11 czerwca 2012

Rozdział 1 - List zza grobu



Wielkie rzeczy w życiu zazwyczaj zaczynają się niepozornie. Kilku przyjaciół może na przykład założyć się, że jeden z nich zostanie gwiazdą muzyki, i po kilku latach, bach!, i jeden z nich faktycznie zostaje najbardziej uwielbianym muzykiem od lat. Oczywiście, samo to, że został sławny jest rzeczą wielką, ale rzeczą znacznie większą niż końcowa sława jest droga, który ów mężczyzna musiał przejść. Inna wielka przygoda może rozpocząć się od pomysłu, by wyskoczyć na chińskie danie do pobliskiej knajpki, gdzie zostaniemy zaatakowani przez ninja, a kierownik kuchni okaże się mistrzem, który zechce wcielić nas w szeregi tych doskonałych wojowników. Historia Anny również rozpoczęła się od rzeczy niewielkiej, jaką była wizyta w domu jej dziadka, na kilka dni przed rozpoczęciem nowego semestru nauki w Hogwarcie.
Dziadek Liam mieszkał w ładnym, dużym domku na szczycie klifu, z dala od innych zabudowań, dlatego rodzina Stewartów nigdy nie musiała martwić się o to, że ich nagłe pojawienie się przed budynkiem zostanie przez kogokolwiek zauważone. Dziadek Anny mieszkał w tym domku od dnia śmierci swojej ukochanej żony, babci Anny (dla pamięci której Donna nazwała córkę jej imieniem), i od momentu, w którym jej mama postanowiła związać się z jej tatą, całkiem sam. Nie chciał słyszeć o przeprowadzce, tak samo jak nie chciał słyszeć o tym, że kiedykolwiek mógłby związać się z inną kobietą. Donna często powtarzała córce, że jego miłość do żony była czymś oczywistym i wiecznym, jednak Anna, jak na razie, nie potrafiła tego zrozumieć.
Dziadek Liam był wspaniałym człowiekiem. Nigdy nie podnosił głosu na swoją córkę, nawet gdy ona wchodziła mu na głowę. Często powtarzał Donnie, że jest wierną kopią swojej matki, a gdy na świat przyszła mała Anna, to samo zaczął mówić i o niej. Dziewczyna jednak nie była o tym do końca przekonana. Odziedziczyła wiele kształtów twarzy po ojcu, a jedyne, w czym przypominała z wyglądu matkę, to zgrabna, prosta sylwetka i bardzo, bardzo jasne oczy, choć oczy Donny były jak paleta odcieni, przechodząca od koloru tak jasnego, że prawie białego, do czerni, i ponownie powracała do jasności.
Anna uwielbiała spędzać czas u dziadka. Każdego wieczoru wychodziła z domu i kierowała się łagodnym, trawiastym zboczem w dół, docierając na niewielką, piaszczystą plażę,(na której piasek był zdecydowaną mniejszością, w odróżnieniu do wielkich, wygładzonych przez wodę kamieni), siadała nad wodą i przyglądała się niebu, słuchając szumu fal i wystawiając policzki na powiew morskiej bryzy. Zawsze wydawało jej się, że morze jest najpiękniejsze nocą, wtedy, kiedy tafla wody zmienia się w nieprzeniknioną czerń, zlewającą się z ciemnym niebem zupełnie tak, jak poza ciemnością nie było nic więcej, żadnego nieba i ziemi, jedynie czerń.
Pewnego dnia nie usłyszała nawet, jak dziadek przyszedł do niej i usiadł na dużym, płaskim kamieniu, przyglądając się zamyślonym wzrokiem nieprzeniknionej czerni.
- Bardzo dawno tu nie byłem.
Oznajmił spokojnie, ale w jego głosie krył się smutek. Anna drgnęła lekko, spoglądając przez ramię na mężczyznę. Dziadek Liam miał około siedemdziesięciu lat, ale jego wygląd, jak często określała mama, był wprost zachwycający. Ciemnozielone oczy były wyraźne i bystre, a pierścień otaczających je zmarszczek był ledwo widoczny. Ciemne włosy poprzeplatały siwe pasma, ale wciąż były gęste i w całkowitym nieładzie. Anna przyglądała się dziadkowi z mieszaniną zdziwienia i zrozumienia.
- Uwielbiam to miejsce - oświadczyła spokojnie Anna, spoglądając znów na morze. - Jest tu tak pięknie. Spokojnie. Idealnie, by zebrać myśli.
- Babcia też je uwielbiała - przyznał Liam melancholijnym szeptem. Anna ściągnęła brwi. Po pewnej chwili, mężczyzna tym samym tonem dodał: - Nie byłem tu od dnia jej śmierci. Tak ukochała tą plażę, że nie byłem w stanie znów stanąć na jej piaskach.
W oczach dziadka nigdy nie było łez, a głos nigdy się nie załamywał. Mama mówiła Annie, że nie zawsze tak było, że kiedyś ten wciąż przystojny mężczyzna płakał, a jego głos czasem był ledwie szeptem. Jednak po tylu latach opłakiwania ukochanej osoby, wreszcie przestał, co w tym wypadku znaczy, "nie miał już sił, by dłużej płakać i postanowił choć w niewielkim stopniu wrócić do życia". Anna znów spojrzała przez ramię. Jego wzrok, wpatrzony w ciemność, był nieobecny.
Przypomniała sobie pewne słowa, które kiedyś powiedziała jej matka, a które zapewne kiedyś powiedział jakiś mądry filozof, lub jakiś artysta. "Pamiętaj, że gdy zbyt długo wpatrujesz się w otchłań, to otchłań również wpatruje się w ciebie". Przestrzeń morza była otchłanią, która wpatrywała się w nich oboje.
- Dziadku, mogę cię o coś spytać?
- Oczywiście, skarbie.
Mężczyzna wreszcie oderwał wzrok od morza i spojrzał na swoją wnuczkę, a delikatny uśmiech pojawił się na jego ustach. Anna bardzo nie chciała wtrącać się w bardzo nieswoje sprawy, ale to pytanie nurtowało ją od tak dawna, że trudno jej było się powstrzymać, i nie zadać go przez kolejne lata. Poza tym, nie wiedziała, kiedy będzie ta ostatnia szansa, by zadać najważniejsze pytania, a bardzo nie chciała przegapić okazji, które nasuwały się same.
- Czy mógłbyś mi powiedzieć, jak zginęła babcia? Kiedyś spytałam o to mamę, ale powiedziała mi, że jestem za mała na to, by się dowiedzieć.
Przez chwilę Anna miała wrażenie, że uśmiech zniknie z ust dziadka, a mężczyzna po raz pierwszy podniesie na nią głos, lub, co gorsza, zacznie płakać.
On jednak uśmiechnął się szerzej i posłał wnuczce smutne spojrzenie.
- Twoja mama miała całkowitą rację, odpowiadając ci wtedy w taki sposób. W wieku dziesięciu lat byłaś zbyt młoda, by poznać niektóre szczegóły. Prawdę mówiąc, dla mnie wciąż jesteś za młoda, by poznać całą prawdę.
- Ale mama wie, prawda? - spytała Anna z nutą niezadowolenia w głosie. Bardzo nie chciała, by wciąż traktowano ją jak małe dziecko. Od momentu, gdy po raz ostatni zadała to pytanie, minęło wiele czasu, a ona bardzo się zmieniła. Wydoroślała, choć wciąż była jeszcze dzieckiem.
- Oczywiście, że twoja mama wie. Ale dowiedziała się całej prawdy dopiero w momencie, w którym stała się pełnoletnia. Myślę, że masz czas, by poznać tą tajemnicę.
Pamiętacie, jak mówiłem o tym, że każda rodzina posiada takie drzwi, których nikt nigdy nie otwierał? Z prawdą o śmierci Anny Finch było tak samo; dla swojego męża stała się tajemnicą, której nie zamierzał ani ponownie oglądać, ani przedstawiać komukolwiek innemu. Mimo upływu lat, wciąż było w nim pełno bólu i smutku, choć nie tylko jego prywatne odczucia przyczyniły się do takiego stanu rzeczy. Prawda o śmierci Anny pozostawała tajemnicą, ponieważ dla młodego umysłu jej wnuczki mogłaby być zbyt drastyczna, zwłaszcza w czasach tak spokojnych i ułożonych, jak dzisiejsze.
Dziewczyna nie zamierzała jednak tak szybko odpuścić dziadkowi i mimo tego, że zdawała sobie sprawę, iż to niegrzeczne drążyć temat, na który rozmówca nie chce z nami rozmawiać, postanowiła wyciągnąć z mężczyzny nieco więcej.
- Dziadku. Nie jestem malutka. Myślę, że mnie nie doceniasz. Nie oczekuję, że opowiesz mi wszystko w szczegółach, głównie dlatego, że nie chcę, byś cierpiał, przypominając to sobie, ale chciałabym wiedzieć cokolwiek oprócz tego, że babcia zginęła.
Mężczyzna przez bardzo, bardzo długą chwilę przyglądał się swojej wnuczce bardzo, bardzo badawczym spojrzeniem. W końcu jednak dał za wygraną.
- Masz rację. Nie jesteś dzieckiem i chyba naprawdę najwyższy czas żebym powiedział ci, co stało się z twoją babcią. Widzisz Aniu, miałaś to szczęście, że urodziłaś się w świecie, który niecały rok później został uwolniony spod panowania Voldemorta, ale dobrze wiesz, że nie zawsze tak było.
Twoja babcia od zawsze wiedziała, po której jest stronie, dlatego, gdy Voldemort zaatakował dom jej nieżyjącego już wujka, bez wahania sięgnęła po różdżkę. Była doskonała w czarach, a niech mnie! W szkole tylko jeden chłopak był od niej lepszy. Nic dziwnego więc, że udało się jej rozbroić kilku atakujących, a jednego ze śmierciożerców zabić. Jednak w tym domu stało się coś dziwnego. Twoja babcia zamachnęła się na samego Voldemorta. Wiedziała, że nie odpuści jej tego. Przenieśliśmy się do tego domku, gdzie przez bardzo długi okres czasu chroniło nas zaklęcie Fideliusa, aż w końcu, któregoś dnia... - dziadek zawiesił na chwilę głos. Anna położyła mu dłoń na ramieniu, choć dopiero wtedy zastanowiła się, kiedy zdążyła wstać z piasku i przebyć drogę dzielącą ją od kamienia. Nie mniej jednak stała teraz obok dziadka, czując że wyrzuty sumienia ściskają jej dołek. Nie powinna go była ciągnąć za język.
- Przepraszam - wyszeptała nieśmiało. Dziadek podniósł na nią swoje spojrzenie.
- Dziecinko, nie masz za co mnie przepraszać. To ja przepraszam, że taki ze mnie mazgaj - odparł spokojnie, a po jego policzku potoczyła się jedna łza, sprawiając, że dziewczyna poczuła się jeszcze gorzej. Choć już domyślała się odpowiedzi, wolała poczekać, aż usłyszy te słowa z ust dziadka.
- W każdym razie, któregoś dnia, twoja babcia wyszła z domu, zostawiając mi krótki list i już nigdy nie wróciła. Nie będę kłamał, że kogoś podejrzewam, ponieważ z treści listu wynikało, kto został jej zabójcą.
- Voldemort, tak?
Dziadek bardzo powoli kiwnął głową, wciąż wpatrując się w oczy Anny. Dziewczyna poczuła, że do oczu zbiegają jej się łzy. Zdawało jej się, że wreszcie rozumiała, dlaczego dziadek tak bardzo ukochał jej babcię, ale nie miała pojęcia, jak o wielu rzeczach jeszcze nie wie.
Wspomniałem, że zazwyczaj niezwykłe rzeczy zaczynają się od niewielkich spraw. Anna nie miała pojęcia, że wkrótce i ona pomyśli podobnie, a w porównaniu z fascynującą drogą, jaką przebył nieznany mężczyzna, by zostać gwiazdą muzyki, jej droga nie będzie ani odrobinę fascynująca.
Liam spojrzał na swój zegarek, po czym zatarł dłonie i z gracją zeskoczył z kamienia.
- Myślę, że powinniśmy wracać na górę. Mama zapewne przyszykowała już ten swój deser, o którym tyle mówiła. Mam nadzieję, że będzie zjadliwy - ostatnie zdanie dodał z nutą rozbawienia i puścił do Anny oczko. Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało, po czym oboje ruszyli po łagodnym stoku w kierunku domku dziadka i oboje mieli wrażenie, choć oczywiście nie wiedzieli o tym nawzajem, że jakaś cząstka z nich pozostała na plaży, zakopując się we wciąż ciepłym piasku.
Dziadek się nie mylił. Kiedy doszli wreszcie na górę i weszli do domu, przywitał ich nieco zrzędliwy okrzyk Donny.
- Wreszcie wróciliście! Jeszcze chwila, a Anton zjadłby wszystko!
Anna i jej dziadek weszli do kuchni. Przy kuchennej wysepce stała Donna, chroniąca miskę wypełnioną do połowy białą breją, w której dało się zobaczyć inne kolory, przed Antonem, który trzymał w dłoni widelec i próbował dobrać się do miski. Liam i Anna wymienili spojrzenia, następne uśmiechy, aż w końcu podeszli do stołu i Donna nałożyła na przygotowane talerze nieco sałatki.

*

Następnego ranka Anna obudziła się niezwykle późno. Wstała, wciągnęła na chude nogi wąskie spodnie, a na ciało jasną, kremową bluzkę, po czym zbiegła na dół, głośno uderzając stopami o schody. Z uśmiechem na ustach wpadła do kuchni i sięgnęła do lodówki po butelkę wody. Zatrzasnęła drzwiczki i, pijąc wodę prosto z butelki, dostrzegła kartkę leżącą na kuchennej wysepce. Sięgnęła po nią, zaciekawiona jej treścią. Bez trudu rozpoznała drobne, nieco koślawe pismo dziadka.

Rodzice musieli pojechać do pracy, a ja wybrałem się na Pokątną. W kuchence masz naleśniki, mam nadzieję, że jeszcze ciepłe.

Dziadek


Anna uśmiechnęła się do siebie, odstawiła butelkę i odłożyła na miejsce liścik, po czym sięgnęła do kuchenki po naleśniki. Jej uśmiech powiększył się znacznie, gdy zobaczyła, że są z serem, a takie uwielbiała najbardziej.
Szybko wchłonęła trzy, pełne po brzegi białej papki, placki, po czym poszła do biblioteczki.
Za oknem było jasno, słonecznie, światło wypełniało cały parter domu, nadając mu magicznej aury. Dziewczyna przejrzała tytuły na grzbietach książek. Każda tematyka w bibliotece dziadka była oznaczona i miała swoje miejsce, ponieważ jednak Anna nie miała ochoty na nic wybitnie naukowego, postanowiła dla zabicia czasu, przeczytać jedną z mugolskich książek, których, ku jej zdziwieniu, w bibliotece było dużo.
Książkę wybrała na chybił – trafił i wkrótce jej palce zacisnęły się na śliskiej okładce książeczki, która wyglądała na nigdy nie czytaną. Anna obróciła ją w dłoniach i spojrzała na złoty tytuł, wijący się nad nieruchomym zdjęciem niezwykle zielonego oka. „Bliżej”. Wzruszyła ramionami i ruszyła w kierunku tylnych drzwi w kuchni.
Kiedy wyszła na zewnątrz, jej ciało musnął przyjemny, ciepły wietrzyk, podrywając jej niezwykle czarne włosy do góry. Zmrużyła oczy.
Było jaśniej, niż jej się wydawało. Ale to nic. Wolnym krokiem zeszła po łagodnym zboczu, czując lekkie łaskotanie trawy na kostkach, aż w końcu stanęła na piasku. Ściągnęła buty, wzięła je w dłoń i ruszyła w kierunku swojego ulubionego miejsca. Usiadła po turecku, starając się możliwie jak najwygodniej oprzeć plecy o płaski kamień i otworzyła książkę.
Wtedy coś wypadło na jej splecione nogi. Spojrzała w dół. Był to niewielki, złożony na pół kawałek pergaminu. Anna odłożyła na bok książkę i sięgnęła po kartkę. W sekundę zorientowała się, że trzyma w dłoniach list. Każde słowo było starannie napisane, pismo było ładne i okrągłe. Zanim dziewczyna pomyślała co robi, już zaczęła czytać list.


Podjęłam decyzję. Nie może być inaczej, a przynajmniej ja nie znam żadnego innego wyjścia. To przeze mnie jesteście uwięzieni w tym domu i tylko ja mogę ściągnąć z was zagrożenie, a co za tym idzie – uwolnić was.
Uwierz mi, kochany, ta decyzja wcale nie była prosta, ale oboje zasługujecie na znaczenie więcej, więc to co zrobię, będzie tylko niewielką namiastką tego, co gotowa byłam zrobić, by was ochronić. On nie da mi spokoju. Tak długo, jak żyję, będzie wciąż polował, a wy wciąż będziecie zagrożeni.
Proszę, nie miej mi tego za złe. Gdy nadejdzie właściwy czas, wytłumacz wszystko Donnie. Proszę, żyj dalej dla niej, wychowaj ją jak najlepiej. Wiem, że temu podołasz. Jesteś cudownym człowiekiem. Najlepszym, jakiegokolwiek, kiedykolwiek spotkałam. Za dobrym dla mnie. Chcę, byś odnalazł kogoś, kto Tobie zastąpi żonę, a Donnie matkę, zwłaszcza, że ja nie byłam zbyt dobra.
Liam, bardzo Cię kocham. Trochę boję się podróży, która mnie czeka, ale doskonale wiem, że muszę odbyć ją sama. Tobie nie wolno za mną iść. Nigdy.
Im dłużej piszę, tym więcej myśli pragnie zostać spisanych, a ja nie mam na to czasu. Mam tylko chwilę, czas mnie nagli, a cichy głosik w mojej głowie zaczyna się niepokoić.
Zapamiętaj to, co w tej chwili jest najważniejsze – kocham Cię. Najbardziej na świecie. Nawet, jeśli kiedyś Cię nie doceniałam. Kocham Donnę. Kocham was oboje bardziej niż cokolwiek, kogokolwiek. Pamiętajcie o mnie.
Wybacz mi. Wybacz to, że nie byłam z Tobą szczera. Wiem, że nie jesteś głupcem. Wiem, że o wielu rzeczach wiedziałeś, ale nigdy nie wypowiedziałeś słowa. Niektóre decyzje, niewinne decyzje, prędzej czy później mogą doprowadzić nas do zguby, tak jak mnie doprowadzą wkrótce do śmierci. Kocham Cię.


Twoja na zawsze,
Anna





Anna poczuła, że ma w głowie mętlik, a jej serce przyspieszyło. Czuła się źle. Przede wszystkim dlatego, że przeczytała coś, co nie było adresowane do niej. Po drugie, zrobiło jej się głupio, że przeczytała coś tak intymnego i prywatnego. Jednak mimo tego, poczuła również zmieszanie. Natrafiła na list, o którym zeszłego wieczoru mówił jej dziadek, na pożegnanie Anny z ukochanym i córką. Elementem, który najbardziej zaskoczył Annę, była jednak sama końcówka. Przeczytała ją ponownie. Bardzo zainteresowała ją wzmianka o tym, że babcia nie była z dziadkiem szczera, a on, choć domyślał się prawdy, nigdy o tym nie wspomniał.
Anna miała wrażenie, że dość mocno szarpie za klamkę nigdy nie otwieranych drzwi, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, które pojawiło się w jej głowie.
Co takiego babcia mogła ukryć przed dziadkiem i dlaczego on nigdy nie zareagował?
Nie. Nie powinna o tym myśleć. To nie jej sprawa. To sprawa między dziadkiem a babcią, a ona za nic w świecie nie powinna tego roztrząsać, ani tym bardziej poznać odpowiedź na nurtujące ją pytanie.
Sięgnęła po książkę i wsunęła list między strony.
Zarówno chęć na czytanie, jak i chęć siedzenia na plaży, opuściły ją wraz z ostatnią literą listu, wsunęła więc buty na stopy, wstała i niezbyt raźnym krokiem ruszyła po zboczu w górę.
Zapewne wiecie, jakie to uczucie, gdy dowiecie się o czymś, co nie jest waszą sprawą, ale bardzo was intryguje, a jeśli nie wiecie, to jesteście prawdziwymi szczęściarzami.
Anna przez cały dzień starała się przestać myśleć o liście.
Odłożyła książkę na półkę dokładnie w to samo miejsce, z którego ją wyciągnęła, mając nadzieję, że dziadek niczego nie zauważy, zastanawiając się jednocześnie, czy tak w ogóle pamiętał o tym, że wsunął w nią list? W końcu jednak Anna porzuciła tą kwestię – być może staruszek włożył go tam po zniknięciu żony i całkowicie o nim zapomniał, starając się powrócić do życia tak, jak go o to poprosiła?
Nie odnalazł jednak nikogo, kto zastąpić miałby jego żonę i matkę Donny, co więcej, nigdy nikogo nie szukał. Wiedział doskonale, że nie odnajdzie nikogo takiego jak Anna… nawet jeśli ta nie była z nim do końca szczera.
Paskudne poczucie winy mieszające się z zaciekawieniem i smutkiem, nie pozwoliło Annie zjeść obiadu ani kolacji. Tego wieczoru dziewczyna bardzo wcześnie uciekła do łóżka, mając nadzieję, że uda jej się szybko zapaść w sen, trzymając się myśli, że z problemem najlepiej się przespać i wierząc w to, że rano poczuje się lepiej.
Jednak powiedzenie, że z „problemem najlepiej się przespać”, nie jest do końca właściwe. Załóżmy, że czyimś problemem jest bolący ząb. Jeśli ktoś taki położy się spać z nadzieją, że rano ząb przestanie go boleć, może być prawie pewny, że rwący ból zerwie go ze snu, fundując bezsenną noc. Mój dobry przyjaciel swego czasu miał problem z pustymi butelkami, które wcześniej regularnie opróżniał, jednak pomysł, by spędził z nimi noc, okazał się nietrafiony. Następnego ranka, gnany potrzebą chwili, postanowił opróżnić następną butelkę, by zapobiec katastrofie w jego organizmie. Ta przygoda jednak zarówno dla niego, jak i dla pustych butelek skończyła się dobrze, więc w zasadzie nie ma o czym mówić. W przypadku Anny sen niewiele przyniósł, głównie dlatego, że dziewczyna nie mogła zasnąć, nękana pytaniami i myślami. Kręciła się z boku na bok, wpatrywała w sufit, liczyła barany, muszki, karaluszki – nic z tego.
Po raz pierwszy poczuła, że przeszłość ma znaczenie. Po raz pierwszy zdało jej się, że babcia Anna jest bardziej realna, niż kiedykolwiek w jej myślach.
Do dzisiaj była dla niej tylko wspomnieniem, zaszczepionym w głowie przez rodziców, ale od chwili, w której przeczytała list, zdała sobie sprawę, że babcia NAPRAWDĘ żyła, że kochała, czuła, trzymała na rękach jej matkę, gdy ją kołysała i tuliła do snu. Czuła, że oczy jej wilgotnieją, ale nie zamknęła powiek, by pozwolić popłynąć łzom.
W końcu jednak, udało jej się zasnąć.
Jednak następnego poranka, myśli wcale nie opuściły jej głowy.
A jakby tego było jeszcze mało, „Prorok Codzienny” informował o ataku grupy, zwanej Śmierciożercami, na jakiegoś mugola i jego rodzinę podczas Pucharu Quidditcha.



______

Rozdział pierwszy uważam za skończony. Niestety, rozdział drugi nie pojawi się tak szybko, jak pierwszy. Czerwiec, to niestety jak dla mnie miesiąc wzmożonej nauki i jakichś okołoszkolnych pierdół. 
Nie zostawię jednak tego bloga. Nie tym razem. 
Jeśli ktoś ma ochotę, pisać - 43243535.
 :)

4 komentarze:

  1. Powiem szczerze, że czuję się troszkę zagubiona. To, co wiedziałam wcześniej oraz informacje zawarte w zakładce "historia" kłócą się z rozdziałem. Być może coś źle przeczytałam, w końcu w poniedziałek człowiek zbyt dobrze nie funkcjonuje, ale... czy Anna nie miała być w czasach Tomach? Anna, czyli główna bohaterka, a nie jej babcia :D Kurczę, troszkę się w tym wszystkim pogubiłam.
    Co do samej treści... bardzo mi się podobało. Anna jest taka, jak powinna być nastolatka w jej wieku. Ciekawska, serdeczna, miła... właśnie taką ją sobie wyobrażam. Jestem pewna, że w końcu odkryje wszystkie tajemnice. Tylko czy wtedy będzie wciąż szczęśliwa?
    Wstawki w tekście również są świetne. Skłaniają do refleksji i nadają fajny klimat opowiadaniu. Dokładnie tak, jak by jakiś doświadczony, starszy człowiek opowiadał tę historię. Strasznie mi się to podoba : )
    A tak zupełnie inną drogą - rozumiem twoje przywiązanie do imion. Sama wszystkie moje główne bohaterki nazywam "Rosalie". TO miło, że nie tylko ja tak mam :D
    A szkołą się nie przejmuj. Pamiętaj o zasadzie "byle zdać" i wszystko pójdzie gładko :)
    Pozdrawiam i życzę weny [R-Grindelwald.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc śpieszę z wyjaśnieniami!
      Wiem, że to samo imię mogło wywołać pewne...komplikacje natury technicznej. A więc, bohaterka, Anna Stewart, żyje w czasach Harry'ego, Harmiony, Rona i całej reszty. Na dobrą sprawę akcja sięga jednak czasów bardziej odległych, czyli życia jej babki.
      Nie chciałabym, żeby Anna wyszła jak merysujka, i mam nadzieje, że nie zrobiłam z niej zbyt dużego ideału już na samym początku. Większość rzeczy musi być jednak tak a nie inaczej. :)
      A co do tajemnicy - pożyjemy, zobaczymy.

      Ach, weny życzę wzajemnie! :)

      Usuń
  2. omg, zaraz dziabnę ten wykwintny skrawek literatury, którym to nas uraczyłaś. Żałuję, że dopiero teraz (w czasie EUROKOKOSPOKO) mam chwilkę zająć się blogami... I też się zastanawiam czy przypadkiem nie wynieść się na blogspot, bo w sumie odpowiada mi tutejsza organizacja.
    Nie zapomniałam o Tobie, ostatnie rozdziały na Abip czytałam, z ręką na sercu przysięgam, że tak było, ale niestety w tak zwanym 'między-czasie' i to na ipodzie, dlatego też nie wyraziłam zbyt konstruktywnych opinii na temat.
    Obiecuję się poprawić, wszak wakacje idą.
    Ściskam, całuję i trzymam kciuki za popularność bloga w nowym serwisie,
    xBC

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. xBC! You're alive! :D
      A tak już na poważnie, to dobrze, że daaś znak życia, no bo wiesz... ja nie wiem czy wiesz, ale na Anath-cie już dawno nic nie było i... no jakoś czegoś tak brak.
      O proszę, ipody się ma, burżujem się jest. A co na to klasy robotnicze, co? xD
      Wracaj z Anathem jak najszybciej.
      Ściskam! :)

      Usuń

Za każdym razem kiedy komentujesz, rodzi się jeden jednorożec.