Od
kiedy Anna tylko sięgała pamięcią, Wielka Sala zawsze była
piękna, a jej piękno szczególnie zyskiwało na wartości podczas
świąt Bożego Narodzenia. Anna tylko raz miała okazję oglądać
salę podczas świąt, kiedy była na pierwszym roku i rodzice
wyjechali na święta do Kanady, do siostry jej ojca. Dziadek wtedy
czuł się gorzej i nie mógł się nią zaopiekować. Oczywiście,
było jej nieco smutno, że musi zostać w szkole, zamiast pojechać
z rodzicami do Kanady, ale nie żałowała, kiedy bożonarodzeniowego
poranka odnalazła w nogach łóżka wysoki stos prezentów, ani
kiedy przyszła na śniadanie. Uczniów, którzy pozostali w domach
było tak niewielu, że śniadanie zostało zjedzone w miłej
atmosferze wspólnie przez uczniów i nauczycieli. Anna siedziała
blisko profesora Snape’a, z którym od czasu do czasu rozmawiała
na temat eliksirów. Większość uczniów uważała, że jedyne,
czego mogą oczekiwać od Mistrza Eliksirów, to wieczny sarkazm,
drwiące uśmieszki i zamiłowanie do wytykania wszelkich błędów.
Jednak Anna zorientowała się, że nie taki diabeł straszny, jak go
malują, a w tym przypadku, nie taki straszny Snape, jak chce
pokazać.
Profesora
darzyła szacunkiem, co zresztą działało obustronnie, choć ten
miał dość wszelkich sprzeczek do jakich dochodziło między nią a
Malfoyem i spokojnie starał się je zwalczyć. Zdawał sobie sprawę,
że większość nich, jeśli nie wszystkie prowokuje Malfoy, jednak
z drugiej strony był jego ojcem chrzestnym. Poza tym, jeśli nie
reagowałby w żaden sposób, miałby na głowie ojca Malfoya, a
zapewne nie chciał sprzeczać się ze starym przyjacielem.
Dlatego
Anna przymykała na to wszystko oko, szczęśliwa, że choć w
niewielkim stopniu zyskała sobie sympatię opiekuna domu.
Jednak
wchodząc do Wielkiej Sali, przypomniała sobie również, dlaczego
nie lubi wszelkich uczt, jak i zwykłych posiłków, które się w
niej odbywały. Nigdy nie mogła siedzieć z przyjaciółmi. W
drzwiach Sali ich drogi zawsze się rozchodziły; Tom dreptał do
stołu Krukonów, Amy do stołu Puchonów, a Anna ze sztucznym,
drwiącym uśmieszkiem podchodziła do stołu Ślizgonów, zajmując
to miejsce, które akurat było wolne. Często siadała razem z
Boltonem, na co Ślizgoni reagowali głupimi, podłymi komentarzami.
Anna jednak bardzo szybko nauczyła się, że nie powinna i nie musi
się nimi przejmować. Zawsze znajdzie się ktoś tak głupi, że
będzie musiał drwić ze wszystkiego, ktoś taki choćby jak Malfoy.
Tym razem Anna miała szczęście. Bolton chwycił ją delikatnie za
ramię i oboje ruszyli w kierunku stołu, ignorując śmiechy i
komentarze.
Wreszcie
zajęli miejsca na samym końcu, tuż obok miejsc przygotowanych dla
nowych uczniów. Anna spojrzała z zainteresowaniem na stół
prezydialny. Najważniejsze miejsce zajmował Dumbledore; miał na
sobie śliwkową szatę haftowaną srebrną nitką, a jego srebrna
broda błyszczała jeszcze bardziej niż zwykle. Pogrążony był w
rozmowie z profesorem Flitwickiem, którego ledwo było widać zza
stołu. Po prawej stronie, przy końcu stołu siedział Hagrid. Po
lewej stronie, prawie naprzeciw stołu Ślizgonów siedział Snape.
Niezmiennie miał na sobie czarną szatę, a jego czarne włosy nie
były ani o jotę mniej przetłuszczone. Skinął w stronę Anny
nieznacznie głową. Dziewczyna odwzajemniła gest, uśmiechając się
delikatnie.
-
Brakuje McGonagall i nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią.
Usłyszała
cichy szept skierowany wprost do jej ucha. Spojrzała na puste
miejsca.
-
McGonagall pewnie przyjmuje nowych uczniów, a co stało się z nowym
profesorem, nie mam pojęcia.
-
Może nikogo nie znaleźli?
Anna
już chciała coś odpowiedzieć, kiedy drzwi za stołem prezydialnym
otworzyły się i weszła przez niech wysoka, chuda, surowo
wyglądająca profesor McGonagall, w ciemnoszmaragdowej szacie i
takiej samej, sterczącej tiarze, a za nią weszła przerażona
niczym baranki idące na rzeź, grupa pierwszoroczniaków. Ustawiła
tłum pierwszoroczniaków przed stołem nauczycielskim, skierowanych
wystraszonymi buziami w kierunku uczniów. Wszyscy w Sali skierowali
swoje spojrzenia na wyświechtany kawałek materiału, spoczywający
spokojnie na stołku, który wniosła pani profesor, a w powietrzu
dało się wyczuć oczekiwanie. Wreszcie rozdarcie tuż przy rondzie
rozpruło się, tworząc coś na wzór ust, a tiara zaczęła
śpiewać:
Tysiąc
lub więcej lat temu,
Tuż
po tym, ja uszył mnie krawiec,
Żyło
raz czworo czarodziejów,
Niezrównanych
w magii i sławie.
Śmiały
Gryffindor z wrzosowisk,
Piękna
Ravenclaw z górskich hal,
Przebiegły
Slytherin z trzęsawisk,
Słodka
Hufflepuff z dolin dna.
Jedno
wielkie dzielili marzenie,
Jedną
nadzieję, śmiały plan:
Wychować
nowe pokolenie,
Czarodziejów
potężny klan.
Takie
są początki Hogwartu,
Tak
powstał każdy dom,
Bo
każdy z magów upartych
Zapragnął
mieć własny tron.
Każdy
inną wartość ceni,
Każdy
inną z cnót obrał za swą,
Każdy
inną zdolność chętnie krzewi,
I
chce jej zbudować trwały dom.
Gryffindor
prawość wysławia,
Odwagę
ceni i uczciwość,
Ravenclaw
do sprytu namawia,
Za
pierwszą z cnót uznaje bystrość.
Hufflepuff
ma w pogardzie leni
I
nagradza tylko pracowitych.
A
przebiegły jak wąż Slytherin
Wspiera
żądnych władzy i ambitnych.
Póki
żyją, mogą łatwo wybierać,
Faworytów,
nadzieje, talenty,
Lecz
co poczną, gdy przyjdzie umierać,
Jak
przełamać śmierci krąg zaklęty?
Jak
każdą z cnót nadal krzewić?
Jak
dla każdej zachować tron?
Jak
nowych uczniów podzielić,
By
każdy odnalazł własny dom?
To
Gryffindor wpada na sposób:
Zdejmuje
swą tiarę – czyli mnie,
A
każda z tych czterech osób
Cząstkę
marzeń swych we mnie tchnie.
Więc
teraz ja was wybieram,
Ja
serca i mózgi przesiewam,
Każdemu
dom przydzielam
I
talentów rozwój zapewniam.
Więc
śmiało, młodzieży, bez trwogi,
Na
uszy mnie wciągaj i czekaj,
Ja
domu wyznaczę wam progi,
A
nigdy z wyborem nie zwlekam.
Nie
mylę się też i nie waham,
Bo
nikt nigdy mnie nie oszukał,
Gdzie
kto ma przydział powiem,
Niech
każde z was mnie wysłucha.*
Anna
przyłączyła się do ogólnych oklasków i wiwatów, jakie rozległy
się w Wielkiej Sali. Tiara „ukłoniła się” przed każdym z
czterech stołów, po czym znieruchomiała. Profesor McGonagall
wyszła na środek, dzierżąc w dłoniach długi zwój pergaminu.
-
Uczeń lub uczennica, której nazwisko wyczytam, wkłada tiarę i
siada na stołku. Po usłyszeniu swojego przydziału wstaje i siada
przy odpowiednim stole.
Kilku
pierwszoroczniaków poszarzało na twarzy najwidoczniej na myśl, że
mają założyć tiarę i usiąść na stołku przed całą szkołą.
-
Ackerley, Stewart!
Z
grupki wystąpił jakiś chłopiec, drżący nerwowo na całym ciele
i z bladymi policzkami. Gdy włożył kapelusz na głowę, ten opadł
mu aż po uszy; niepewnie usiadł na stołku.
-
Ravenclaw! – wrzasnęła tiara. Przy stole Krukonów
rozległy się gromkie oklaski. Chłopiec zdjął kapelusz i z
wyraźną ulgą pobiegł w kierunku wiwatujących uczniów. Anna
odszukała wzrokiem Toma. Klaskał najgłośniej ze wszystkich swoich
towarzyszy. Uśmiechnęła się do niego. Zauważył ją i
wyszczerzył się w uśmiechu.
Oklaski
ucichły.
-
Baddock, Malcolm!
Tym
razem z tłumu wystąpił niezwykle chudy chłopiec o dziwnie wilczej
twarzy. Jego szare oczy omiotły salę. Wciągnął na głowę
kapelusz, a już po chwili…
-
Slytherin!
Ślizgoni
zaczęli wiwatować. Anna wymieniła spojrzenie z Boltonem i
przyłączyła się do ogólnego, radosnego zrywu. Baddock podbiegł
do stołu i zajął miejsce naprzeciw nich. Jego oczy były niezwykle
chłodne, gdy omiotły sylwetkę Anny. Następne dwie osoby,
brązowowłosy chłopiec i czarnooka dziewczynka trafili do
Hufflepuffu. Anna odszukała wzrokiem Amy. Dziewczyna klaskała
wesoło, witając się z nowymi uczniami, którzy wyglądali tak,
jakby właśnie kamienie pospadały im z serc. Do Slytherinu trafiło
jeszcze sześcioro nowych uczniów. Dwie dziewczynki i trzech
chłopców. Anna uważnie przyjrzała się im oczom, tak uważnie,
jakby chciała prześwietlić ich dusze i tylko w oczach jednej
dziewczynki dostrzegła wątpliwości. Ceremonia dobiegła końca,
McGonagall wzięła stołek i zniknęła za tymi samymi drzwiami,
przez które wcześniej wprowadziła pierwszoroczniaków. Kiedy
wróciła i zajęła swoje miejsce, Dumbledore podniósł się ze
swojego wspaniałego krzesła i z uśmiechem na ustach rozejrzał się
po Sali, rozkładając ramiona w geście powitania.
-
Mam wam do powiedzenia tylko jedno: wsuwajcie!
Jak
na komendę wszystkie półmiski zapełniły się wspaniałymi
potrawami, a w Sali rozległy się okrzyki radości. Anna, wciąż
napchana słodyczami, które zjadła w pociągu, nałożyła sobie na
talerz odrobinę tłuczonych ziemniaków i kawałek pieczonego mięsa,
który zdawał się pochodzić z kurczaka. Bolton nie miał jednak
żadnych oporów i wkrótce jedzenie na jego talerzu spiętrzyło się
w kupkę.
-
Przepraszam, czy możesz mi podać sos?
Dziewczyna
podniosła głowę znad talerza i spojrzała na osobę, która do
niej przemówiła. Była to ta sama dziewczynka, w której oczach
wcześniej dostrzegła niepewność. Z uśmiechem podała jej
sosjerkę. Ta uśmiechnęła się blado w podziękowaniu.
Była
bardzo ładna. Miała duże, okrągłe, czekoladowe oczy, pełne
jasnych kropeczek, ciemne włosy sięgające ramion z prostą grzywką
opadającą na oczy i ładnie wyprofilowane, brzoskwiniowe usta.
-
Masz na imię Mary, prawda?
Zagadnęła
Anna, na oślep dziobiąc jedzenie na swoim talerzu. Dziewczynka
spojrzała na nią miło.
-
Jestem Anna – oznajmiła, podając jej dłoń, którą Mary
uścisnęła delikatnie. Na jej policzkach pojawił się delikatny
rumieniec. – A to jest Bolton Bezimienny, nasz prefekt –
dorzuciła, wskazując dłonią na siedzącego obok chłopaka.
Odchrząknął i spojrzał najpierw na swoją przyjaciółkę, a
następnie na Mary i wyciągnął w jej kierunku dłoń.
-
Mam imię, ale nikomu go nie zdradzam – stwierdził jakby nieco
obrażony, ściskając dłoń dziewczyny. – Wszyscy mówią na mnie
Bolton, więc już przywykłem.
Rumieniec
na twarzy Mary powiększył się, kiedy ściskała dłoń Boltona.
-
Skąd jesteś? - zapytał nową uczennicę.
-
Z Oakham. Mieszkam tam razem z matką. Ojciec zostawił nas, kiedy
się dowiedział, że mama jest czarownicą.
-
To przykre – oświadczyła Anna, takim tonem, jakby naprawdę było
jej przykro. Mary wzruszyła ramionami.
-
Do wszystkiego idzie przywyknąć – stwierdziła spokojnie,
dziobiąc swój talerz z takim samym zapałem jak chwilę wcześniej
robiła to Anna. Najwyraźniej chciała zmienić temat.
-
Słyszeliście o tym, co się zdarzyło na Mistrzostwach Świata,
prawda?
Anna
miała wrażenie, że siedzący obok nich nowi uczniowie, którzy do
tej pory pochłonięci byli rozmową, przerwali nagle, łapczywie
słuchając ich rozmowy. Bolton nie sprawiał jednak wrażenia, że
zauważył cokolwiek.
-
Jasne! Kurczę, ale zamieszanie! Deportowałem się z ojcem i
kuzynami na kilka chwil przed całym zdarzeniem. Kuzyni pokłócili
się dość ostro i nie chcieli ze sobą gadać ani przebywać, a
ojciec obiecał ciotce że się nimi zaopiekuje, więc wróciliśmy
do domu. Kiedy rano przeczytałem o tym w gazecie, byłem
wstrząśnięty.
-
Ja strasznie żałowałam, że nie mogło mnie tam być, ale kiedy
dowiedziałam się o tym, co się tam stało… byłam szczęśliwa,
że się nie udało! Jak myślicie, kto to mógł być?
-
Śmierciożercy – oświadczył spokojnie Bolton. Anna nie mogła
się mylić. Nowi uczniowie wyraźnie im się przysłuchiwali. W
międzyczasie potrawy zniknęły z talerzy, ustępując miejsca
wspaniałym deserom. Mary spojrzała na niego z dziwnym rodzajem
przerażenia. Sprawiała wrażenie takiej, która chciałaby już
zmienić temat, dlatego gdy Anna oznajmiła jej, że jest na piątym
roku, dziewczynka odetchnęła z wyraźną ulgą.
-
Ej, Stewart, werbujesz nowych ludzi do swojej armii miłosierdzia? –
głos siedzącego nie tak daleko Malfoya potoczył się w jej stronę
tak, jak wyjątkowo nieprzyjemny zapaszek.
-
Kto to? – spytała Mary, wychylając się do przodu i szukając
wzrokiem Malfoya.
-
Idiota, którym nie należy się przejmować – mruknął Bolton,
spoglądając w tym samym kierunku co Mary.
Anna
rozejrzała się po Sali, poszukując wzrokiem swoich przyjaciół.
Tom jadł właśnie kawałek ciasta, powstrzymując się przed
wybuchem śmiechu na słowa siedzącej obok niego dziewczyny
nazwiskiem Lay, a Amy rozmawiała z ludźmi ze swojego roku. Patrząc
na to, Anna poczuła się bardzo samotna. Nie, żeby jakoś
szczególnie zależało jej na rozmowie z rówieśnikami z domu, z
niektórymi przecież rozmawiała, a oni starali się nie naruszać
podjętych przez nią decyzji dotyczących jej przyjaciół, ale to
nie to samo. W Slytherinie każdy dbał o swój nos. Pomiędzy
uczniami tego domu nie panowały tak dobre stosunki jak pomiędzy
uczniami innych domów, a przynajmniej takie wrażenie odnosiła
Anna.
Kiedy
wreszcie wszyscy się najedli, a złota zastawa zalśniła swoim
blaskiem w blasku lewitujących świec, Dumbledore ponownie powstał
ze swojego miejsca. Wesoły gwar wypełniający salę ucichł na
tyle, że dało się słyszeć hulający na dworze wiatr i szum
padającego deszczu.
-
Moi mili – rzekł, przywołując na usta najbardziej promienny
uśmiech – Skoro już wszyscy się najedli i napili - (Anna miała
nieco odmienną opinię na słowo „najedli”) – muszę jeszcze
raz prosić was o uwagę… Pragnę wam przekazać parę informacji.
Pan Filch, nasz woźny, prosił mnie, abym wam powiedział, że lista
przedmiotów zakazanych w obrębie szkoły została w tym roku
poszerzona o wrzeszczące jo-jo, zębate frysbi i niechybiające
bumerangi. Pełna lista zawiera chyba czterysta trzydzieści siedem
przedmiotów i jest do wglądu w biurze pana Filcha, jeśli któreś
z was zechciałoby do niej zajrzeć.
Anna
była prawie pewna, że dyrektor powstrzymuje się przed chichotem.
-
Jak zawsze pragnąłbym wam przypomnieć, że żaden uczeń nie ma
prawa wstępu do Zakazanego Lasu, a uczniowie pierwszej i drugiej
klasy nie mogą odwiedzać Hogsmeade. Z najwyższą przykrością
muszę was też poinformować, że w tym roku nie będzie
międzydomowych rozgrywek o Puchar Quidditcha.
Sala
wypełniła się pomrukami głębokiego szoku i niezadowolenia.
-
A nie będzie ich – kontynuował Dumbledore, nie zważając na
odgłosy – z powodu pewnego ważnego wydarzenia, które będzie
trwało od października przez cały rok szkolny, pochłaniając
większość czasu i energii nauczycieli. Jestem jednak pewny, że
nie będziecie żałować. Mam wielką przyjemność oznajmić wam,
że w tym roku w Hogwarcie…
Odgłos
grzmotu, jaki wypełnił całą salę był tak ogłuszający, że
niektórzy uczniowie dopiero po pewnej chwili zdali sobie sprawę, że
drzwi Wielkiej Sali otworzyły się na oścież. Anna wyciągnęła
szyję. W drzwiach stał jakiś mężczyzna; miał na sobie czarny
płaszcz podróżny i wspierał się na długiej lasce. Tnąca
zaczarowane niebo błyskawica oświetliła jego sylwetkę, na którą
teraz już wszyscy zgromadzeni w Sali zwrócili swoje spojrzenia.
Przybysz zrzucił kaptur z głowy, strząsnął z oczu zmoczone,
ciemnoszare włosy i jak gdyby nigdy nic ruszył w stronę stołu
nauczycielskiego. Kiedy dokuśtykał do stołu i stanął obok
dyrektora, kolejna błyskawica przecięła niebo. Anna przez dłuższą
chwilę przyglądała się mężczyźnie, którego twarz wyglądała
tak, jakby była polem do testowania nowych zaklęć, a błękitne
oko osadzone w monoklu wirowało i kręciło się dookoła, w pewnym
momencie znikając całkowicie z tyłu, pozostawiając samo białko i
wytężając umysł, odgadła wreszcie, kim jest ów mężczyzna,
który w tej chwili pochylił się w stronę dyrektora, zamienił z
nim kilka słów, po czym zajął puste miejsce przy stole i nie
zważając na nic, zaczął jeść. Jego magiczne oko wciąż
wirowało.
-
To Moody.
Szepnęła
Anna w stronę Boltona, przypominając sobie to, co kiedyś mówiła
jej matka. Jakby na potwierdzenie jej słów, Dumbledore oznajmił
pogodnym tonem:
-
Pragnę przedstawić wam naszego nowego nauczyciela obrony przed
czarną magią, profesora Moody’ego.
Przecząc
tradycji, która mówiła, że każdego nowego nauczyciela wita się
oklaskami, Wielka Sala milczała, pozwalając na spontaniczne brawa
tylko dyrektorowi i Hagridowi. Jednak i oni bardzo szybko przestali
klaskać.
-
Skąd wiedziałaś?
W
głosie Boltona dało się wyczuć zainteresowanie.
-
Mama mi kiedyś opowiadała o jednym z najlepszych współczesnych
Aurorów. Moody ma lekkiego świra, ale to pomogło mu wyjść z
wielu opresji.
Tak
naprawdę Donna Stewart powiedziała o Alastorze „Szalonookim”
Moody’m nieco więcej konkretnych słów, ale Anna nie zamierzała
ich powtarzać.
Dumbledore
odchrząknął.
-
Jak właśnie mówiłem – kontynuował, nie wiele robiąc sobie z
tego, że wszyscy wciąż patrzą na Moody’ego. – w ciągu
nadchodzących miesięcy będziemy mieli zaszczyt być uczestnikami
bardzo podniecającego wydarzenia, wydarzenia które nie miało
miejsca już od ponad wieku. Mam wielką przyjemność oznajmić wam,
że w tym roku odbędzie się w Hogwarcie Turniej Trójmagiczny!
-
Pan chyba ŻARTUJE! – krzyknął ktoś od stołu Gryfonów. Anna
spojrzała w tamtą stronę, ale było już za późno, by dostrzec z
czyjego gardła wydarł się ten krzyk. A niech to! Jej ojciec miał
rację! Nie wiedziała jednak dlaczego trzymał to w takiej
tajemnicy.
-
Ja wcale nie żartuję, panie Weasley – powiedział spokojnie
Dumbledore – choć teraz, jak pan o tym wspomniał, przypomniał mi
się znakomity dowcip, który usłyszałem tego lata, o trollu,
wiedźmie i krasnoludku, którzy wchodzą do baru i…
Profesor
McGonagall odchrząknęła głośno i bardzo, BARDZO znacząco.
-
Ee… ale może nie czas, żeby… Na czym to ja skończyłem? Aha,
na Turnieju Trójmagicznym… no więc tak… niektórzy z was nie
wiedzą, na czym taki turniej polega, więc mam nadzieję, że ci,
którzy wiedzą, wybaczą mi to krótkie wyjaśnienie, pozwalając
swoim myślom błąkać się swobodnie. Otóż pierwszy Turniej…
Anna
pozwoliła swoim myślom „błąkać się swobodnie”, jako że
wiedziała, czym jest Turniej Trójmagiczny. Na ziemię powróciła
dopiero w momencie, gdy Dumbledore ogłosił, że do Turnieju zgłosić
się będą mogły tylko osoby, które mają ukończone siedemnaście
lat, co wywołało nagłą falę oburzenia.
-
Uważamy to za niezbędne – oświadczył nieco podniesionym głosem
– jako że zadania turniejowe będą wyjątkowo trudne i
niebezpieczne, i choć zostaną przedsięwzięte wszelkie środki
ostrożności, nie sądzimy, by uczniowie poniżej szóstej i siódmej
klasy mogli sobie z nimi poradzić. Osobiście dopilnuję, by żaden
uczeń, który nie ma jeszcze siedemnastu lat, nie próbował oszukać
niezależnego sędziego co do swego wieku, by dostać się na listę
kandydatów.
Jego
jasnoniebieskie oczy drgnęły, gdy zatrzymał je na chwilę na
twarzy któregoś z uczniów.
-
Dlatego proszę was, byście nie marnowali czasu na zgłaszanie się,
jeśli nie macie siedemnastu lat. Delegacje Beuxbantos i Durmstrangu
przybędą w październiku i pozostaną w Hogwarcie prawie do końca
tego roku. Jestem pewny, że okażecie naszym zagranicznym gościom
prawdziwą, godną naszej szkoły gościnność, a naszemu
reprezentantowi szczere i bezwarunkowe poparcie. No, ale jest już
późno, a wiem, jak bardzo zależy każdemu z was, by jutro rano
wstać wypoczętym i gotowym do rozpoczęcia nauki. Pora spać!
Zmykajcie!
Dumbledore
usiadł i pogrążył się w rozmowie z Szalonookim. W Sali wybuchł
gwar, rozległo się szuranie krzeseł i stóp, gdy wszyscy uczniowie
powstali i ruszyli tłumnie ku podwójnym drzwiom wiodącym do Sali
wejściowej. Bolton jakby nagle przypomniał sobie kim jest, bo
zerwał się z miejsca i zawołał:
-
Pierwszoroczni Ślizgoni za mną.
Wyprowadził
grupkę uczniów przed resztą Ślizgonów. Anna ociężale podniosła
się z krzesła i ruszyła w kierunku drzwi. Dopiero teraz poczuła
się naprawdę zmęczona i senna. Nie marzyła o niczym więcej poza
ciepłą kołdrą, pod którą miała zamiar ukryć się aż po sam
czubek głowy. No, może prawie o niczym więcej, bo najpierw chciała
wziąć ciepły prysznic. Gdy dotarła do drzwi wejściowych, z
niemałym zaskoczeniem odkryła, że Amy i Tom czekają na nią przed
Wielką Salą.
-
Nie pójdziemy zbyt daleko razem – mruknęła, czując, że zaczyna
zasypiać na stojąco, a poza tym, widok przyjaciół sprawił, że
poczuła się jeszcze gorzej. Zawsze byli rozdzieleni. Nigdy nie
mogła porozmawiać z Amy przed zaśnięciem, lub posiedzieć w
pokoju wspólnym przytulona do ramienia Toma, który akurat zawzięcie
się uczył. To było straszne.
-
Odprowadzimy cię do lochów – oznajmił Tom. Anna po dłuższej
chwili kiwnęła głową i cała trójka ruszyła w kierunku
przeciwnym, niż oddalający się tłum Gryfonów. Podróż nie była
jednak długa. W końcu przyszedł czas na pożegnanie. Anna mruknęła
ciche „dobranoc”, po czym ruszyła w dół ciemnym, zimnym
korytarzem, który idealnie oddawał jej samopoczucie.
-
Panno Stewart?
Cichy
głos który rozległ się za jej plecami, wybudził ją nieco z
uśpienia, w jakie popadała z każdym kolejnym krokiem. Zatrzymała
się i odwróciła na pięcie. Ku niej spokojnym krokiem szedł
Snape, a jego twarz jak zwykle była nieprzeniknioną maską.
-
Dobry wieczór, profesorze.
Walczyła
z ciężkimi, opadającymi powiekami, próbując skupić spojrzenie
na zmierzającym w jej stronę mężczyźnie. Wreszcie Snape stanął.
-
Wszystko w porządku? – spytał szeptem, przyglądając jej się
przenikliwie. Anna starała się nie zwrócić na to uwagi.
-
Oczywiście, profesorze. Czy chciał pan ode mnie czegoś
konkretnego? Bo muszę przyznać, że jestem strasznie zmęczona…
Snape
przyglądał się swojej uczennicy przez kilka sekund w całkowitym
milczeniu.
-
Przypomnij pannie Vinnie, że powinna zdecydować się na jeden
wygląd w ciągu tego roku. I idź spać. Jutro macie dwie godziny
eliksirów z rana. Powinnaś być wyspana. Hasło to „Lojalne
bractwo”.
-
Dobrej nocy, profesorze. – mruknęła Anna, ruszając w dalszą
podróż korytarzem.
-
Wzajemnie, panno Stewart. – usłyszała w odpowiedzi. Nie zwróciła
jednak na to uwagi. Szła przed siebie, coraz słabiej powłócząc
nogami, więc kiedy wreszcie udało jej się dojść do wejścia
prowadzącego do salonu, ledwo trzymała się na nogach. Bez
przekonania mruknęła hasło i wtoczyła się do pomieszczenia przez
łukowate przejście. W salonie, na ciemnej sofie przy kominku
siedzieli jacyś uczniowie, ale Anna nie zamierzała zastanawiać się
kto to jest. Podreptała korytarzem prowadzącym do sypialni
dziewcząt. Popchnęła drzwi z napisem „rok piąty” i weszła do
ciemnego pomieszczenia.
We
wspólnej sypialni były cztery łóżka, a na trzech z nich już
smacznie spały rówieśniczki Anny. Nie miała siły, żeby wejść
pod prysznic, dlatego padła na pierwsze łóżko po prawej stronie,
lądując na brzuchu i zamknęła oczy. Nawet się nie zorientowała,
kiedy zasnęła.
~*~*~*~
*
oryginalny tekst Tiary Przydziału pochodzący z czwartego tomu, oraz
oryginalne teksty Dumbledore’a.
Ni hu-hu, teraz to sobie pomilczę, a co!
Pozdrawiam gorąco. :)
Och, oczywiście! Za szablon bardzo, ale to bardzo dziękuję Jill <3 Nie mogę się na niego wprost napatrzeć <3
Och, oczywiście! Za szablon bardzo, ale to bardzo dziękuję Jill <3 Nie mogę się na niego wprost napatrzeć <3
Dobra, obiecałam, że się wypowiem, to się wypowiadam.
OdpowiedzUsuńProlog - zaintrygował mnie styl wypowiedzi narratora albo raczej sposób w jaki piszesz. Zwinnie przebiegłaś od spraw zupełnie nie związanych z magią - dylemat sekretu rodzinnego i przynoszących pecha kolczyków ciotki, przez przedstawienie rodziny Stewartów i ich zwyczai. Rozwalił mnie ojciec ogrodnik i matka-kura domowa ex-aurorka, po czym ponownie zwinne przejście w temat prozy sekretów.
Rozdział 1 - Och, długi był! Chyba najdłuższy jaki napisalaś, a przynajmniej tak mi się wydawało z powodu wielowątkowości. Najpierw charakterystyka melancholijnej natury Liama, potem naleśniki z serem i wścibska Anna, która musi o wszystkim wiedzieć.
"Anna miała wrażenie, że dość mocno szarpie za klamkę nigdy nie otwieranych drzwi..." - błagam, powiedz mi, skąd bierzesz takie sformułowania?! Mówiłam już, że uwielbiam Twoje opisy i narrację <3
Jeżeli miałabym przestać słodzić, to tylko na rzecz dialogów - wiem, że często bohaterowie mają infantylny czy banalny albo wręcz przestarzały styl wypowiedzi (i to jest spoko, bo nadaje to im charakter), jednakże myślę, że spokojnie dałabyś radę zrobić kwestie Anny i Liama trochę bardziej naturalne - zwlaszcza przy ich rozmowie o rzekomej śmierci babki przykuło to moją uwagę. No chyba, że dokładnie tak miało to wyglądać, to już się nie odzywam. :D
2 - Aż musiałam sprawdzać w googlach co to jest zajęcza warga -,- Tradycyjnie jeden z Twoich ulubionych motywów - opisywanie początków, a odjazd z peronu 9 i 3/4 z pewnością się do tego zalicza. Własnie teraz mi coś w mózgu zaskoczyło i przypomnałam sobie, że Ania Shore też miała wybitnie dobry kontakt z ojcem. W ogóle Amy to takie piękne imię <3
Nie wiem czy wspominałam... ale IV tom HP jest definitywnie jednym z moich ulubionych - uwielbiam klimaty Turnieju Trójmagicznego i strasznie się cieszę, że piszesz właśnie w tym konkretnie okresie. :D AAAAA jest i Draco <345
"była pewna, że jest on równie fałszywy, co ulizany" - HAHAHAHAHAH PADŁAM!
Drugi raz padłam jak Bolton zaczął bohaterzyć. lol. Dialogi są o wiele lepszej jakości w porównaniu do rozdziału 1. Serio :D
Szkoda mi Toma, wrażliwy chłopak, ale swoją drogą ciekawe połączenie - dramat rodem z rodziny mugolskiej, a jednak w świecie czarodziejów.
[z offtopu - nie wiem czemu, ale w trakcie czytana o tym jak jedna z uczennc potraktowała Malfoya zaklęciem, mój mózg zaczął sobie wyobrażać Twoich bohaterów w moim fanficu i odwrotnie; to chyba ta godzina...]Informacja na koniec: "Chyba lubię zarówno podróże, jak i uczty w szkole. Jakoś nie umiem się bez nich obejść." skomentuję to kwejkowym YOU DON'T SAY?!
Żem się rozpisała... cdn. :3
Przy tym rozdziale się ubawiłam. Wypowiedzi bohaterów - idealne. Rozmowa toczyła się płynnie i naturalnie.
OdpowiedzUsuńBolton Bezimienny - dobre, lubię Annę :D
"przypomniał mi się znakomity dowcip, który usłyszałem tego lata, o trollu, wiedźmie i krasnoludku, którzy wchodzą do baru i…" a potem reakcja McGonagall - cudo hah.
Muszę przyznać, że koncepcja relacji Anna-Snape, o dziwo, podobuje mi się. Głównie dlatego, że patrzę na Snape'a cały czas przez pryzmat tego, jak traktował Harry'ego. I ten "mily Snape" jest naprawdę przyjemną odmianą od tego ogólnie przyjętego wzorca podłego, wrednego i mściwego nauczyciela. Uraczył mnie jego gest do Anny przy kolacji - to w sumie hm... okazanie szacunku uczennicy, bo przecież wcale nie musiał nawet zwracać na nią uwagi. A potem jeszcze ta rozmowa w lochach - niby krótka, ale ohoho co tu ja widzę, Snape'a obchodzi jak się czuje jego podopieczna. Cieszę się, że w taki sposób go przedstawiasz, miła odskocznia, jak już mówiłam, od stereotypu. Zobaczymy, gdzie z tym dalej zajdziesz :))
Streszczaj się, kobieto! Chcę 4 rozdział, noo :D
Ściskam!
Niestety, żarcik Dumbledore'a pochodzi żywcem z książki, więc za bardzo nie mogę się napuszyć, że jestem tak błyskotliwa. Co do dialogów w pierwszym rozdziale - domyślałam się, że właśnie mogą wyjść nienaturalnie. Może dlatego, że gdybym była na miejscu Liama, zbyłabym pytania wnuczki, ale powiedziała prosto z mostu, że zaciukał ją Voldemort i tyle jej wystarczy do dalszego życia. Z drugiej strony chciałam chyba jak najmniej przedstawić, żeby jeszcze kiedyś wykorzystać wspomnienia Liama w jakimś rozdziale lub osobnym wspomnieniu, dodanym w odpowiednim momencie, coby fabuły nie wyjaśnić za bardzo, bo wtedy byłoby nudno.
UsuńOsobiście tylko nie wiem, gdzie Bolton bohaterzy w drugim rozdziale? xD
Nie ma sprawy - jeśli widzisz swoich bohaterów w moim opowiadaniu, a moich w swoim, możemy zrobić kompilację i odcinek specjalny - sama teraz zaczęłam się zastanawiać, co mogłoby z tego wyniknąć :D Jakieś szalone poszukiwanie złotego runa - to na pewno! xD
A co do Snape'a, bo jeszcze o nim słów parę w tymże moim opowiadanku - chciałam przedstawić go inaczej. Wiele było już wersji czułego Snape'a, dlatego postaram się go "wyrównać". Zresztą, w którymś rozdziale wyjaśni się nieco bardziej, dlaczego Severus lubi swoją uczennicę, a ona jego.
Nie nie, nie mogę zdradzić zbyt wiele. Przekonasz się z czaasem! ;D
Pozdrawiam gorącooooooo. Albo nie. Upałów mam już dość. Pozdrawiam lodowato! :)
Z Dumbledorem - moje niedopaczenie. Dawno nie czytałam IV tomu. Trzeba to nadrobić :3
Usuń...ale w następnych rozdziałach dialogi były cudowne, więc podejrzewam, że to kwestia tego, że jeszcze nie mamy tych 60 czy 70 lat, więc ciężko nam nabrać naturalności w wypowiedziach bohaterów w tym wieku. Ale trening czyni mistrza ponoć, więc wszystko da się zrobić.
~Osobiście tylko nie wiem, gdzie Bolton bohaterzy w drugim rozdziale? xD
To było wtedy, kiedy zaczął wypraszać Malfoya, który znowu się dowartościowywał na słabszych. Nie wiem czemu, mam po prostu bujną wyobraźnię i to czego nie dopisałaś, ja sobie dopowiedziałam. Huh, chyba jakaś nadinterpretacja z mojej strony. :q
Co do ocinka specjalnego (lol, boję się co z tego może wyjść :D) - możemy się jakoś zgadać, z tym,że ja nie mam gg, ale dla Ciebie mogę założyć haha.
No jasne, że nie spojluj ze Snapem. Ja chętnie się dowiem na własną rękę :D
Również pozdrawiam klimatyzowanymi pozdrowieniami :D
Haaa, no tak, trzeba jeszcze umieć czytać. Ja szukałam tego bohaterzenia w trzecim rozdziale, bo zapomniałam, że to już trzeci a nie drugi, więc to moje niedopaczenie wynikało właśnie z tego. O ja biedna, ślepa. Tragedia! xD
UsuńŁaaa, dla mnie możesz założyć gg <3 No czuję się wyjątkowo, nie ma co! :D
Hi,hi! Pozdrawiam. =)
Jak to nie informowałam Cię o poście jak informowałam - sprawdzaj w Śmietnisku (btw - zaglądnij tam ;>) , bo teraz tam będę Ci spamować :*
OdpowiedzUsuńDziękuję za tyle pozytywnych słów o moich dialogach!
Btw jaram się kartą 'Odcinki specjalne' (btw tam też możesz zaglądnąć :D).
Ściskawszy!