyjącemu wiatrem i raz po raz tłukącemu deszczem w szyby. Pewnej burzowej nocy Anna została obudzona falą lodowatej wody, która zalała jej twarz, wdzierając się do sypialni przez niedomknięte, piwniczne okienko.
Na szczęście posiadam moc, dzięki której mogę oszczędzić wam opisów wszelkich lekcji, posiłków i prac domowych, oraz tej niewielkiej, mikroskopijnej części czasu wolnego, który Anna posiadała, i przejść do wydarzeń nieco ważniejszych. Niemniej jednak kilka informacji muszę wam przekazać, zanim razem zagłębimy się w dalszą część opowieści.
Panna Stewart nie omyliła się ani trochę z oceną profesora Moody’ego. Nauczyciel był bardziej szalony, niż przypuszczała, a poznanie go osobiście przebijało wszelkie opowieści, które kiedyś przekazywała jej matka. Lekcje były wymagające, a ten uparł się, by właśnie na Annie trenować wszelkie klątwy, czyniąc ją tym samym osobliwym manekinem demonstracyjnym.
Profesor McGonagall za punkt honoru wzięła chyba sobie to, żeby wszyscy pozdawali SUMy z transmutacji na same „Wybitne”, dlatego zadawała im tak dużo, że nawet Anna z trudem to unosiła, a chciałbym przypomnieć, że to dopiero październik. Ku rozpaczy Vinnie (a także znacznie cichszej, ale równie rozpaczliwej rozpaczy Anny), profesor Sprout i profesor Snape wyglądali na takich, co bardzo by chcieli pobić nauczycielkę transmutacji i dokładali im dwa razy tyle pracy. Wkrótce do tego zespołu dołączył także profesor Flitwick, Binns, a także Vector, wprowadzając tym Vinnie w czarną rozpacz, o ile dla niej mogło być jeszcze gorzej. Anna zaczęła znów ogbryzać paznokcie i zaczynała się martwić, że w takim tempie braknie jej ich do przyjazdu delegacji z zagranicznych szkół.
Były jednak też plusy mijającego czasu. Po pierwszej, nieśmiałej rozmowie z Hagridem, olbrzym zaczął traktować pannę Stewart bardzo przyjaźnie, co naturalnie, gdy zostało odkryte przez Ślizgonów, stało się kolejnym motywem do drwienia z Anny. Jedynie Vinnie i Bolton twardo trwali przy niej, nie widząc w tym zbyt wiele zabawnego. Najgorszy jednak był Malfoy, który wypomniał Annie znajomość z Hagridem przy każdej możliwej okazji. Stewart zaciskała jednak zęby i z dumnie uniesioną głową szła przed siebie. Hagrid kazał zachowywać jej taką postawę wobec tego tchórzliwego dupka, więc dziewczyna stosowała się do zaleceń nowego przyjaciela.
Takim oto sposobem minął również prawie cały październik, aż do momentu, w którym w sali wejściowej, u stóp marmurowych schodów ustawiono wielki afisz. Anna, zmierzając do Wielkiej Sali na śniadanie, spojrzała z zainteresowaniem na grupę uczniów tłoczącą się przed nim. Mimo faktu, że nie zaliczała się do grona niskich osób, ciężko było jej dostrzec, o czym afisz informuje. Na jej szczęście, prawie natychmiast trafiła na Boltona. Chłopak wcale nie musiał wyciągać szyi lub stawać na palcach, by zobaczyć, co spowodowało takie zamieszanie.
 - Co tam słychać na górze? – rzuciła Anna, przyjacielsko szczypiąc go w ramię. Spojrzał na nią skrzywiony z powodu całkowicie niezasłużonego uszczypnięcia, ale bardzo szybko ten grymas zmienił się w uśmiech.
 - Trzydziestego października przybywa delegacja Durmstrangu i Beuxbantos. Mamy krótsze o pół godziny lekcje, zanosimy rzeczy do sypialni i wychodzimy przed zamek o osiemnastej. Tak w skrócie.
Aaaha – mruknęła Anna, wyswobadzając się z napierającego na jej plecy tłumu i lawirując między uczniami w kierunku Wielkiej Sali. Nie rozumiała tego zamieszania wokół Turnieju i jak zauważyła, była najprawdopodobniej jedyną osobą, która nie wariowała na jego punkcie.
Wielka Sala zapełniła się uczniami. Wkrótce Bolton, Vinnie i Linwood usiedli dookoła niej. Dziewczyna rozejrzała się po stole. Niedaleko siebie zauważyła Mary, która z wypiekami na twarzy rozmawiała ze swoją koleżanką. Przerwała na chwilę rozmowę, najwyraźniej zwabiona spojrzeniem Anny i uśmiechnęła się nieśmiało w jej stronę. Stewart odwzajemniła ten niewielki gest, zastanawiając się nad tym, czy pomyliła się w ocenie i czy Mary tylko pierwszego dnia wydała jej się tak otwarta, pozbawiona uprzedzeń i niepewna, w ciągu miesiąca wrastając w ślizgońską społeczność i stając się kolejnym, nieprzyzwoitym człowiekiem. Anna bardzo chciała się mylić. Praktycznie nie włączała się do rozmowy pomiędzy swoimi współtowarzyszami, odmrukując czasami coś w stylu, ‘aha’, ‘nie wiem’, ‘no’ lub ‘nie’. Po połkniętym śniadaniu wzięła torbę i, nie czekając na koleżankę ani nie żegnając się z Boltonem czy Linwoodem, ruszyła w kierunku lochów.

*

Po raz kolejny wykorzystam mój specyficzny, magiczny dar przyspieszania czasu i przeniosę was od razu do dnia, w którym Hogwart miały zaszczycić dwie inne, równie znakomite, europejskie szkoły magii i czarodziejstwa. Jeśli jednak spodziewacie się po raz kolejny przeżywać przybycie delegacji do szkoły, szukanie wzrokiem powozu Beauxbantos na wieczornym niebie i oczekiwanie w napięciu na wyłaniającego się odmętów jeziora potwora, który wreszcie miał okazać się wspaniałym okrętem, muszę was rozczarować. W piątek Anna najzwyczajniej w świecie postanowiła olać to jakże fascynujące dla wszystkich wydarzenie. Myśląc o Turnieju miała nieprzyjemne przeczucie i to skutecznie odwodziło ją od jakiegokolwiek ciepłego myślenia na jego temat. Dlatego też, gdy wszyscy wywlekli się przed szkołę, ona zaszyła się w kącie salonu z książką na kolanach i postanowiła pocieszyć się odrobiną czasu wolnego i samotności. Przerzucała właśnie stronę podręcznika eliksirów, gdy usłyszała kroki dochodzące od strony wejścia do Salonu Ślizgonów. Chwilę potem zza węgła wyłonił się, ku naturalnemu zdziwieniu Anny, Bolton.
On, zdziwiony w równym, jeśli nawet nie większym stopniu niż dziewczyna, stanął w miejscu i wbił w nią spojrzenie.
Bez namysłu wypalił:
 - Co ty tu robisz?
 - A ty? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. Zamknęła książkę i usiadła po turecku. Bolton wyglądał na niezbyt pewnego, co ma teraz zrobić; zamarł w połowie wykonywania kroku w jej stronę.
Po chwili jednak wzruszył ramionami, a zdziwienie całkowicie go opuściło. Podszedł do niej i usiadł obok.
 - Nie chciało mi się jakoś tam iść.
 - Chciałam ci delikatnie przypomnieć, że jesteś prefektem – zaczęła Anna, kładąc sobie książkę na kolanach i bezwiednie kreśląc na jej okładce kółeczka. Spojrzał na nią z miną wyrażającą coś w tonie „daj spokój”. Tym razem to ona wzruszyła ramionami.
 - Co robisz? – zagadnął, chcąc zmienić temat. Spojrzał na książkę leżącą na splecionych nogach Anny. Wywrócił oczyma. – Nie możesz dać sobie spokoju z nauką nawet na jeden dzień?
 - To całkiem ciekawa lektura – przyznała szczerze, zwieszając głowę.
 - Oczywiście – odrzekł rozejmowym tonem Bolton, przeczesując dłonią ciemne włosy. – A tak wracając jednak do poprzedniego tematu, to dlaczego ty nie witasz delegacji razem z resztą?
Tym razem Anna spojrzała na niego miną mówiącą coś w stylu „daj spokój”. Roześmiał się.
 - Wiesz co? – zagadnęła dziewczyna, bawiąc się okładką książki. – Tu tak naprawdę nie chodzi o to, dlaczego oboje nie idziemy witać delegacji, tylko o to, dlaczego oboje chcieliśmy być sami.
 - Słuszna uwaga – przyznał Bolton, odwracając twarz w kierunku kominka. Światło z płonącego drewna prześliznęło się po jego policzkach. Anna przyłapała się na tym, że od dłuższej chwili przygląda się jego profilowi, a co gorsza, że zaczęła go w myślach oceniać. Nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że od zeszłego roku Bolton wyprzystojniał i zmężniał. Postarała się odgonić od siebie tę myśl.
 - Więc? Dlaczego ty chciałeś pobyć sam? Mnie osobiście nie kręci ten cały Turniej, i tylko dlatego postanowiłam się zaszyć w Pokoju Wspólnym.
 - Ja nie miałem nastroju wysłuchiwać tych podnieconych szeptów i okrzyków. Wystarczy mi to, że od dzisiaj wszyscy będą gadać o tym jak najęci.
Anna uśmiechnęła się blado.
To niestety nie zmienia faktu, że będziemy musieli iść na kolację. Snape może zacząć coś podejrzewać – dodał niezbyt pocieszonym tonem Bolton. Dziewczyna mruknęła z niezadowoleniem i wróciła do lektury podręcznika.
Prefekt siedział z nią jeszcze przez chwilę, po czym wstał i poszedł w kierunku swojej sypialni, zostawiając ją sam na sam z całkiem ciekawą, jak sama określiła, lekturą. Wrócił po dziesięciu minutach. Wyglądało na to, że poświęcił ten czas na przebranie się. Jego srebrna odznaka błyszczała w świetle kominka. Annie przyszło do głowy kolejne pytanie.
 - Bolton?
 - Yhym? – mruknął, przeglądając się w srebrnych naczyniach stojących na kominku, czym wywołał uśmiech na twarzy dziewczyny.
 - Jak ty masz właściwie na imię, co? Czy ktoś zna twoje prawdziwe imię?
Chłopak spojrzał na nią spod byka.
 - Uwierz mi, nie chcesz poznać tego imienia. Jest moim przekleństwem. Moja matka jest trochę niezrównoważona emocjonalnie, inaczej nigdy nie dałaby mi takiego imienia.
 - Ej no… - jęknęła z niezadowoleniem, trzaskając głośno grubą książką. – Wiesz że mi możesz powiedzieć. Nie ważne, jak by brzmiało. Przecież nie będę się śmiała.
 - Łatwo ci mówić, bo twoje imię jest normalne i ładne. Ja swojego nienawidzę – przyznał z goryczą. Wreszcie przestał przeglądać się w naczyniach i usiadł obok dziewczyny. – Dałbym wszystko, by mieć inne imię – mruknął sam do siebie.
Anna pogłaskała go po ciemnych włosach.
 - Okej, nie chcesz, nie musisz mówić. To nie zmienia faktu, że dalej jestem nim zainteresowana.
Bolton popatrzył na nią uważnie. Lekki uśmiech wykrzywił jego usta.
 - To moja tajemnica. Może kiedyś ją poznasz.
Czasem zdarza się nam sądzić, że znamy drugą osobę na wylot, że czytamy z niej, jak z otwartej księgi. Trwamy wtedy w przekonaniu, iż niczym nie może nas zaskoczyć. Trwa to jednak do momentu w którym pewnego dnia wyjawi nam, że tak naprawdę jest królem zaginionej Atlantydy i szuka sposobu, by wyciągnąć swoją wyspę na światło dzienne albo okaże się arabskim szejkiem, który zechce nas wcielić do swojego haremu lub uczynić swoim niewolnikiem. Ja sam również stanąłem kiedyś przed sekretem,  który był tak zawiły, że prawie nie do odgadnięcia. Z najlepszym przyjacielem wiele czasu zastanawialiśmy się nad sprawą, która nie dotyczyła bezpośredni mnie, tylko mojego przyjaciela, co (posiłkując się tym samym zwrotem co Anna i Bolton wcześniej) wcale nie zmieniło faktu, że sekret ten dotyczył również mnie. Mój przyjaciel spędził całe lata na poszukiwaniu prawdy, a ja przez cały ten czas byłem przy nim. Jednak do tej pory sprawa ta pozostała dla nas w takim samym stopniu tajemnicą, jak przed momentem podjęcia próby jej rozwikłania. Anna w tamtym momencie zrozumiała, że każdy człowiek ma jakąś tajemnicę, którą skrzętnie ukrywa, obojętnie czy dotyczy ona imienia, którego ktoś się wstydzi czy też tego, że zamordowało się człowieka lub jest się dzieckiem papieża. Być może nawet jej przyjaciele mieli przed nią tajemnice. Przypomniała sobie o tym, co Tom opowiedział jej i Amy podczas podróży pociągiem. O tym, że przez szesnaście lat jego matka zdradzała jego ojca z jego wujkiem. O tajemnicy, którą jego ojciec poznał całkiem przypadkiem, bo ktoś miał zbyt długi język i zbyt krótki rozum. A potem przypomniała sobie o kolejnej tajemnicy, o sekrecie, który przed dziadkiem ukryła babcia, a być może o sekrecie, który dziadek ukrywał przed jej matką i przed nią samą. Obiecała sobie, że rozwiąże tą sprawę, że dowie się, o co tak naprawdę chodziło, jednak dopóki przebywała w zamku, nie miała zbyt dużego pola manewru.
Bolton spojrzał na zegarek, który wyciągnął z kieszonki szaty. Gwizdnął cicho pod nosem po czym wstał z sofy i spojrzał na Annę.
Czas się zbierać – oświadczył.
Dziewczyna niechętnie zamknęła książkę i zsunęła się z sofy, po czym powędrowała do sypialni i rzuciła książkę na łóżko. Gdy wróciła, Bolton wciąż stał przy kominku. Zobaczywszy ją kiwnął głową i ruszył w kierunku przejścia. Anna powoli dreptała za nim. Kiedy wyszli z lochu do sali wejściowej, przez otwarte na oścież wrota doleciał do niech wesoły gwar z zewnątrz. Niepostrzeżenie dołączyli do tłumu, stając na jego szarym końcu. Pięć minut później ktoś wydał komendę do tyłu zwrot, bo wszyscy zaczęli kroczyć w kierunku wejścia. Anna i Bolton szybko umknęli do Wielkiej Sali i zajęli sobie miejsca przy stole Ślizgonów, „rezerwując” dodatkowe dwa dla Ofelii i Linwooda, którzy pojawili się dopiero na końcu, gdy praktycznie wszyscy uczniowie Hogwartu czekali na swoich krzesłach.
 Grupka uczniów z Beauxbantos (składająca się w dużej mierze z dziewcząt), z niezbyt radosnymi minami przysiadła się do Krukonów, natomiast uczniowie Durmstrangu, usiedli przy ich stole. Anna obrzuciła przelotnym spojrzeniem twarze obcych, którzy wyglądali na znacznie bardziej zadowolonych, niż Francuzi. Zupełnie niespodziewanie dla niej, jej spojrzenie skrzyżowało się z innym spojrzeniem. Ciemne, przypominające trochę swoją chmurnością niebo przed potężną ulewą oczy, otoczone gęstymi, czarnymi rzęsami. Spojrzenie być może było ładne, ale Annie nie spodobał się ich dziwny wyraz, więc bardzo szybko przeniosła swoje spojrzenie na stół prezydialny, do którego dostawiono cztery krzesła; jedno z nich, ustawione po prawej stronie krzesła dyrektora zajmował mężczyzna o ciemnej, długiej brodzie i przyprószonych lekką siwizną ciemnych włosach, drugie, po lewej stronie zajmowała wyższa nawet od Hagrida, niezwykle szykowna kobieta. Pozostałe dwa były puste. Dumbledore objął salę swoim błyszczącym, jasnoniebieskim spojrzeniem.
  - Dobry wieczór, panie i panowie, duchy, a szczególnie nasi drodzy goście. – Uśmiechnął się dobrotliwie do zagranicznych uczniów. – Mam wielką przyjemność powitać was w Hogwarcie. Mam nadzieję i ufam, że będzie wam tutaj miło i wygodnie.
Jedna z beauxbatońskich dziewczyn wydała z siebie odgłos, którego nie można było pomylić z jakąkolwiek inną reakcją, jak z ironicznym śmiechem.
 - Turniej zostanie oficjalnie ogłoszony przy końcu tej uczty – oznajmił Dumbledore. – A teraz zachęcam was gorąco: jedzcie, pijcie i czujcie się jak u siebie w domu!
Kiedy usiadł, mężczyzna siedzący obok niego natychmiast zajął go rozmową. Anna skądś znała tą twarz, a przynajmniej sądziła, że skądś ją zna, jednak nie zamierzała zaprzątać sobie tym teraz głowy, zwłaszcza, że złota zastawa napełniła się wszelkiego rodzaju jadłem. Niezdecydowana, co ma zjeść jako pierwsze, postanowiła najpierw nalać sobie soku. Przytknąwszy kielich do ust rozejrzała się po odświętnie wystrojonej Sali, zastanawiając się, jak będzie wyglądała jutrzejszego wieczoru, przystrojona na Noc Duchów. Kiedy wpatrywała się w magiczny sufit, próbując dostrzec gotyckie sklepienie, poczuła że ktoś wpatruje się w nią bez cienia zażenowania. Spojrzała kątem oka w bok.
Zachmurzone spojrzenie bez krzty krępacji wlepiało się w jej twarz.
Anna odstawiła kielich na stół i odsunęła się odrobinę do tyłu na swoim krześle. No nie. Reszta Ślizgonów , co w tym wypadku oznaczało akurat „Bolton, Ofelia i Linwood”, nie zwrócili najmniejszej uwagi na to dziwne zachowanie, dorzucając brzmienie swojej rozmowy do ogólnego gwaru wypełniającego salę i zajadając cudownie pachnące owoce pracy skrzacich rąk. Walcząc z samą sobą, sięgnęła po odrobinę frytek i baranich klopsików w sosie, po czym niepewnie zaczęła grzebać w nich widelcem. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że jest bez przerwy obserwowana. Aby to sprawdzić, szturchnęła Boltona, wbijając mu łokieć z żebra. Chłopak syknął boleśnie i spojrzał na nią z wyrzutem.
 - Co ty wyprawiasz? – spytał niezadowolony, rozcierając sobie bok.
 - Sprawdź, czy ktoś na mnie patrzy.
 - Kto mianowicie?
 - Koleś z ciemnymi oczami. Z Durmstrangu.
Anna odsunęła się do tyłu, próbując schować się za Boltonem, który ostentacyjnie rozejrzał się wzdłuż stołu Ślizgonów. W końcu znów spojrzał na swoją przyjaciółkę.
 - Nikt się na ciebie nie patrzy.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą i z większym zapałem zaczęła spożywać tkwiącą na jej talerzu potrawę. Jednak gdy właśnie przeżuwała soczysty kęs baraniny, znów poczuła to na sobie i była pewna, że to nie jej wyobraźnia. Kątem oka spojrzała w kierunku, z którego ktoś bezczelnie ją obserwował i zauważywszy, że się nie myli, zapomniała o jakichkolwiek rozsądnych zachowaniach, złapała Boltona za kark i popchnęła dość stanowczym gestem jego głowę do przodu. Chłopak zawył boleśnie, jakimś cudem unikając kontaktu ze swoim talerzem. Siedzący dookoła nich Ślizgoni przerwali rozmowę i spojrzeli na Annę tak, jakby była przybyszem z innej planety, a następnie zaczęli zanosić się nieprzyjemnym, złośliwym śmiechem. Z nich wszystkich, naturalnie, najgłośniejszy był Malfoy, ale szedł łeb w łeb z wyjącym ze śmiechu Linwoodem.
 - Stewart, tobie już całkiem odwaliło! - ryknął, uderzając pięścią o stół.
Anna, czując, że bardzo szybko purpurowieje na twarzy, odsunęła od siebie talerz z impetem, następnie zerwała się z krzesła, bąknęła ciche przepraszam w kierunku Boltona i szybkim krokiem ruszyła w kierunku wyjścia z Sali. Nie chciała siedzieć przy stole, przy którym obserwowana była z taką żarliwością. Nogi same niosły ją do lochów, gdzie mogłaby wreszcie skorzystać ze swojej samotności, pogrążając się w lekturze podręcznika do eliksirów. Nic z tego. Kiedy była już w połowie drogi do Salonu, usłyszała za sobą inne kroki, znacznie szybsze i mniej rytmiczne. Przerażona, że być może idzie za nią chłopak, który przyglądał jej się w Wielkiej Sali, przyspieszyła. Znajomy głos sprawił jednak, że postanowiła zatrzymać się w miejscu.
 - Aniu, poczekaj.
Bolton zaczął zwalniać, aż w końcu z biegu przeszedł do normalnego kroku i dysząc lekko zatrzymał się wreszcie przed panną Stewart. Ta obrzuciła go spojrzeniem pełnym niezrozumienia.
 - Co ty wyprawiasz? – spytał, gdy wreszcie złapał pewniejszy oddech. Z rozbrajającą szczerością Anna wzruszyła ramionami. Teraz to on posłał jej spojrzenie pełne niezrozumienia. Dziewczyna wywróciła oczami i oparła się o chłodną ścianę.
 - Jakiś Bułgar cały czas się na mnie patrzył.
Bolton najpierw wytrzeszczył na nią swoje spojrzenie, a potem, zupełnie niespodziewanie, zaczął chichotać jak oszalały. Dziewczyna poczuła, ze znów czerwienieje i ruszyła szybkim krokiem w kierunku Salonu. Bolton, gdy wreszcie przestał się śmiać, ruszył za nią.
 - Nie wierzę w to co słyszę! – zawołał, a w jego głosie wciąż pobrzmiewał śmiech. Anna burknęła hasło i wkroczyła do skąpanego w nikłym świetle salonu. Marzyła o tym, by Bolton się zamknął, a przynajmniej o tym, by nie powiedzieć tego ostatniego zdania. Prefekt kontynuował – Przecież to nie grzech, że ktoś się na ciebie patrzy!
Anna stanęła w miejscu i odwróciła się w jego stronę tak gwałtownie, że chłopak prawie na nią wpadł.
 - Uważasz to za zabawne, bo to nie ciebie w taki sposób patrzyła jakaś dziewczyna!
Warknęła za złością. Uśmiech na twarzy chłopaka zrzedł nieco.
 - Ale jak on się na ciebie patrzył?
Anna postanowiła zademonstrować to spojrzenie, ale ponieważ wyglądała przy tym niezwykle zabawnie, Bolton znów parsknął śmiechem. Anna wydała z siebie odgłos bezsilnej irytacji. Ruszyła w kierunku sypialni dziewcząt, ale w tej samej chwili Bolton delikatnie złapał ją za rękę. To zatrzymało ją w miejscu. Odwróciła się w jego stronę i obrzuciła go pełnym oburzenia spojrzeniem.
 - Jesteś dupkiem – mruknęła.
 - Okej – odparł bez większego przejęcia. Na jego ustach wciąż błąkał się uśmiech. – An, nie bój się spojrzeć prawdzie w oczy. Jesteś ładna. Bardzo ładna. Nic dziwnego, że jakiś Bułgar został porażony twoim urokiem.
 - Bardzo zabawne, naprawdę – wyszeptała, a w jej oczach pojawiły się łzy. Bolton przestał szczerzyć się jak opętany.
 - Oj, no dobrze, to nie jest zabawne.
Przytulił ją delikatnie do siebie i pogłaskał jej ciemne włosy. Anna położyła mu jedną dłoń na plecach i wciągnęła do płuc kuszący zapach jego miękkiej szaty. Uwielbiała, gdy przytulał ją w taki sposób. Zawsze wtedy wiedziała, że nie jest sama, nawet gdyby cały świat dookoła niej runął.
 - Nie chcę, żeby ktoś patrzył na mnie w taki sposób – stwierdziła niezadowolona i odsunęła się od Boltona. W ostatniej chwili udało jej się otrzeć łzę, która już miała spłynąć z kącika jej oka. Chłopak uśmiechnął się do niej krzepiąco.
 - A ja mogę? – spytał, a jego uśmiech nabrał nieco łobuzerskiego wyrazu. Anna zgromiła go spojrzeniem.
 - Nawet mi się nie waż!
Bolton roześmiał się wesoło i odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy. Anna lubiła jego dotyk. Był miły. Niezobowiązujący. Delikatny. Zupełnie nie pasujący do chłopaka, który należał do Slytherinu, a jednak i w tym domu zdarzały się wyjątki.
 - Co będziesz robiła? – zagadnął, ponownie łapiąc jej dłoń.
 - To co zwykle.
 - Podręcznik z eliksirów? – rzucił, celując w jej nos palcem wskazującym. Roześmiała się.
 - Tak dobrze mnie znasz…
Jak nikt inny – oznajmił z wyższością i z tajemniczym uśmiechem na twarzy odmaszerował w kierunku swojego pokoju. Anna śledziła go spojrzeniem, krzyżując ręce na piersi.
Żaden człowiek nie jest w stanie poznać drugiego na wylot i dowiedzieć się o nim wszystkiego. To tylko nasze przypuszczenia, które wiele czynników zewnętrznych i wewnętrznych modyfikuje, w miarę upływu czasu, działania losu i w miarę zmiany nas samych. Dlatego stwierdzenie, że zna ją jak nikt innych, było błędne. Podobnie zresztą jak stwierdzenie, że ona zna go jak nikogo innego.

9 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Parę rzeczy, które wychwyciłam, jako wolno-betujący czytelnik:

    "Podobnie jak Uniwersum, był od zawsze, a..." - nie jestem pewna co do tego przecinka przed 'był'.

    "...bez odpowiednich wspomnień, nie wywołają wzruszenia lub uśmiechu." - nie wiem po co ten przecinek tutaj :D

    "Weekendy natomiast nie cieszyły jej już tak ja pierwszy..." - zjadłaś k

    "Profesor McGonagall za punkt honoru wzięła chyba..." - nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że lepiej by to wyglądało, gdyby to zdanie zaczynało nowy akapit, bo wcześniej opisywałaś kontakt Anna-Moody i nagle wyskakuje tu profesor McGonagall. No, ale pewnie mi się tylko wydaje.

    "Anna zaczęła znów ogryzać paznokcie..." - a nie obgryzać?

    "Były jednak też plusy mijającego czasu..." - to zdanie też bym dała jako początek nowego akapitu

    "Stewart zaciskała jednak szczęki i z dumnie uniesioną głową szła przed siebie." - dobra, wiem, że się czepiam głupot, ale 'zęby' zabrzmiałoby lepiej, niż 'szczęki'

    "- Aaaha. – mruknęła Anna, wyswobadzając się z napierającego na jej plecy tłumu i lawirując między uczniami w kierunku Wielkiej Sali. " - bez kropki po 'Aaaha'; takie tam zasady pisania dialogów. :D

    "Wielka Sala zapełniła się uczniami." - akapit od tego zdania, bo poprzednie mają jeszcze coś wspólnego z wypowiedzią Anny, natomiast to zdanie już nie za bardzo :)

    Pewnie są jeszcze jakieś inne błędy-nie-błędy, których nie wyłapałam albo nie byłam wystarczająco pewna (czy kompetentna), żeby je wypunktować.

    "Jeśli jednak spodziewacie się po raz kolejny przeżywać przybycie delegacji do szkoły, szukanie wzrokiem powozu Beauxbantos na wieczornym niebie i na oczekiwanie w napięciu na wyłaniającego się odmętów jeziora potwora, który wreszcie miał okazać się wspaniałym okrętem, muszę was rozczarować." - 'na' wywalić, logicznie nie pasuje.

    "Myśląc o turnieju miała nieprzyjemne przeczucie ..." - wcześniej napisałaś gdzieś 'turniej' z dużej literki T. Nie wiem jak jest poprawnie, ale zwracam na to uwagę. Aaa, i jeszcze przecinek w miejscu: Myśląc o turnieju, miała...

    " Bez namysłu wypalił.
    - Co ty tu robisz? " - proponuję napisać Bez namysłu wypalił: i będzie cacy. Znowu zasady pisania dialogów (zpd) ;)

    "Po chwili jednak wzruszył ramionami..." - nie wiem, czemu tu zrobiłaś akapit. Wydaje mi się, że nie jest potrzebny (no, ale właśnie WYDAJE mi się :P).

    "Podszedł do niej i usiadł na wolnym kawałku zajmowanego przez dziewczynę mebla. " - a nie prościej by było 'Podszedł do niej i usiadł obok'? Tzn, wiem, że narrator jest specyficzny (i dalej go uwielbiam!), ale tutaj lekki przerost formy nad treścią.

    "- Chciałam ci delikatnie przypomnieć, że jesteś prefektem. – zaczęła Anna, kładąc sobie książkę na kolanach..." - bez tej kropki po 'prefektem'; jak wcześniej - zpd :D

    "- Co robisz? – zagadnął chcąc zmienić temat." -> zagadnął, chcąc zmienić temat

    " – A tak wracając jednak do poprzedniego tematu. Dlaczego ty nie witasz delegacji razem z resztą? " - ta kropka średnio mi tu leży, może A tak wracając jednak do poprzedniego tematu, dlaczego ty nie witasz delegacji razem z resztą? ? Czy coś w ten deseń ;)

    " - Wiesz co? – zagadnęła dziewczyna, bawiąc się okładką książki – tu tak naprawdę..." - proponuję: Wiesz co? – zagadnęła dziewczyna, bawiąc się okładką książki. – Tu tak naprawdę nie... => zpd

    cdn...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dziewczyna mruknęła z niezadowoleniem i wróciła do lektury podręcznika. Prefekt siedział z nią jeszcze przez chwilę, po czym wstał i poszedł w kierunku swojej sypialni, zostawiając dziewczynę sam na sam z całkiem ciekawą, jak sama określiła, lekturą. " - walnęłabym tu akapit - przed Dziewczyna mruknęła... (ach jak ja lubię akapity); powtórzenia na tłusto.


      " – Wiesz że mi możesz powiedzieć. " - Wiesz, że...

      "Czasem zdarza się nam sądzić, że znamy drugą osobę na wylot, że czytamy z niej, jak z otwartej księgi, utwierdzeni w przekonaniu, że niczym nie może nas zaskoczyć, do momentu gdy pewnego dnia nie wyjawi nam, że tak naprawdę jest królem zaginionej Atlantydy i szuka sposobu, by wyciągnąć swoją wyspę na światło dzienne, albo okaże się arabskim szejkiem, który zechce nas wcielić do swojego haremu lub uczynić swoim niewolnikiem." - podsumuję tak: bardzo złożone zdanie, dużo wątków i jak czytałam to za pierwszym razem nie pamiętałam już w zasadzie o co chodziło na początku zdania. Jakbyś mogła je jakoś skompresować czy podzielić na powiedzmy dwa mniejsze zdania, to bym była w niebie. A, i dużo jest tych 'że'.


      "Anna w tamtym momencie zrozumiała, że każdy człowiek ma jakąś tajemnicę, którą skrzętnie ukrywa, obojętnie czy dotyczy ona imienia, którego ktoś się wstydzi, czy też tego, że zamordowało się człowieka, lub jest się dzieckiem papieża. " - znowu walnęłabym akapit od tego zdania i obstawiam, że bez przecinka przed 'lub jest się dzieckiem papieża'


      "Dziewczyna niechętnie zamknęła książkę i zsunęła się z sofy, po czym powędrowała do sypialni i rzuciła książkę na łóżko." - akapit od tego zdania (chybaaa)

      "Anna i Bolton szybko umknęli do Wielkiej Sali i zajęli sobie miejsca przy stole Ślizgonów, „rezerwując” dodatkowe dwa dla Ofelii i Linwooda, którzy pojawili się dopiero na końcu, gdy praktycznie wszyscy uczniowie Hogwartu zajęli miejsca przy stołach. Grupka uczniów z Beauxbantos (składająca się w dużej mierze z dziewcząt), z niezbyt radosnymi minami zajęła miejsca przy stole Krukonów..." - powtórzenia

      "Pozostałe dwa pozostały puste. " - masło się zmaśliło :D


      "Dumbledore ogarnął salę swoim błyszczącym, jasnoniebieskim spojrzeniem." - znowu się czepiam, ale nie skumałam ogarniania sali jasnoniebieskim spojrzeniem. W sensie nie brzmi to zbyt zrozumiale, o.

      "- Dobry wieczór, panie i panowie, duchy, a szczególnie nasi drodzy goście. – uśmiechnął się dobrotliwie do zagranicznych uczniów. " - zpd, czyli: ...drodzy goście. - Uśmiechnął się...

      cdn, za duzo znaków

      Usuń
    2. Hahahah, Anna i Bolton przy stole i potem ich dyskusja (oraz demonstracja) o spojrzeniu tego Bułgara. Coś pięknego <3

      "- Nie chcę, żeby ktoś patrzył na mnie w taki sposób. – stwierdziła..." - bez kropki po 'sposób', zpd

      Przedstawię moją reakcję tak:
      Bolton: A ja mogę?
      Anna: Nawet mi się nie waż!
      Ja: NO ALE DLACZEEEEGOOOOO :(

      "Żaden człowiek nie jest w stanie poznać drugiego na wylot i dowiedzieć się o nim wszystkiego." - akapit od tego zdania

      Towarzyszko Mercure, apel od obywateli mniej kompatybilnych w przetwarzaniu nadmiaru danych na zdanie: prosimy o porcjowanie informacji. Jasne, że masz genialnego narratora, to już wiemy i wszyscy się nim radujemy, ale czasami za kolesiem nie nadążam i się gubię w tym co mówi.

      Jeśli chodzi o dialogi, całkiem szczerze mówiąc: na początku było tak średnio, trochę wymuszone teksty, trochę nie naturalne. Mowa dyrektora też trochę taka bez polotu Dumbledore'owskiego - weź zerknij na nią jeszcze raz i coś przeredaguj i będzie dobrze.
      Za to im dalej w post (kontynuując kwestię dialogów i ogólnie rozwinięcia akcji) , tym bardziej cudownie. Zwłaszcza od momentu, kiedy Dumbledore siadł na swym tronie, a Anna dostała obsesji na punkcie spojrzenia Bułgara.

      Uff, się naprodukowałam. Dołuje mnie fakt, że będę musiała trochę poczekać na szósteczkę od Ciebie, ale co tam. Poczekam :D

      Ściskam, całuję i w ogóle!

      xoxo

      Usuń
    3. Ojoooj! Chyba najdłuższy komentarz, jaki kiedykolwiek czytałam, ale dziękuję Ci za niego bardzo, ale to bardzo, bardzo! Ha, przyznam się z lekkim wstydem, że rozdziału nawet nie "ogarnęłam spojrzeniem", ale, dodając z jeszcze większym wstydem, po prostu mi się nie chciało. Cudem jednak jest to, że ty wyłapałaś to wszystko, że Ci się chciało. Dziękuję Ci za to bardzo, droga xBC.
      Dialogi Dumbledore'a są żywcem wyjęte z książki, więc to wina pani Rowling, a nie moja (ha! Mogłam zwalić winę na kogoś ^^). Oczywiście listę błędów przyjmę i poprawię, bo to co napisałaś sprawiło, iż złapałam się z niedowierzania za głowę.
      A niegrzecznego narratora poskromię. O, to Ci nicpoń! Jak mógł tak nawywijać! Grrr!

      Ja chciałabym powiedzieć, że czekam na następną część u Ciebie, więc działa to we dwie strony milordzie ^^

      Ściskam i dziękuję raz jeszcze. :*

      Usuń
    4. Och, przepraszam za Dumbledore'a, zwracam honor! Jutro przeszukuję pokój i znajduję HP Czarę Ognia i nie ma bata, muszę to przeczytać jeszcze raz. Co za brak profesjonalizmu z mojej strony... :( Ale to nie zmienia faktu, że Rowling... a w zasadzie to tłumacz tu nawalił, nie Rowling :3
      Cieszę się, że mogłam jakoś pomóc ha z betą. Sama wiem jak to jest, kiedy w końcu napiszesz i nie masz siły sprawdzać. Gdyby nie to, że lubię historię Anny Stewart, to czekałabym trochę i byś pewnie zdążyła poprawić. ALE NIE! Ja regularnie czatuję na nowy rozdział :D

      Póki co betuję starsze rozdziały - w szczególności polecam zaglądnąć do IV (jeszcze nie skończyłam tutaj bety, ale znikąd zrobiło się tak dużo opisów jak u Ciebie haha). A nowy z pewnością też na dniach się pojawi :3

      Buziaki!

      xoxo

      Usuń
    5. No ja mam nadzieję, że nowości się pojawią... SOON ;>
      Meanwhile...
      Poprawiłam rozdział zgodnie z Twoimi sugestiami i niezwykle wiercę się na krześle wiedząc, że czatujesz na mnie jak myśliwy na sarnę. ^^
      No dobra, nie na mnie, ale na nowości (Okay :(()
      O, zaglądam!

      Usuń
    6. GŁUUUPKUUUU miałas poczekać, no bez takich :< Ja jeszcze tam bety nie skończyłam. :<< Ale i tak najlepsze jest to, że po takiej edycji ten rozdział w ogóle nie przypomina swojej postaci wyjściowej haha.
      Opisów uczę się od najlepszych w końcu, co nie? (mam nadzieję, że Cię właśnie nie obraziłam haha)

      Tak, czatuję na Ciebie jak myśliwy na sarnę, bo kiedy coś opublikujesz to jaram się jak Rzym za Nerona xD

      xoxo

      Usuń
    7. No to przeczytam jeszcze raz, a co tam!
      Wybacz ślepemu dziecku! Hahaha, jestem umysłowo skonana, a niby pracuje ręcznie. Co za ciekawy przypadek. xD

      No, ja nie wiem, dlaczego miałabym się obrazić, ale chciałabym się też tych opisów od tego zioma dobrego nauczyć. ^^

      Ja przeprowadzę dokładne studium Twoich dialogów i będę osiedlowym bogiem! :zuowieszczyśmiech:

      Chciałam wymyślić coś równie zabawnego i prawdziwego, ale przepłukałam gardło wodą, zachowując wymowne "milczenie" xD

      Usuń

Za każdym razem kiedy komentujesz, rodzi się jeden jednorożec.