05 czerwca 2012

Prolog


O N A 



Prolog







Pewien francuski dramaturg stwierdził kiedyś, że "Nie ma sekretu, który nie wyszedłby na jaw". Wielu z was może również wie o tym, że każda rodzina ma swoje sekrety, drzwi, które nigdy nie były otwierane. Oczywiście, nie chodzi tu o drzwi, które są na końcu długiego, ciemnego korytarza w rezydencji naszego wuja, o ile za tymi drzwiami wujek nie ukrywa prawdy o zaginionej Atlantydzie, lub drogocennych dziełach sztuki, które zaginęły lata temu. Kiedy ktoś mówi o sekrecie jako o "nigdy nie otwieranych drzwiach", ma zapewne na myśli sprawy, o których wiedzą jedynie członkowie rodziny, a czasem tylko jedna osoba z rodziny. Niektóre tajemnice, podobnie jak podróż późną nocą przez gęsty, mroczny las, mogłyby okazać się bardzo niebezpieczne. Otwierając szkatułkę naszej ciotki, możemy nie zdawać sobie sprawy z tego, że drogocenne klipsy znajdujące się w środku mogą ściągnąć na nas pecha. Jednak, zgodnie ze słowami francuskiego dramaturga, które przytoczyłem na początku, nie ma sekretu który nie wyszedłby na jaw. Najczęściej do jego uwolnienia przyczyniają się niewinne decyzje, lub tragiczne zdarzenia.
Historia, którą tu poznacie, nie należy do najweselszych, ale jeśli przygnębi was, to cóż będzie miała o niej powiedzieć piętnastoletnia Anna Stewart, która całkiem przypadkiem zaczęła drążyć sekret, którego nikt nigdy poznać nie powinien?
Anna była niezwykle inteligentną i miłą dziewczyną, o tym wiedzieli wszyscy sąsiedzi rodziny Stewartów. Jednak o tym, że Donna, Anton  i Anna są czarodziejami, nie wiedział w ich sąsiedztwie nikt i, będąc uczciwym do końca, nikomu ta wiedza nie była potrzebna.
Wiedli spokojnie, do złudzenia przypominające losy mugoli, życie, w ładnym, schludnym, piętrowym domku z białą fasadą i niewielkim daszkiem nad drewnianym, pomalowanym na zielono gankiem, na którym stała sofa i mały stolik. Do domku, ogrodzonego niewysokim, ceglanym murkiem prowadziła wyłożona kocimi łbami dróżka, wijąca się od furtki do schodów jak wąż. Po obu stronach ścieżki rosły niewysokie drzewka, wystrzyżone w figurę walca. Ktoś mógłby sobie zadać pytanie, po co czarodzieje strzygą drzewa w kształt walców? Otóż Anton Stewart, głowa rodziny Stewartów i zarazem jedyny mężczyzna w domu, traktował strzyżenie krzaczków w walce za zajęcie niezwykle pożyteczne i relaksujące. Donna Stewart, pani domu, nie zajmowała sobie głowy ogrodnictwem, ale za to uwielbiała gotować. Jej wspaniałe ciasto cytrynowe było znane na całej ulicy. Anna Stewart, jedyne dziecko Donny i Antona, uczęszczała do Hogwartu, a od września miała rozpocząć piąty rok nauki w tejże szkole. Dziewczyna była prawdziwą mieszanką ojca i matki. Po Donnie, Ann odziedziczyła wspaniałe ciemne włosy, duże, ładnie wykrojone usta i niezwykle jasne oczy. Po ojcu natomiast, Ann odziedziczyła długi, prosty nos i ładne kości policzkowe. Po Antonie, Anna odziedziczyła także dość spory wzrost, zaś po Donnie, nienagannie prostą i zgrabną sylwetkę. Całej trójce żyło się dobrze i dostatnie. Nie musieli się martwić o to, czy wystarczy im pieniędzy ani o to, że stracą pracę. Anton Stewart był urzędnikiem Ministerstwa Magii, Donna pracowała niegdyś jako Aurorka, ale ponieważ nie czuła się tam dobrze, przeniosła się do Szpitala Świętego Munga, gdzie bardzo szybko awansowała na stanowisko Głównej Uzdrowicielki. Była to praca bardzo odpowiedzialna, ale Donna, jako była Aurorka, nadawała się do niej świetnie, o czym zresztą świadczył jej niebywale szybki awans.
Jednak ja, rozpoczynając tą historię, nie chciałem wcale rozwodzić się nad zdolnościami kulinarnymi, lub wspaniałym charakterem Donny, nad ogrodowymi pasjami Antona, ani nawet nad urokiem i błyskotliwością małej Anny. Zacząłem tą opowieść o wzmiance na temat sekretu i to właśnie sekret tak przerażający, że wciąż boję się o nim mówić, a nawet myśleć, sprawił, że życie Anny zmieniło się całkowicie i dziewczyna po raz pierwszy w życiu zadała sobie arcyważne pytanie: Czy to wszystko mogło wydarzyć się naprawdę?


~~
Jestem. Na nowo. Z nową opowieścią. 
Póki co niczego wyjaśniać nie trzeba. Zapraszam do śledzenia.



5 komentarzy:

  1. Witaj :) trochę szkoda, że zrezygnowałaś z poprzedniego opowiadania, ale muszę szczerze przyznać, że to wydaje się być trochę ciekawsze. Przynajmniej tak wnioskuję z prologu. Bardzo mi się podoba i nie mogę się doczekać co będzie dalej. Mam nadzieję, że tym razem uda ci się dobrnąć do końca :) Będę trzymać za ciebie kciuki :) Czekam na pierwszy rozdział :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, bardzo bym chciała skończyć to opowiadanie, lub chociaż jego pierwszą część. Do poprzedniego może kiedyś wrócę, ale chyba za bardzo rozwlekłam w nim akcję i przybrałam formę, której nie chciałam.
      Dziękuję za miłe słowa i również serdecznie Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Ja uważam, że są sekrety, które nigdy nie wychodzą na jaw oraz takie, które ludzie zabierają ze sobą do grobów. Ale jeśli ktoś usilnie chce się dowiedzieć prawdy... Może być różnie :) Gdy zaczęłam czytać, nawet nie zorientowałam się, że to opowiadanie potterowskie. Dlatego bardzo się cieszę, że jednak nim jest. Zaczęłaś prolog z nutką grozy i tajemniczości, potem przeszłaś do klimatu raczej ciepłego i rodzinnego, wspominając o rodzinie owej Anny, a potem znów zakończyłaś intrygująco. Ja jestem bardzo ciekawa tej historii i na pewno będę tutaj zaglądać :).

    Pozdrawiam i zapraszam także do siebie ;)
    www.gryfonka-na-tropie.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ładny wstęp, to trzeba zaznaczyć na początku. Strasznie podobał mi się fragment z tajemnicami - intrygujący, ciekawy... świetny, po prostu. Spodziewałam się bardzo wysokiego poziomu u Ciebie i się nie zawiodłam : )
    Chyba pierwszy raz już w prologu polubiłam główną bohaterkę. Wydaje się bardzo sympatyczną i miłą osobą, zresztą podobnie jak jej rodzice. Aż od razu zaczynam się denerwować, że coś (a raczej ktoś?) zniszczy spokój tej rodziny. Doprawdy, nie mogę pojąć, jak mogłaś aż tak wpłynąć na moje emocje! Szczerze zazdroszczę Ci tego talentu.
    Hm właśnie przypomniałam sobie, że wspominałaś coś o pewnym panu... tak, tak, tak! Dawać go tu, zobaczymy, jak sobie poradzi ze słodką Anną ; ) Swoją drogą zastanawiam się, w którym jest domu?
    Tak z zupełnie innej beczki - wplotło Ci się kilka powtórzeń, choćby to "dziedziczenie". O ile dobrze pamiętam, użyłaś trzy razy tego słowa blisko siebie.
    Szczerze mówiąc, to zainspirowałaś mnie, aby przenieść się na blogspot. Próbuje się połapać się w tym serwisie, ale trochę mi ciężko. Eh. W każdym razie czekam na nowy rozdział i mam nadzieję, że nie zapomnisz mnie poinformować. Pozdrawiam [R-Grindewald.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak mnie natchnęłaś, że aż rozdział napisałam ; ) Jeśli chcesz, to wpadnij [R-Grindelwald]

    OdpowiedzUsuń

Za każdym razem kiedy komentujesz, rodzi się jeden jednorożec.