Wielkie
rzeczy w życiu zazwyczaj zaczynają się niepozornie. Kilku
przyjaciół może na przykład założyć się, że jeden z nich
zostanie gwiazdą muzyki, i po kilku latach, bach!, i jeden z nich
faktycznie zostaje najbardziej uwielbianym muzykiem od lat.
Oczywiście, samo to, że został sławny jest rzeczą wielką, ale
rzeczą znacznie większą niż końcowa sława jest droga, który ów
mężczyzna musiał przejść. Inna wielka przygoda może rozpocząć
się od pomysłu, by wyskoczyć na chińskie danie do pobliskiej
knajpki, gdzie zostaniemy zaatakowani przez ninja, a kierownik kuchni
okaże się mistrzem, który zechce wcielić nas w szeregi tych
doskonałych wojowników. Historia Anny również rozpoczęła się
od rzeczy niewielkiej, jaką była wizyta w domu jej dziadka, na
kilka dni przed rozpoczęciem nowego semestru nauki w Hogwarcie.
Dziadek
Liam mieszkał w ładnym, dużym domku na szczycie klifu, z dala od
innych zabudowań, dlatego rodzina Stewartów nigdy nie musiała
martwić się o to, że ich nagłe pojawienie się przed budynkiem
zostanie przez kogokolwiek zauważone. Dziadek Anny mieszkał w tym
domku od dnia śmierci swojej ukochanej żony, babci Anny (dla
pamięci której Donna nazwała córkę jej imieniem), i od momentu,
w którym jej mama postanowiła związać się z jej tatą, całkiem
sam. Nie chciał słyszeć o przeprowadzce, tak samo jak nie chciał
słyszeć o tym, że kiedykolwiek mógłby związać się z inną
kobietą. Donna często powtarzała córce, że jego miłość do
żony była czymś oczywistym i wiecznym, jednak Anna, jak na razie,
nie potrafiła tego zrozumieć.
Dziadek
Liam był wspaniałym człowiekiem. Nigdy nie podnosił głosu na
swoją córkę, nawet gdy ona wchodziła mu na głowę. Często
powtarzał Donnie, że jest wierną kopią swojej matki, a gdy na
świat przyszła mała Anna, to samo zaczął mówić i o niej.
Dziewczyna jednak nie była o tym do końca przekonana. Odziedziczyła
wiele kształtów twarzy po ojcu, a jedyne, w czym przypominała z
wyglądu matkę, to zgrabna, prosta sylwetka i bardzo, bardzo jasne
oczy, choć oczy Donny były jak paleta odcieni, przechodząca od
koloru tak jasnego, że prawie białego, do czerni, i ponownie
powracała do jasności.
Anna
uwielbiała spędzać czas u dziadka. Każdego wieczoru wychodziła z
domu i kierowała się łagodnym, trawiastym zboczem w dół,
docierając na niewielką, piaszczystą plażę,(na której piasek
był zdecydowaną mniejszością, w odróżnieniu do wielkich,
wygładzonych przez wodę kamieni), siadała nad wodą i przyglądała
się niebu, słuchając szumu fal i wystawiając policzki na powiew
morskiej bryzy. Zawsze wydawało jej się, że morze jest
najpiękniejsze nocą, wtedy, kiedy tafla wody zmienia się w
nieprzeniknioną czerń, zlewającą się z ciemnym niebem zupełnie
tak, jak poza ciemnością nie było nic więcej, żadnego nieba i
ziemi, jedynie czerń.
Pewnego
dnia nie usłyszała nawet, jak dziadek przyszedł do niej i usiadł
na dużym, płaskim kamieniu, przyglądając się zamyślonym
wzrokiem nieprzeniknionej czerni.
-
Bardzo dawno tu nie byłem.
Oznajmił
spokojnie, ale w jego głosie krył się smutek. Anna drgnęła
lekko, spoglądając przez ramię na mężczyznę. Dziadek Liam miał
około siedemdziesięciu lat, ale jego wygląd, jak często określała
mama, był wprost zachwycający. Ciemnozielone oczy były wyraźne i
bystre, a pierścień otaczających je zmarszczek był ledwo
widoczny. Ciemne włosy poprzeplatały siwe pasma, ale wciąż były
gęste i w całkowitym nieładzie. Anna przyglądała się dziadkowi
z mieszaniną zdziwienia i zrozumienia.
-
Uwielbiam to miejsce - oświadczyła spokojnie Anna, spoglądając
znów na morze. - Jest tu tak pięknie. Spokojnie. Idealnie, by
zebrać myśli.
-
Babcia też je uwielbiała - przyznał Liam melancholijnym szeptem.
Anna ściągnęła brwi. Po pewnej chwili, mężczyzna tym samym
tonem dodał: - Nie byłem tu od dnia jej śmierci. Tak ukochała tą
plażę, że nie byłem w stanie znów stanąć na jej piaskach.
W
oczach dziadka nigdy nie było łez, a głos nigdy się nie
załamywał. Mama mówiła Annie, że nie zawsze tak było, że
kiedyś ten wciąż przystojny mężczyzna płakał, a jego głos
czasem był ledwie szeptem. Jednak po tylu latach opłakiwania
ukochanej osoby, wreszcie przestał, co w tym wypadku znaczy, "nie
miał już sił, by dłużej płakać i postanowił choć w
niewielkim stopniu wrócić do życia". Anna znów spojrzała
przez ramię. Jego wzrok, wpatrzony w ciemność, był nieobecny.
Przypomniała
sobie pewne słowa, które kiedyś powiedziała jej matka, a które
zapewne kiedyś powiedział jakiś mądry filozof, lub jakiś
artysta. "Pamiętaj, że gdy zbyt długo wpatrujesz się w
otchłań, to otchłań również wpatruje się w ciebie".
Przestrzeń morza była otchłanią, która wpatrywała się w nich
oboje.
-
Dziadku, mogę cię o coś spytać?
-
Oczywiście, skarbie.
Mężczyzna
wreszcie oderwał wzrok od morza i spojrzał na swoją wnuczkę, a
delikatny uśmiech pojawił się na jego ustach. Anna bardzo nie
chciała wtrącać się w bardzo nieswoje sprawy, ale to pytanie
nurtowało ją od tak dawna, że trudno jej było się powstrzymać,
i nie zadać go przez kolejne lata. Poza tym, nie wiedziała, kiedy
będzie ta ostatnia szansa, by zadać najważniejsze pytania, a
bardzo nie chciała przegapić okazji, które nasuwały się same.
-
Czy mógłbyś mi powiedzieć, jak zginęła babcia? Kiedyś spytałam
o to mamę, ale powiedziała mi, że jestem za mała na to, by się
dowiedzieć.
Przez
chwilę Anna miała wrażenie, że uśmiech zniknie z ust dziadka, a
mężczyzna po raz pierwszy podniesie na nią głos, lub, co gorsza,
zacznie płakać.
On
jednak uśmiechnął się szerzej i posłał wnuczce smutne
spojrzenie.
-
Twoja mama miała całkowitą rację, odpowiadając ci wtedy w taki
sposób. W wieku dziesięciu lat byłaś zbyt młoda, by poznać
niektóre szczegóły. Prawdę mówiąc, dla mnie wciąż jesteś za
młoda, by poznać całą prawdę.
-
Ale mama wie, prawda? - spytała Anna z nutą niezadowolenia w
głosie. Bardzo nie chciała, by wciąż traktowano ją jak małe
dziecko. Od momentu, gdy po raz ostatni zadała to pytanie, minęło
wiele czasu, a ona bardzo się zmieniła. Wydoroślała, choć wciąż
była jeszcze dzieckiem.
-
Oczywiście, że twoja mama wie. Ale dowiedziała się całej prawdy
dopiero w momencie, w którym stała się pełnoletnia. Myślę, że
masz czas, by poznać tą tajemnicę.
Pamiętacie,
jak mówiłem o tym, że każda rodzina posiada takie drzwi, których
nikt nigdy nie otwierał? Z prawdą o śmierci Anny Finch było tak
samo; dla swojego męża stała się tajemnicą, której nie
zamierzał ani ponownie oglądać, ani przedstawiać komukolwiek
innemu. Mimo upływu lat, wciąż było w nim pełno bólu i smutku,
choć nie tylko jego prywatne odczucia przyczyniły się do takiego
stanu rzeczy. Prawda o śmierci Anny pozostawała tajemnicą,
ponieważ dla młodego umysłu jej wnuczki mogłaby być zbyt
drastyczna, zwłaszcza w czasach tak spokojnych i ułożonych, jak
dzisiejsze.
Dziewczyna
nie zamierzała jednak tak szybko odpuścić dziadkowi i mimo tego,
że zdawała sobie sprawę, iż to niegrzeczne drążyć temat, na
który rozmówca nie chce z nami rozmawiać, postanowiła wyciągnąć
z mężczyzny nieco więcej.
-
Dziadku. Nie jestem malutka. Myślę, że mnie nie doceniasz. Nie
oczekuję, że opowiesz mi wszystko w szczegółach, głównie
dlatego, że nie chcę, byś cierpiał, przypominając to sobie, ale
chciałabym wiedzieć cokolwiek oprócz tego, że babcia zginęła.
Mężczyzna
przez bardzo, bardzo długą chwilę przyglądał się swojej wnuczce
bardzo, bardzo badawczym spojrzeniem. W końcu jednak dał za
wygraną.
-
Masz rację. Nie jesteś dzieckiem i chyba naprawdę najwyższy czas
żebym powiedział ci, co stało się z twoją babcią. Widzisz Aniu,
miałaś to szczęście, że urodziłaś się w świecie, który
niecały rok później został uwolniony spod panowania Voldemorta,
ale dobrze wiesz, że nie zawsze tak było.
Twoja
babcia od zawsze wiedziała, po której jest stronie, dlatego, gdy
Voldemort zaatakował dom jej nieżyjącego już wujka, bez wahania
sięgnęła po różdżkę. Była doskonała w czarach, a niech mnie!
W szkole tylko jeden chłopak był od niej lepszy. Nic dziwnego więc,
że udało się jej rozbroić kilku atakujących, a jednego ze
śmierciożerców zabić. Jednak w tym domu stało się coś
dziwnego. Twoja babcia zamachnęła się na samego Voldemorta.
Wiedziała, że nie odpuści jej tego. Przenieśliśmy się do tego
domku, gdzie przez bardzo długi okres czasu chroniło nas zaklęcie
Fideliusa, aż w końcu, któregoś dnia... - dziadek zawiesił na
chwilę głos. Anna położyła mu dłoń na ramieniu, choć dopiero
wtedy zastanowiła się, kiedy zdążyła wstać z piasku i przebyć
drogę dzielącą ją od kamienia. Nie mniej jednak stała teraz obok
dziadka, czując że wyrzuty sumienia ściskają jej dołek. Nie
powinna go była ciągnąć za język.
-
Przepraszam - wyszeptała nieśmiało. Dziadek podniósł na nią
swoje spojrzenie.
-
Dziecinko, nie masz za co mnie przepraszać. To ja przepraszam, że
taki ze mnie mazgaj - odparł spokojnie, a po jego policzku potoczyła
się jedna łza, sprawiając, że dziewczyna poczuła się jeszcze
gorzej. Choć już domyślała się odpowiedzi, wolała poczekać, aż
usłyszy te słowa z ust dziadka.
-
W każdym razie, któregoś dnia, twoja babcia wyszła z domu,
zostawiając mi krótki list i już nigdy nie wróciła. Nie będę
kłamał, że kogoś podejrzewam, ponieważ z treści listu wynikało,
kto został jej zabójcą.
-
Voldemort, tak?
Dziadek
bardzo powoli kiwnął głową, wciąż wpatrując się w oczy Anny.
Dziewczyna poczuła, że do oczu zbiegają jej się łzy. Zdawało
jej się, że wreszcie rozumiała, dlaczego dziadek tak bardzo
ukochał jej babcię, ale nie miała pojęcia, jak o wielu rzeczach
jeszcze nie wie.
Wspomniałem,
że zazwyczaj niezwykłe rzeczy zaczynają się od niewielkich spraw.
Anna nie miała pojęcia, że wkrótce i ona pomyśli podobnie, a w
porównaniu z fascynującą drogą, jaką przebył nieznany
mężczyzna, by zostać gwiazdą muzyki, jej droga nie będzie ani
odrobinę fascynująca.
Liam
spojrzał na swój zegarek, po czym zatarł dłonie i z gracją
zeskoczył z kamienia.
-
Myślę, że powinniśmy wracać na górę. Mama zapewne
przyszykowała już ten swój deser, o którym tyle mówiła. Mam
nadzieję, że będzie zjadliwy - ostatnie zdanie dodał z nutą
rozbawienia i puścił do Anny oczko. Dziewczyna uśmiechnęła się
nieśmiało, po czym oboje ruszyli po łagodnym stoku w kierunku
domku dziadka i oboje mieli wrażenie, choć oczywiście nie
wiedzieli o tym nawzajem, że jakaś cząstka z nich pozostała na
plaży, zakopując się we wciąż ciepłym piasku.
Dziadek
się nie mylił. Kiedy doszli wreszcie na górę i weszli do domu,
przywitał ich nieco zrzędliwy okrzyk Donny.
-
Wreszcie wróciliście! Jeszcze chwila, a Anton zjadłby wszystko!
Anna
i jej dziadek weszli do kuchni. Przy kuchennej wysepce stała Donna,
chroniąca miskę wypełnioną do połowy białą breją, w której
dało się zobaczyć inne kolory, przed Antonem, który trzymał w
dłoni widelec i próbował dobrać się do miski. Liam i Anna
wymienili spojrzenia, następne uśmiechy, aż w końcu podeszli do
stołu i Donna nałożyła na przygotowane talerze nieco sałatki.
*
Następnego
ranka Anna obudziła się niezwykle późno. Wstała, wciągnęła na
chude nogi wąskie spodnie, a na ciało jasną, kremową bluzkę, po
czym zbiegła na dół, głośno uderzając stopami o schody. Z
uśmiechem na ustach wpadła do kuchni i sięgnęła do lodówki po
butelkę wody. Zatrzasnęła drzwiczki i, pijąc wodę prosto z
butelki, dostrzegła kartkę leżącą na kuchennej wysepce. Sięgnęła
po nią, zaciekawiona jej treścią. Bez trudu rozpoznała drobne,
nieco koślawe pismo dziadka.
Rodzice
musieli pojechać do pracy, a ja wybrałem się na Pokątną. W
kuchence masz naleśniki, mam nadzieję, że jeszcze ciepłe.
Dziadek
Anna
uśmiechnęła się do siebie, odstawiła butelkę i odłożyła na
miejsce liścik, po czym sięgnęła do kuchenki po naleśniki. Jej
uśmiech powiększył się znacznie, gdy zobaczyła, że są z serem,
a takie uwielbiała najbardziej.
Szybko
wchłonęła trzy, pełne po brzegi białej papki, placki, po czym
poszła do biblioteczki.
Za
oknem było jasno, słonecznie, światło wypełniało cały parter
domu, nadając mu magicznej aury. Dziewczyna przejrzała tytuły na
grzbietach książek. Każda tematyka w bibliotece dziadka była
oznaczona i miała swoje miejsce, ponieważ jednak Anna nie miała
ochoty na nic wybitnie naukowego, postanowiła dla zabicia czasu,
przeczytać jedną z mugolskich książek, których, ku jej
zdziwieniu, w bibliotece było dużo.
Książkę
wybrała na chybił – trafił i wkrótce jej palce zacisnęły się
na śliskiej okładce książeczki, która wyglądała na nigdy nie
czytaną. Anna obróciła ją w dłoniach i spojrzała na złoty
tytuł, wijący się nad nieruchomym zdjęciem niezwykle zielonego
oka. „Bliżej”. Wzruszyła ramionami i ruszyła w kierunku
tylnych drzwi w kuchni.
Kiedy
wyszła na zewnątrz, jej ciało musnął przyjemny, ciepły
wietrzyk, podrywając jej niezwykle czarne włosy do góry. Zmrużyła
oczy.
Było
jaśniej, niż jej się wydawało. Ale to nic. Wolnym krokiem zeszła
po łagodnym zboczu, czując lekkie łaskotanie trawy na kostkach, aż
w końcu stanęła na piasku. Ściągnęła buty, wzięła je w dłoń
i ruszyła w kierunku swojego ulubionego miejsca. Usiadła po
turecku, starając się możliwie jak najwygodniej oprzeć plecy o
płaski kamień i otworzyła książkę.
Wtedy
coś wypadło na jej splecione nogi. Spojrzała w dół. Był to
niewielki, złożony na pół kawałek pergaminu. Anna odłożyła na
bok książkę i sięgnęła po kartkę. W sekundę zorientowała
się, że trzyma w dłoniach list. Każde słowo było starannie
napisane, pismo było ładne i okrągłe. Zanim dziewczyna pomyślała
co robi, już zaczęła czytać list.
Podjęłam
decyzję. Nie może być inaczej, a przynajmniej ja nie znam żadnego
innego wyjścia. To przeze mnie jesteście uwięzieni w tym domu i
tylko ja mogę ściągnąć z was zagrożenie, a co za tym idzie –
uwolnić was.
Uwierz
mi, kochany, ta decyzja wcale nie była prosta, ale oboje
zasługujecie na znaczenie więcej, więc to co zrobię, będzie
tylko niewielką namiastką tego, co gotowa byłam zrobić, by was
ochronić. On nie da mi spokoju. Tak długo, jak żyję, będzie
wciąż polował, a wy wciąż będziecie zagrożeni.
Proszę,
nie miej mi tego za złe. Gdy nadejdzie właściwy czas, wytłumacz
wszystko Donnie. Proszę, żyj dalej dla niej, wychowaj ją jak
najlepiej. Wiem, że temu podołasz. Jesteś cudownym człowiekiem.
Najlepszym, jakiegokolwiek, kiedykolwiek spotkałam. Za dobrym dla
mnie. Chcę, byś odnalazł kogoś, kto Tobie zastąpi żonę, a
Donnie matkę, zwłaszcza, że ja nie byłam zbyt dobra.
Liam,
bardzo Cię kocham. Trochę boję się podróży, która mnie czeka,
ale doskonale wiem, że muszę odbyć ją sama. Tobie nie wolno za
mną iść. Nigdy.
Im
dłużej piszę, tym więcej myśli pragnie zostać spisanych, a ja
nie mam na to czasu. Mam tylko chwilę, czas mnie nagli, a cichy
głosik w mojej głowie zaczyna się niepokoić.
Zapamiętaj
to, co w tej chwili jest najważniejsze – kocham Cię. Najbardziej
na świecie. Nawet, jeśli kiedyś Cię nie doceniałam. Kocham
Donnę. Kocham was oboje bardziej niż cokolwiek, kogokolwiek.
Pamiętajcie o mnie.
Wybacz
mi. Wybacz to, że nie byłam z Tobą szczera. Wiem, że nie jesteś
głupcem. Wiem, że o wielu rzeczach wiedziałeś, ale nigdy nie
wypowiedziałeś słowa. Niektóre decyzje, niewinne decyzje, prędzej
czy później mogą doprowadzić nas do zguby, tak jak mnie
doprowadzą wkrótce do śmierci. Kocham Cię.
Twoja
na zawsze,
Anna
Anna
poczuła, że ma w głowie mętlik, a jej serce przyspieszyło. Czuła
się źle. Przede wszystkim dlatego, że przeczytała coś, co nie
było adresowane do niej. Po drugie, zrobiło jej się głupio, że
przeczytała coś tak intymnego i prywatnego. Jednak mimo tego,
poczuła również zmieszanie. Natrafiła na list, o którym zeszłego
wieczoru mówił jej dziadek, na pożegnanie Anny z ukochanym i
córką. Elementem, który najbardziej zaskoczył Annę, była jednak
sama końcówka. Przeczytała ją ponownie. Bardzo zainteresowała ją
wzmianka o tym, że babcia nie była z dziadkiem szczera, a on, choć
domyślał się prawdy, nigdy o tym nie wspomniał.
Anna
miała wrażenie, że dość mocno szarpie za klamkę nigdy nie
otwieranych drzwi, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, które
pojawiło się w jej głowie.
Co
takiego babcia mogła ukryć przed dziadkiem i dlaczego on nigdy nie
zareagował?
Nie.
Nie powinna o tym myśleć. To nie jej sprawa. To sprawa między
dziadkiem a babcią, a ona za nic w świecie nie powinna tego
roztrząsać, ani tym bardziej poznać odpowiedź na nurtujące ją
pytanie.
Sięgnęła
po książkę i wsunęła list między strony.
Zarówno
chęć na czytanie, jak i chęć siedzenia na plaży, opuściły ją
wraz z ostatnią literą listu, wsunęła więc buty na stopy, wstała
i niezbyt raźnym krokiem ruszyła po zboczu w górę.
Zapewne
wiecie, jakie to uczucie, gdy dowiecie się o czymś, co nie jest
waszą sprawą, ale bardzo was intryguje, a jeśli nie wiecie, to
jesteście prawdziwymi szczęściarzami.
Anna
przez cały dzień starała się przestać myśleć o liście.
Odłożyła
książkę na półkę dokładnie w to samo miejsce, z którego ją
wyciągnęła, mając nadzieję, że dziadek niczego nie zauważy,
zastanawiając się jednocześnie, czy tak w ogóle pamiętał o tym,
że wsunął w nią list? W końcu jednak Anna porzuciła tą kwestię
– być może staruszek włożył go tam po zniknięciu żony i
całkowicie o nim zapomniał, starając się powrócić do życia
tak, jak go o to poprosiła?
Nie
odnalazł jednak nikogo, kto zastąpić miałby jego żonę i matkę
Donny, co więcej, nigdy nikogo nie szukał. Wiedział doskonale, że
nie odnajdzie nikogo takiego jak Anna… nawet jeśli ta nie była z
nim do końca szczera.
Paskudne
poczucie winy mieszające się z zaciekawieniem i smutkiem, nie
pozwoliło Annie zjeść obiadu ani kolacji. Tego wieczoru dziewczyna
bardzo wcześnie uciekła do łóżka, mając nadzieję, że uda jej
się szybko zapaść w sen, trzymając się myśli, że z problemem
najlepiej się przespać i wierząc w to, że rano poczuje się
lepiej.
Jednak
powiedzenie, że z „problemem najlepiej się przespać”, nie jest
do końca właściwe. Załóżmy, że czyimś problemem jest bolący
ząb. Jeśli ktoś taki położy się spać z nadzieją, że rano ząb
przestanie go boleć, może być prawie pewny, że rwący ból zerwie
go ze snu, fundując bezsenną noc. Mój dobry przyjaciel swego czasu
miał problem z pustymi butelkami, które wcześniej regularnie
opróżniał, jednak pomysł, by spędził z nimi noc, okazał się
nietrafiony. Następnego ranka, gnany potrzebą chwili, postanowił
opróżnić następną butelkę, by zapobiec katastrofie w jego
organizmie. Ta przygoda jednak zarówno dla niego, jak i dla pustych
butelek skończyła się dobrze, więc w zasadzie nie ma o czym
mówić. W przypadku Anny sen niewiele przyniósł, głównie
dlatego, że dziewczyna nie mogła zasnąć, nękana pytaniami i
myślami. Kręciła się z boku na bok, wpatrywała w sufit, liczyła
barany, muszki, karaluszki – nic z tego.
Po
raz pierwszy poczuła, że przeszłość ma znaczenie. Po raz
pierwszy zdało jej się, że babcia Anna jest bardziej realna, niż
kiedykolwiek w jej myślach.
Do
dzisiaj była dla niej tylko wspomnieniem, zaszczepionym w głowie
przez rodziców, ale od chwili, w której przeczytała list, zdała
sobie sprawę, że babcia NAPRAWDĘ żyła, że kochała, czuła,
trzymała na rękach jej matkę, gdy ją kołysała i tuliła do snu.
Czuła, że oczy jej wilgotnieją, ale nie zamknęła powiek, by
pozwolić popłynąć łzom.
W
końcu jednak, udało jej się zasnąć.
Jednak
następnego poranka, myśli wcale nie opuściły jej głowy.
A
jakby tego było jeszcze mało, „Prorok Codzienny” informował o
ataku grupy, zwanej Śmierciożercami, na jakiegoś mugola i jego
rodzinę podczas Pucharu Quidditcha.
______
Rozdział pierwszy uważam za skończony. Niestety, rozdział drugi nie pojawi się tak szybko, jak pierwszy. Czerwiec, to niestety jak dla mnie miesiąc wzmożonej nauki i jakichś okołoszkolnych pierdół.
Nie zostawię jednak tego bloga. Nie tym razem.
Jeśli ktoś ma ochotę, pisać - 43243535.
:)
Powiem szczerze, że czuję się troszkę zagubiona. To, co wiedziałam wcześniej oraz informacje zawarte w zakładce "historia" kłócą się z rozdziałem. Być może coś źle przeczytałam, w końcu w poniedziałek człowiek zbyt dobrze nie funkcjonuje, ale... czy Anna nie miała być w czasach Tomach? Anna, czyli główna bohaterka, a nie jej babcia :D Kurczę, troszkę się w tym wszystkim pogubiłam.
OdpowiedzUsuńCo do samej treści... bardzo mi się podobało. Anna jest taka, jak powinna być nastolatka w jej wieku. Ciekawska, serdeczna, miła... właśnie taką ją sobie wyobrażam. Jestem pewna, że w końcu odkryje wszystkie tajemnice. Tylko czy wtedy będzie wciąż szczęśliwa?
Wstawki w tekście również są świetne. Skłaniają do refleksji i nadają fajny klimat opowiadaniu. Dokładnie tak, jak by jakiś doświadczony, starszy człowiek opowiadał tę historię. Strasznie mi się to podoba : )
A tak zupełnie inną drogą - rozumiem twoje przywiązanie do imion. Sama wszystkie moje główne bohaterki nazywam "Rosalie". TO miło, że nie tylko ja tak mam :D
A szkołą się nie przejmuj. Pamiętaj o zasadzie "byle zdać" i wszystko pójdzie gładko :)
Pozdrawiam i życzę weny [R-Grindelwald.blogspot.com]
A więc śpieszę z wyjaśnieniami!
UsuńWiem, że to samo imię mogło wywołać pewne...komplikacje natury technicznej. A więc, bohaterka, Anna Stewart, żyje w czasach Harry'ego, Harmiony, Rona i całej reszty. Na dobrą sprawę akcja sięga jednak czasów bardziej odległych, czyli życia jej babki.
Nie chciałabym, żeby Anna wyszła jak merysujka, i mam nadzieje, że nie zrobiłam z niej zbyt dużego ideału już na samym początku. Większość rzeczy musi być jednak tak a nie inaczej. :)
A co do tajemnicy - pożyjemy, zobaczymy.
Ach, weny życzę wzajemnie! :)
omg, zaraz dziabnę ten wykwintny skrawek literatury, którym to nas uraczyłaś. Żałuję, że dopiero teraz (w czasie EUROKOKOSPOKO) mam chwilkę zająć się blogami... I też się zastanawiam czy przypadkiem nie wynieść się na blogspot, bo w sumie odpowiada mi tutejsza organizacja.
OdpowiedzUsuńNie zapomniałam o Tobie, ostatnie rozdziały na Abip czytałam, z ręką na sercu przysięgam, że tak było, ale niestety w tak zwanym 'między-czasie' i to na ipodzie, dlatego też nie wyraziłam zbyt konstruktywnych opinii na temat.
Obiecuję się poprawić, wszak wakacje idą.
Ściskam, całuję i trzymam kciuki za popularność bloga w nowym serwisie,
xBC
xBC! You're alive! :D
UsuńA tak już na poważnie, to dobrze, że daaś znak życia, no bo wiesz... ja nie wiem czy wiesz, ale na Anath-cie już dawno nic nie było i... no jakoś czegoś tak brak.
O proszę, ipody się ma, burżujem się jest. A co na to klasy robotnicze, co? xD
Wracaj z Anathem jak najszybciej.
Ściskam! :)