04 lipca 2012

Rozdział 3 - Wielka uczta


Od kiedy Anna tylko sięgała pamięcią, Wielka Sala zawsze była piękna, a jej piękno szczególnie zyskiwało na wartości podczas świąt Bożego Narodzenia. Anna tylko raz miała okazję oglądać salę podczas świąt, kiedy była na pierwszym roku i rodzice wyjechali na święta do Kanady, do siostry jej ojca. Dziadek wtedy czuł się gorzej i nie mógł się nią zaopiekować. Oczywiście, było jej nieco smutno, że musi zostać w szkole, zamiast pojechać z rodzicami do Kanady, ale nie żałowała, kiedy bożonarodzeniowego poranka odnalazła w nogach łóżka wysoki stos prezentów, ani kiedy przyszła na śniadanie. Uczniów, którzy pozostali w domach było tak niewielu, że śniadanie zostało zjedzone w miłej atmosferze wspólnie przez uczniów i nauczycieli. Anna siedziała blisko profesora Snape’a, z którym od czasu do czasu rozmawiała na temat eliksirów. Większość uczniów uważała, że jedyne, czego mogą oczekiwać od Mistrza Eliksirów, to wieczny sarkazm, drwiące uśmieszki i zamiłowanie do wytykania wszelkich błędów. Jednak Anna zorientowała się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują, a w tym przypadku, nie taki straszny Snape, jak chce pokazać.
Profesora darzyła szacunkiem, co zresztą działało obustronnie, choć ten miał dość wszelkich sprzeczek do jakich dochodziło między nią a Malfoyem i spokojnie starał się je zwalczyć. Zdawał sobie sprawę, że większość nich, jeśli nie wszystkie prowokuje Malfoy, jednak z drugiej strony był jego ojcem chrzestnym. Poza tym, jeśli nie reagowałby w żaden sposób, miałby na głowie ojca Malfoya, a zapewne nie chciał sprzeczać się ze starym przyjacielem.
Dlatego Anna przymykała na to wszystko oko, szczęśliwa, że choć w niewielkim stopniu zyskała sobie sympatię opiekuna domu.
Jednak wchodząc do Wielkiej Sali, przypomniała sobie również, dlaczego nie lubi wszelkich uczt, jak i zwykłych posiłków, które się w niej odbywały. Nigdy nie mogła siedzieć z przyjaciółmi. W drzwiach Sali ich drogi zawsze się rozchodziły; Tom dreptał do stołu Krukonów, Amy do stołu Puchonów, a Anna ze sztucznym, drwiącym uśmieszkiem podchodziła do stołu Ślizgonów, zajmując to miejsce, które akurat było wolne. Często siadała razem z Boltonem, na co Ślizgoni reagowali głupimi, podłymi komentarzami. Anna jednak bardzo szybko nauczyła się, że nie powinna i nie musi się nimi przejmować. Zawsze znajdzie się ktoś tak głupi, że będzie musiał drwić ze wszystkiego, ktoś taki choćby jak Malfoy. Tym razem Anna miała szczęście. Bolton chwycił ją delikatnie za ramię i oboje ruszyli w kierunku stołu, ignorując śmiechy i komentarze.
Wreszcie zajęli miejsca na samym końcu, tuż obok miejsc przygotowanych dla nowych uczniów. Anna spojrzała z zainteresowaniem na stół prezydialny. Najważniejsze miejsce zajmował Dumbledore; miał na sobie śliwkową szatę haftowaną srebrną nitką, a jego srebrna broda błyszczała jeszcze bardziej niż zwykle. Pogrążony był w rozmowie z profesorem Flitwickiem, którego ledwo było widać zza stołu. Po prawej stronie, przy końcu stołu siedział Hagrid. Po lewej stronie, prawie naprzeciw stołu Ślizgonów siedział Snape. Niezmiennie miał na sobie czarną szatę, a jego czarne włosy nie były ani o jotę mniej przetłuszczone. Skinął w stronę Anny nieznacznie głową. Dziewczyna odwzajemniła gest, uśmiechając się delikatnie.
- Brakuje McGonagall i nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią.
Usłyszała cichy szept skierowany wprost do jej ucha. Spojrzała na puste miejsca.
- McGonagall pewnie przyjmuje nowych uczniów, a co stało się z nowym profesorem, nie mam pojęcia.
- Może nikogo nie znaleźli?
Anna już chciała coś odpowiedzieć, kiedy drzwi za stołem prezydialnym otworzyły się i weszła przez niech wysoka, chuda, surowo wyglądająca profesor McGonagall, w ciemnoszmaragdowej szacie i takiej samej, sterczącej tiarze, a za nią weszła przerażona niczym baranki idące na rzeź, grupa pierwszoroczniaków. Ustawiła tłum pierwszoroczniaków przed stołem nauczycielskim, skierowanych wystraszonymi buziami w kierunku uczniów. Wszyscy w Sali skierowali swoje spojrzenia na wyświechtany kawałek materiału, spoczywający spokojnie na stołku, który wniosła pani profesor, a w powietrzu dało się wyczuć oczekiwanie. Wreszcie rozdarcie tuż przy rondzie rozpruło się, tworząc coś na wzór ust, a tiara zaczęła śpiewać:

Tysiąc lub więcej lat temu,
Tuż po tym, ja uszył mnie krawiec,
Żyło raz czworo czarodziejów,
Niezrównanych w magii i sławie.
Śmiały Gryffindor z wrzosowisk,
Piękna Ravenclaw z górskich hal,
Przebiegły Slytherin z trzęsawisk,
Słodka Hufflepuff z dolin dna.
Jedno wielkie dzielili marzenie,
Jedną nadzieję, śmiały plan:
Wychować nowe pokolenie,
Czarodziejów potężny klan.
Takie są początki Hogwartu,
Tak powstał każdy dom,
Bo każdy z magów upartych
Zapragnął mieć własny tron.
Każdy inną wartość ceni,
Każdy inną z cnót obrał za swą,
Każdy inną zdolność chętnie krzewi,
I chce jej zbudować trwały dom.
Gryffindor prawość wysławia,
Odwagę ceni i uczciwość,
Ravenclaw do sprytu namawia,
Za pierwszą z cnót uznaje bystrość.
Hufflepuff ma w pogardzie leni
I nagradza tylko pracowitych.
A przebiegły jak wąż Slytherin
Wspiera żądnych władzy i ambitnych.
Póki żyją, mogą łatwo wybierać,
Faworytów, nadzieje, talenty,
Lecz co poczną, gdy przyjdzie umierać,
Jak przełamać śmierci krąg zaklęty?
Jak każdą z cnót nadal krzewić?
Jak dla każdej zachować tron?
Jak nowych uczniów podzielić,
By każdy odnalazł własny dom?
To Gryffindor wpada na sposób:
Zdejmuje swą tiarę – czyli mnie,
A każda z tych czterech osób
Cząstkę marzeń swych we mnie tchnie.
Więc teraz ja was wybieram,
Ja serca i mózgi przesiewam,
Każdemu dom przydzielam
I talentów rozwój zapewniam.
Więc śmiało, młodzieży, bez trwogi,
Na uszy mnie wciągaj i czekaj,
Ja domu wyznaczę wam progi,
A nigdy z wyborem nie zwlekam.
Nie mylę się też i nie waham,
Bo nikt nigdy mnie nie oszukał,
Gdzie kto ma przydział powiem,
Niech każde z was mnie wysłucha.*


Anna przyłączyła się do ogólnych oklasków i wiwatów, jakie rozległy się w Wielkiej Sali. Tiara „ukłoniła się” przed każdym z czterech stołów, po czym znieruchomiała. Profesor McGonagall wyszła na środek, dzierżąc w dłoniach długi zwój pergaminu.
- Uczeń lub uczennica, której nazwisko wyczytam, wkłada tiarę i siada na stołku. Po usłyszeniu swojego przydziału wstaje i siada przy odpowiednim stole.
Kilku pierwszoroczniaków poszarzało na twarzy najwidoczniej na myśl, że mają założyć tiarę i usiąść na stołku przed całą szkołą.
- Ackerley, Stewart!
Z grupki wystąpił jakiś chłopiec, drżący nerwowo na całym ciele i z bladymi policzkami. Gdy włożył kapelusz na głowę, ten opadł mu aż po uszy; niepewnie usiadł na stołku.
- Ravenclaw! – wrzasnęła tiara. Przy stole Krukonów rozległy się gromkie oklaski. Chłopiec zdjął kapelusz i z wyraźną ulgą pobiegł w kierunku wiwatujących uczniów. Anna odszukała wzrokiem Toma. Klaskał najgłośniej ze wszystkich swoich towarzyszy. Uśmiechnęła się do niego. Zauważył ją i wyszczerzył się w uśmiechu.
Oklaski ucichły.
- Baddock, Malcolm!
Tym razem z tłumu wystąpił niezwykle chudy chłopiec o dziwnie wilczej twarzy. Jego szare oczy omiotły salę. Wciągnął na głowę kapelusz, a już po chwili…
- Slytherin!
Ślizgoni zaczęli wiwatować. Anna wymieniła spojrzenie z Boltonem i przyłączyła się do ogólnego, radosnego zrywu. Baddock podbiegł do stołu i zajął miejsce naprzeciw nich. Jego oczy były niezwykle chłodne, gdy omiotły sylwetkę Anny. Następne dwie osoby, brązowowłosy chłopiec i czarnooka dziewczynka trafili do Hufflepuffu. Anna odszukała wzrokiem Amy. Dziewczyna klaskała wesoło, witając się z nowymi uczniami, którzy wyglądali tak, jakby właśnie kamienie pospadały im z serc. Do Slytherinu trafiło jeszcze sześcioro nowych uczniów. Dwie dziewczynki i trzech chłopców. Anna uważnie przyjrzała się im oczom, tak uważnie, jakby chciała prześwietlić ich dusze i tylko w oczach jednej dziewczynki dostrzegła wątpliwości. Ceremonia dobiegła końca, McGonagall wzięła stołek i zniknęła za tymi samymi drzwiami, przez które wcześniej wprowadziła pierwszoroczniaków. Kiedy wróciła i zajęła swoje miejsce, Dumbledore podniósł się ze swojego wspaniałego krzesła i z uśmiechem na ustach rozejrzał się po Sali, rozkładając ramiona w geście powitania.
- Mam wam do powiedzenia tylko jedno: wsuwajcie!
Jak na komendę wszystkie półmiski zapełniły się wspaniałymi potrawami, a w Sali rozległy się okrzyki radości. Anna, wciąż napchana słodyczami, które zjadła w pociągu, nałożyła sobie na talerz odrobinę tłuczonych ziemniaków i kawałek pieczonego mięsa, który zdawał się pochodzić z kurczaka. Bolton nie miał jednak żadnych oporów i wkrótce jedzenie na jego talerzu spiętrzyło się w kupkę.
- Przepraszam, czy możesz mi podać sos?
Dziewczyna podniosła głowę znad talerza i spojrzała na osobę, która do niej przemówiła. Była to ta sama dziewczynka, w której oczach wcześniej dostrzegła niepewność. Z uśmiechem podała jej sosjerkę. Ta uśmiechnęła się blado w podziękowaniu.
Była bardzo ładna. Miała duże, okrągłe, czekoladowe oczy, pełne jasnych kropeczek, ciemne włosy sięgające ramion z prostą grzywką opadającą na oczy i ładnie wyprofilowane, brzoskwiniowe usta.
- Masz na imię Mary, prawda?
Zagadnęła Anna, na oślep dziobiąc jedzenie na swoim talerzu. Dziewczynka spojrzała na nią miło.
- Jestem Anna – oznajmiła, podając jej dłoń, którą Mary uścisnęła delikatnie. Na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec. – A to jest Bolton Bezimienny, nasz prefekt – dorzuciła, wskazując dłonią na siedzącego obok chłopaka. Odchrząknął i spojrzał najpierw na swoją przyjaciółkę, a następnie na Mary i wyciągnął w jej kierunku dłoń.
- Mam imię, ale nikomu go nie zdradzam – stwierdził jakby nieco obrażony, ściskając dłoń dziewczyny. – Wszyscy mówią na mnie Bolton, więc już przywykłem.
Rumieniec na twarzy Mary powiększył się, kiedy ściskała dłoń Boltona.
- Skąd jesteś? - zapytał nową uczennicę.
- Z Oakham. Mieszkam tam razem z matką. Ojciec zostawił nas, kiedy się dowiedział, że mama jest czarownicą.
- To przykre – oświadczyła Anna, takim tonem, jakby naprawdę było jej przykro. Mary wzruszyła ramionami.
- Do wszystkiego idzie przywyknąć – stwierdziła spokojnie, dziobiąc swój talerz z takim samym zapałem jak chwilę wcześniej robiła to Anna. Najwyraźniej chciała zmienić temat.
- Słyszeliście o tym, co się zdarzyło na Mistrzostwach Świata, prawda?
Anna miała wrażenie, że siedzący obok nich nowi uczniowie, którzy do tej pory pochłonięci byli rozmową, przerwali nagle, łapczywie słuchając ich rozmowy. Bolton nie sprawiał jednak wrażenia, że zauważył cokolwiek.
- Jasne! Kurczę, ale zamieszanie! Deportowałem się z ojcem i kuzynami na kilka chwil przed całym zdarzeniem. Kuzyni pokłócili się dość ostro i nie chcieli ze sobą gadać ani przebywać, a ojciec obiecał ciotce że się nimi zaopiekuje, więc wróciliśmy do domu. Kiedy rano przeczytałem o tym w gazecie, byłem wstrząśnięty.
- Ja strasznie żałowałam, że nie mogło mnie tam być, ale kiedy dowiedziałam się o tym, co się tam stało… byłam szczęśliwa, że się nie udało! Jak myślicie, kto to mógł być?
- Śmierciożercy – oświadczył spokojnie Bolton. Anna nie mogła się mylić. Nowi uczniowie wyraźnie im się przysłuchiwali. W międzyczasie potrawy zniknęły z talerzy, ustępując miejsca wspaniałym deserom. Mary spojrzała na niego z dziwnym rodzajem przerażenia. Sprawiała wrażenie takiej, która chciałaby już zmienić temat, dlatego gdy Anna oznajmiła jej, że jest na piątym roku, dziewczynka odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Ej, Stewart, werbujesz nowych ludzi do swojej armii miłosierdzia? – głos siedzącego nie tak daleko Malfoya potoczył się w jej stronę tak, jak wyjątkowo nieprzyjemny zapaszek.
- Kto to? – spytała Mary, wychylając się do przodu i szukając wzrokiem Malfoya.
- Idiota, którym nie należy się przejmować – mruknął Bolton, spoglądając w tym samym kierunku co Mary.
Anna rozejrzała się po Sali, poszukując wzrokiem swoich przyjaciół. Tom jadł właśnie kawałek ciasta, powstrzymując się przed wybuchem śmiechu na słowa siedzącej obok niego dziewczyny nazwiskiem Lay, a Amy rozmawiała z ludźmi ze swojego roku. Patrząc na to, Anna poczuła się bardzo samotna. Nie, żeby jakoś szczególnie zależało jej na rozmowie z rówieśnikami z domu, z niektórymi przecież rozmawiała, a oni starali się nie naruszać podjętych przez nią decyzji dotyczących jej przyjaciół, ale to nie to samo. W Slytherinie każdy dbał o swój nos. Pomiędzy uczniami tego domu nie panowały tak dobre stosunki jak pomiędzy uczniami innych domów, a przynajmniej takie wrażenie odnosiła Anna.
Kiedy wreszcie wszyscy się najedli, a złota zastawa zalśniła swoim blaskiem w blasku lewitujących świec, Dumbledore ponownie powstał ze swojego miejsca. Wesoły gwar wypełniający salę ucichł na tyle, że dało się słyszeć hulający na dworze wiatr i szum padającego deszczu.
- Moi mili – rzekł, przywołując na usta najbardziej promienny uśmiech – Skoro już wszyscy się najedli i napili - (Anna miała nieco odmienną opinię na słowo „najedli”) – muszę jeszcze raz prosić was o uwagę… Pragnę wam przekazać parę informacji. Pan Filch, nasz woźny, prosił mnie, abym wam powiedział, że lista przedmiotów zakazanych w obrębie szkoły została w tym roku poszerzona o wrzeszczące jo-jo, zębate frysbi i niechybiające bumerangi. Pełna lista zawiera chyba czterysta trzydzieści siedem przedmiotów i jest do wglądu w biurze pana Filcha, jeśli któreś z was zechciałoby do niej zajrzeć.
Anna była prawie pewna, że dyrektor powstrzymuje się przed chichotem.
- Jak zawsze pragnąłbym wam przypomnieć, że żaden uczeń nie ma prawa wstępu do Zakazanego Lasu, a uczniowie pierwszej i drugiej klasy nie mogą odwiedzać Hogsmeade. Z najwyższą przykrością muszę was też poinformować, że w tym roku nie będzie międzydomowych rozgrywek o Puchar Quidditcha.
Sala wypełniła się pomrukami głębokiego szoku i niezadowolenia.
- A nie będzie ich – kontynuował Dumbledore, nie zważając na odgłosy – z powodu pewnego ważnego wydarzenia, które będzie trwało od października przez cały rok szkolny, pochłaniając większość czasu i energii nauczycieli. Jestem jednak pewny, że nie będziecie żałować. Mam wielką przyjemność oznajmić wam, że w tym roku w Hogwarcie…
Odgłos grzmotu, jaki wypełnił całą salę był tak ogłuszający, że niektórzy uczniowie dopiero po pewnej chwili zdali sobie sprawę, że drzwi Wielkiej Sali otworzyły się na oścież. Anna wyciągnęła szyję. W drzwiach stał jakiś mężczyzna; miał na sobie czarny płaszcz podróżny i wspierał się na długiej lasce. Tnąca zaczarowane niebo błyskawica oświetliła jego sylwetkę, na którą teraz już wszyscy zgromadzeni w Sali zwrócili swoje spojrzenia. Przybysz zrzucił kaptur z głowy, strząsnął z oczu zmoczone, ciemnoszare włosy i jak gdyby nigdy nic ruszył w stronę stołu nauczycielskiego. Kiedy dokuśtykał do stołu i stanął obok dyrektora, kolejna błyskawica przecięła niebo. Anna przez dłuższą chwilę przyglądała się mężczyźnie, którego twarz wyglądała tak, jakby była polem do testowania nowych zaklęć, a błękitne oko osadzone w monoklu wirowało i kręciło się dookoła, w pewnym momencie znikając całkowicie z tyłu, pozostawiając samo białko i wytężając umysł, odgadła wreszcie, kim jest ów mężczyzna, który w tej chwili pochylił się w stronę dyrektora, zamienił z nim kilka słów, po czym zajął puste miejsce przy stole i nie zważając na nic, zaczął jeść. Jego magiczne oko wciąż wirowało.
- To Moody.
Szepnęła Anna w stronę Boltona, przypominając sobie to, co kiedyś mówiła jej matka. Jakby na potwierdzenie jej słów, Dumbledore oznajmił pogodnym tonem:
- Pragnę przedstawić wam naszego nowego nauczyciela obrony przed czarną magią, profesora Moody’ego.
Przecząc tradycji, która mówiła, że każdego nowego nauczyciela wita się oklaskami, Wielka Sala milczała, pozwalając na spontaniczne brawa tylko dyrektorowi i Hagridowi. Jednak i oni bardzo szybko przestali klaskać.
- Skąd wiedziałaś?
W głosie Boltona dało się wyczuć zainteresowanie.
- Mama mi kiedyś opowiadała o jednym z najlepszych współczesnych Aurorów. Moody ma lekkiego świra, ale to pomogło mu wyjść z wielu opresji.
Tak naprawdę Donna Stewart powiedziała o Alastorze „Szalonookim” Moody’m nieco więcej konkretnych słów, ale Anna nie zamierzała ich powtarzać.
Dumbledore odchrząknął.
- Jak właśnie mówiłem – kontynuował, nie wiele robiąc sobie z tego, że wszyscy wciąż patrzą na Moody’ego. – w ciągu nadchodzących miesięcy będziemy mieli zaszczyt być uczestnikami bardzo podniecającego wydarzenia, wydarzenia które nie miało miejsca już od ponad wieku. Mam wielką przyjemność oznajmić wam, że w tym roku odbędzie się w Hogwarcie Turniej Trójmagiczny!
- Pan chyba ŻARTUJE! – krzyknął ktoś od stołu Gryfonów. Anna spojrzała w tamtą stronę, ale było już za późno, by dostrzec z czyjego gardła wydarł się ten krzyk. A niech to! Jej ojciec miał rację! Nie wiedziała jednak dlaczego trzymał to w takiej tajemnicy.
- Ja wcale nie żartuję, panie Weasley – powiedział spokojnie Dumbledore – choć teraz, jak pan o tym wspomniał, przypomniał mi się znakomity dowcip, który usłyszałem tego lata, o trollu, wiedźmie i krasnoludku, którzy wchodzą do baru i…
Profesor McGonagall odchrząknęła głośno i bardzo, BARDZO znacząco.
- Ee… ale może nie czas, żeby… Na czym to ja skończyłem? Aha, na Turnieju Trójmagicznym… no więc tak… niektórzy z was nie wiedzą, na czym taki turniej polega, więc mam nadzieję, że ci, którzy wiedzą, wybaczą mi to krótkie wyjaśnienie, pozwalając swoim myślom błąkać się swobodnie. Otóż pierwszy Turniej…
Anna pozwoliła swoim myślom „błąkać się swobodnie”, jako że wiedziała, czym jest Turniej Trójmagiczny. Na ziemię powróciła dopiero w momencie, gdy Dumbledore ogłosił, że do Turnieju zgłosić się będą mogły tylko osoby, które mają ukończone siedemnaście lat, co wywołało nagłą falę oburzenia.
- Uważamy to za niezbędne – oświadczył nieco podniesionym głosem – jako że zadania turniejowe będą wyjątkowo trudne i niebezpieczne, i choć zostaną przedsięwzięte wszelkie środki ostrożności, nie sądzimy, by uczniowie poniżej szóstej i siódmej klasy mogli sobie z nimi poradzić. Osobiście dopilnuję, by żaden uczeń, który nie ma jeszcze siedemnastu lat, nie próbował oszukać niezależnego sędziego co do swego wieku, by dostać się na listę kandydatów.
Jego jasnoniebieskie oczy drgnęły, gdy zatrzymał je na chwilę na twarzy któregoś z uczniów.
- Dlatego proszę was, byście nie marnowali czasu na zgłaszanie się, jeśli nie macie siedemnastu lat. Delegacje Beuxbantos i Durmstrangu przybędą w październiku i pozostaną w Hogwarcie prawie do końca tego roku. Jestem pewny, że okażecie naszym zagranicznym gościom prawdziwą, godną naszej szkoły gościnność, a naszemu reprezentantowi szczere i bezwarunkowe poparcie. No, ale jest już późno, a wiem, jak bardzo zależy każdemu z was, by jutro rano wstać wypoczętym i gotowym do rozpoczęcia nauki. Pora spać! Zmykajcie!
Dumbledore usiadł i pogrążył się w rozmowie z Szalonookim. W Sali wybuchł gwar, rozległo się szuranie krzeseł i stóp, gdy wszyscy uczniowie powstali i ruszyli tłumnie ku podwójnym drzwiom wiodącym do Sali wejściowej. Bolton jakby nagle przypomniał sobie kim jest, bo zerwał się z miejsca i zawołał:
- Pierwszoroczni Ślizgoni za mną.
Wyprowadził grupkę uczniów przed resztą Ślizgonów. Anna ociężale podniosła się z krzesła i ruszyła w kierunku drzwi. Dopiero teraz poczuła się naprawdę zmęczona i senna. Nie marzyła o niczym więcej poza ciepłą kołdrą, pod którą miała zamiar ukryć się aż po sam czubek głowy. No, może prawie o niczym więcej, bo najpierw chciała wziąć ciepły prysznic. Gdy dotarła do drzwi wejściowych, z niemałym zaskoczeniem odkryła, że Amy i Tom czekają na nią przed Wielką Salą.
- Nie pójdziemy zbyt daleko razem – mruknęła, czując, że zaczyna zasypiać na stojąco, a poza tym, widok przyjaciół sprawił, że poczuła się jeszcze gorzej. Zawsze byli rozdzieleni. Nigdy nie mogła porozmawiać z Amy przed zaśnięciem, lub posiedzieć w pokoju wspólnym przytulona do ramienia Toma, który akurat zawzięcie się uczył. To było straszne.
- Odprowadzimy cię do lochów – oznajmił Tom. Anna po dłuższej chwili kiwnęła głową i cała trójka ruszyła w kierunku przeciwnym, niż oddalający się tłum Gryfonów. Podróż nie była jednak długa. W końcu przyszedł czas na pożegnanie. Anna mruknęła ciche „dobranoc”, po czym ruszyła w dół ciemnym, zimnym korytarzem, który idealnie oddawał jej samopoczucie.
- Panno Stewart?
Cichy głos który rozległ się za jej plecami, wybudził ją nieco z uśpienia, w jakie popadała z każdym kolejnym krokiem. Zatrzymała się i odwróciła na pięcie. Ku niej spokojnym krokiem szedł Snape, a jego twarz jak zwykle była nieprzeniknioną maską.
- Dobry wieczór, profesorze.
Walczyła z ciężkimi, opadającymi powiekami, próbując skupić spojrzenie na zmierzającym w jej stronę mężczyźnie. Wreszcie Snape stanął.
- Wszystko w porządku? – spytał szeptem, przyglądając jej się przenikliwie. Anna starała się nie zwrócić na to uwagi.
- Oczywiście, profesorze. Czy chciał pan ode mnie czegoś konkretnego? Bo muszę przyznać, że jestem strasznie zmęczona…
Snape przyglądał się swojej uczennicy przez kilka sekund w całkowitym milczeniu.
- Przypomnij pannie Vinnie, że powinna zdecydować się na jeden wygląd w ciągu tego roku. I idź spać. Jutro macie dwie godziny eliksirów z rana. Powinnaś być wyspana. Hasło to „Lojalne bractwo”.
- Dobrej nocy, profesorze. – mruknęła Anna, ruszając w dalszą podróż korytarzem.
- Wzajemnie, panno Stewart. – usłyszała w odpowiedzi. Nie zwróciła jednak na to uwagi. Szła przed siebie, coraz słabiej powłócząc nogami, więc kiedy wreszcie udało jej się dojść do wejścia prowadzącego do salonu, ledwo trzymała się na nogach. Bez przekonania mruknęła hasło i wtoczyła się do pomieszczenia przez łukowate przejście. W salonie, na ciemnej sofie przy kominku siedzieli jacyś uczniowie, ale Anna nie zamierzała zastanawiać się kto to jest. Podreptała korytarzem prowadzącym do sypialni dziewcząt. Popchnęła drzwi z napisem „rok piąty” i weszła do ciemnego pomieszczenia.
We wspólnej sypialni były cztery łóżka, a na trzech z nich już smacznie spały rówieśniczki Anny. Nie miała siły, żeby wejść pod prysznic, dlatego padła na pierwsze łóżko po prawej stronie, lądując na brzuchu i zamknęła oczy. Nawet się nie zorientowała, kiedy zasnęła.


~*~*~*~
* oryginalny tekst Tiary Przydziału pochodzący z czwartego tomu, oraz oryginalne teksty Dumbledore’a.

Ni hu-hu, teraz to sobie pomilczę, a co!
Pozdrawiam gorąco. :)

Och, oczywiście! Za szablon bardzo, ale to bardzo dziękuję Jill <3 Nie mogę się na niego wprost napatrzeć <3

6 komentarzy:

  1. Dobra, obiecałam, że się wypowiem, to się wypowiadam.

    Prolog - zaintrygował mnie styl wypowiedzi narratora albo raczej sposób w jaki piszesz. Zwinnie przebiegłaś od spraw zupełnie nie związanych z magią - dylemat sekretu rodzinnego i przynoszących pecha kolczyków ciotki, przez przedstawienie rodziny Stewartów i ich zwyczai. Rozwalił mnie ojciec ogrodnik i matka-kura domowa ex-aurorka, po czym ponownie zwinne przejście w temat prozy sekretów.

    Rozdział 1 - Och, długi był! Chyba najdłuższy jaki napisalaś, a przynajmniej tak mi się wydawało z powodu wielowątkowości. Najpierw charakterystyka melancholijnej natury Liama, potem naleśniki z serem i wścibska Anna, która musi o wszystkim wiedzieć.

    "Anna miała wrażenie, że dość mocno szarpie za klamkę nigdy nie otwieranych drzwi..." - błagam, powiedz mi, skąd bierzesz takie sformułowania?! Mówiłam już, że uwielbiam Twoje opisy i narrację <3
    Jeżeli miałabym przestać słodzić, to tylko na rzecz dialogów - wiem, że często bohaterowie mają infantylny czy banalny albo wręcz przestarzały styl wypowiedzi (i to jest spoko, bo nadaje to im charakter), jednakże myślę, że spokojnie dałabyś radę zrobić kwestie Anny i Liama trochę bardziej naturalne - zwlaszcza przy ich rozmowie o rzekomej śmierci babki przykuło to moją uwagę. No chyba, że dokładnie tak miało to wyglądać, to już się nie odzywam. :D

    2 - Aż musiałam sprawdzać w googlach co to jest zajęcza warga -,- Tradycyjnie jeden z Twoich ulubionych motywów - opisywanie początków, a odjazd z peronu 9 i 3/4 z pewnością się do tego zalicza. Własnie teraz mi coś w mózgu zaskoczyło i przypomnałam sobie, że Ania Shore też miała wybitnie dobry kontakt z ojcem. W ogóle Amy to takie piękne imię <3
    Nie wiem czy wspominałam... ale IV tom HP jest definitywnie jednym z moich ulubionych - uwielbiam klimaty Turnieju Trójmagicznego i strasznie się cieszę, że piszesz właśnie w tym konkretnie okresie. :D AAAAA jest i Draco <345
    "była pewna, że jest on równie fałszywy, co ulizany" - HAHAHAHAHAH PADŁAM!
    Drugi raz padłam jak Bolton zaczął bohaterzyć. lol. Dialogi są o wiele lepszej jakości w porównaniu do rozdziału 1. Serio :D
    Szkoda mi Toma, wrażliwy chłopak, ale swoją drogą ciekawe połączenie - dramat rodem z rodziny mugolskiej, a jednak w świecie czarodziejów.
    [z offtopu - nie wiem czemu, ale w trakcie czytana o tym jak jedna z uczennc potraktowała Malfoya zaklęciem, mój mózg zaczął sobie wyobrażać Twoich bohaterów w moim fanficu i odwrotnie; to chyba ta godzina...]Informacja na koniec: "Chyba lubię zarówno podróże, jak i uczty w szkole. Jakoś nie umiem się bez nich obejść." skomentuję to kwejkowym YOU DON'T SAY?!

    Żem się rozpisała... cdn. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy tym rozdziale się ubawiłam. Wypowiedzi bohaterów - idealne. Rozmowa toczyła się płynnie i naturalnie.
    Bolton Bezimienny - dobre, lubię Annę :D
    "przypomniał mi się znakomity dowcip, który usłyszałem tego lata, o trollu, wiedźmie i krasnoludku, którzy wchodzą do baru i…" a potem reakcja McGonagall - cudo hah.
    Muszę przyznać, że koncepcja relacji Anna-Snape, o dziwo, podobuje mi się. Głównie dlatego, że patrzę na Snape'a cały czas przez pryzmat tego, jak traktował Harry'ego. I ten "mily Snape" jest naprawdę przyjemną odmianą od tego ogólnie przyjętego wzorca podłego, wrednego i mściwego nauczyciela. Uraczył mnie jego gest do Anny przy kolacji - to w sumie hm... okazanie szacunku uczennicy, bo przecież wcale nie musiał nawet zwracać na nią uwagi. A potem jeszcze ta rozmowa w lochach - niby krótka, ale ohoho co tu ja widzę, Snape'a obchodzi jak się czuje jego podopieczna. Cieszę się, że w taki sposób go przedstawiasz, miła odskocznia, jak już mówiłam, od stereotypu. Zobaczymy, gdzie z tym dalej zajdziesz :))

    Streszczaj się, kobieto! Chcę 4 rozdział, noo :D
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, żarcik Dumbledore'a pochodzi żywcem z książki, więc za bardzo nie mogę się napuszyć, że jestem tak błyskotliwa. Co do dialogów w pierwszym rozdziale - domyślałam się, że właśnie mogą wyjść nienaturalnie. Może dlatego, że gdybym była na miejscu Liama, zbyłabym pytania wnuczki, ale powiedziała prosto z mostu, że zaciukał ją Voldemort i tyle jej wystarczy do dalszego życia. Z drugiej strony chciałam chyba jak najmniej przedstawić, żeby jeszcze kiedyś wykorzystać wspomnienia Liama w jakimś rozdziale lub osobnym wspomnieniu, dodanym w odpowiednim momencie, coby fabuły nie wyjaśnić za bardzo, bo wtedy byłoby nudno.

      Osobiście tylko nie wiem, gdzie Bolton bohaterzy w drugim rozdziale? xD

      Nie ma sprawy - jeśli widzisz swoich bohaterów w moim opowiadaniu, a moich w swoim, możemy zrobić kompilację i odcinek specjalny - sama teraz zaczęłam się zastanawiać, co mogłoby z tego wyniknąć :D Jakieś szalone poszukiwanie złotego runa - to na pewno! xD

      A co do Snape'a, bo jeszcze o nim słów parę w tymże moim opowiadanku - chciałam przedstawić go inaczej. Wiele było już wersji czułego Snape'a, dlatego postaram się go "wyrównać". Zresztą, w którymś rozdziale wyjaśni się nieco bardziej, dlaczego Severus lubi swoją uczennicę, a ona jego.
      Nie nie, nie mogę zdradzić zbyt wiele. Przekonasz się z czaasem! ;D

      Pozdrawiam gorącooooooo. Albo nie. Upałów mam już dość. Pozdrawiam lodowato! :)

      Usuń
    2. Z Dumbledorem - moje niedopaczenie. Dawno nie czytałam IV tomu. Trzeba to nadrobić :3

      ...ale w następnych rozdziałach dialogi były cudowne, więc podejrzewam, że to kwestia tego, że jeszcze nie mamy tych 60 czy 70 lat, więc ciężko nam nabrać naturalności w wypowiedziach bohaterów w tym wieku. Ale trening czyni mistrza ponoć, więc wszystko da się zrobić.

      ~Osobiście tylko nie wiem, gdzie Bolton bohaterzy w drugim rozdziale? xD
      To było wtedy, kiedy zaczął wypraszać Malfoya, który znowu się dowartościowywał na słabszych. Nie wiem czemu, mam po prostu bujną wyobraźnię i to czego nie dopisałaś, ja sobie dopowiedziałam. Huh, chyba jakaś nadinterpretacja z mojej strony. :q
      Co do ocinka specjalnego (lol, boję się co z tego może wyjść :D) - możemy się jakoś zgadać, z tym,że ja nie mam gg, ale dla Ciebie mogę założyć haha.

      No jasne, że nie spojluj ze Snapem. Ja chętnie się dowiem na własną rękę :D

      Również pozdrawiam klimatyzowanymi pozdrowieniami :D

      Usuń
    3. Haaa, no tak, trzeba jeszcze umieć czytać. Ja szukałam tego bohaterzenia w trzecim rozdziale, bo zapomniałam, że to już trzeci a nie drugi, więc to moje niedopaczenie wynikało właśnie z tego. O ja biedna, ślepa. Tragedia! xD

      Łaaa, dla mnie możesz założyć gg <3 No czuję się wyjątkowo, nie ma co! :D

      Hi,hi! Pozdrawiam. =)

      Usuń
  3. Jak to nie informowałam Cię o poście jak informowałam - sprawdzaj w Śmietnisku (btw - zaglądnij tam ;>) , bo teraz tam będę Ci spamować :*
    Dziękuję za tyle pozytywnych słów o moich dialogach!
    Btw jaram się kartą 'Odcinki specjalne' (btw tam też możesz zaglądnąć :D).
    Ściskawszy!

    OdpowiedzUsuń

Za każdym razem kiedy komentujesz, rodzi się jeden jednorożec.